Najlepszym lekarstwem na bladzace po wyboistych szlakach mysli jest zajecie ich czyms innym. Na przyklad - lekcja polskiego. Kiedy wychodzilam dzis od dzieciakow, blizniaczki jadly jablka i spontanicznie zawolaly "czerwone jablko!"
- How would you say "I am eating a red apple"?
- Ja jem czerwone jablko.
- How about "You are eating a red apple"?
-Ty jesz czerwone jablko!
- How about a question now? "Are you eating a red apple?"
- Czy ty jesz czerwone jablko?
Uradowalam sie tak, ze do samego domu pysk mi sie smial. Ktos moglby powiedziec, ze po dwoch i pol roku nauki takie zdania nie sa znowu niczym szczegolnym, ale jesli sie rozlozy to zdanie, okazuje sie, ze jest w nim caly rzadek osobnych zagadnien, oprocz slowek jako takich.
Po pierwsze - czerwone jablko, a nie czerwona. To zestawienie maja chyba zauczone od czestego uzywania, ale poza tym wiedza, ze jesli rzeczownik konczy sie na -a, to przymiotnik tez powinien, a poza tym najczesciej bedzie -y. (O odmianie przez przypadki nawet nie marze :D Wiedza jednak, ze polskie slowa zmieniaja koncowki w szalony sposob i staram sie je nauczyc rozumienia odmienionych slow.)
Jem i jesz - dla amerykanskich dzieci to tez zupelnie nowy koncept, bo angielskie czasowniki odmieniaja sie minimalnie. Moje wiedza o bezokolicznikach (nazywamy je
fist words - slowo-piesc, i przy nauce mowi sie je z reka zwinieta w piesc). Potem wiedza o pierwszej osobie, ktora sygnalizuje sie kciukiem, oraz jak z pierwszej zrobic druga (pokazywana palcem wskazujacym). Wiedza, ze pozostale palce-osoby maja inne koncowki, ale ich jeszcze nie umieja.
Czy. Dzisiaj maglowalismy wlasnie robienie pytan. "Czy" to tez nowy gramatyczny klocek, bo przeciez w angielskim nie ma niczego dokladnie tak dzialajacego. A jeszcze udalo mi sie wyplenic zdania typu "ty jestes piszesz" -
you are writing, jakie usilowali robic dla zaznaczenia roznicy miedzy angielskim czasem ciaglym a prostym.
Znamy tez inne slowa pytajace, tak ze dzisiaj narobilismy pytan mniej i bardziej rozumnych, od "czy ty mowisz po polsku?" do "ile ty masz ksiazek w butelce?" i "gdzie ty lubisz pic wode z sokiem?" Chodzi jednak o to, zeby dzieciaki zalapaly szyk, zasade, i potem swobodnie skladaly klocki - slowa, ktorych znaja kilkaset. W takie dni jak dzisiaj mam wrazenie, ze to cale nauczanie ma sens, choc chwilami podczas lekcji opadaja mi rece :)