Wybrałam się dziś dziś do pracy nieco wcześniej, żeby zażyć choć na kilka minut świeżego powietrza. Zasiedziałam się ostatnio, głównie nad chałturkami - i w zasadzie, jeśli rzecz przeanalizować, częściowo jest to zasiedzenie umysłowe, bo czas na ciut ruchu by się znalazło. Mózg niby hula, przerabia słówka, tłumaczy ich setki, tysiące - od powrotu z Polski w sierpniu przerobiłam ich blisko 70 000, plus kilkanaście tysięcy słów transkrypcji, napisów do filmów itp. Organizm jako całość śniedzieje sobie tymczasem, bo większość czasu spędza w pozycji siedzącej.
Wracając zatem do mikrospaceru: w cieniu oraz tam, gdzie promienie słońca dopiero co docierały, czekały na mnie lodowe cudeńka pierwszego dnia z konkretnym przymrozkiem. Wystaczyło na szybko pstryknąć fotkę ławce, żeby złapać takie ładne przejście kolorów:
Przy tym szybkim pstrykaniu nie zauważyłam, niestety, że ten szron to nie tylko igiełki, ale malusieńkie choinki - jakby części śnieżynek! Mam więc tylko fragmenty zdjęć mocno nieostrych, ale zjawisko upamiętnić trzeba.
Stoliki i ławki pokryte były lodowym futerkiem.
Rośliny natomiast obsypał cukier, i to rafinowany - przypomniały mi się z dzieciństwa jego grube ziarna, które przyklejało się przykładowo do ciastek-wianuszków.
Niektóre zdjęcia wyszły dość abstrakcyjne i przez to bajkowe...
...i nawet takie szaro-burości potrafią być ciekawe.
A kiedy się popatrzyło tam, gdzie dotarło już słońce, bajkowe kryształki już wyznikały... i właściwie gdyby kalendarz nie straszył datami drugiej połowy listopada, można by pomyśleć, że właśnie przyszła wiosna.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 21 listopada 2016
poniedziałek, 12 stycznia 2015
15:20. בשלושה חודשים בירושלים
Największym wydarzeniem weekendu był niewątpliwie zakup biletów do Izraela i Jordanii - podjęliśmy decyzję, że dorzucamy te kilka dni, choć od razu pojawiają się czkawki, jak choćby taka: z Ammanu do Jerozolimy będziemy się przeprawiać w przedzień izraelskiego Święta Niepodległości, Jom Ha-Acmaut, w związku z czym trzeba się upewnić, jak działa przejście graniczne - czy przypadkiem nie zamyka się wcześniej, jako że 23 kwietnia zaczyna się tam już pod wieczór 22. Pamiętamy, co działo się w sabat w Jerozolimie, jak już w piątek koło czternastej nie szło niczego kupić (w naszym przypadku znaczków pocztowych... a była to najostatniejsza możliwość wysłania kartek!)
No i okazało się, że najbardziej upatrzonych biletów już nie ma, ale nie zmienia to zbytnio życia, bo w drodze powrotnej zamiast przekimywać noc na lotnisku w Ammanie, będzie się trzeba przytulić gdzieś w Tel Awiwie. I wygląda na to, że wykupiliśmy ostatnie lub jedne z ostatnich, jakie były dostępne... chyba że jakoś magicznie dorzucą miejsc.
Podoba mi się również to, że lecimy KRÓLEWSKIMI liniami lotniczymi :) Oraz to, że jedną z części podróży odbędziemy Embraerem, co się ma nijak do niczego, ale niesamowicie podoba mi się brzmienie słowa EMBRAER.
Z innej beczki: z Lili robiłysmy eksperymenty z mgiełkowaniem i pryskaniem. Zrobiłam stronę wzorcową:
Wykorzystałam miodową maskę od Mrouh, która aż prosi się o naszywanie, bo wyznacza piękne sześciokąty. Próbowałam też zrobić własną maskę jednorazową z dziurkacza.
Akurat napatoczył się w niedawnej korespondencji znaczek w skoordynowanych z tłem kolorach, więc poszedł jako dodatek. Pod nim jest białawy pasek demonstrujący spray lekko złocisty, ot tak, dla dodania poświaty.
Odkąd odkryłam brokat+Mod Podge, nie mogę się powstrzymać od dodawania go do każdej strony :) Ale tutaj widać też, że nawet delikatny Mod Podge rozmywa napsikanie Glimmer Mistami - może dlatego, że pod spodem jest gesso z akwarelami. Jak widać na zdjęciu całości, Gelato pociągnięte wodą (ten fioletowy obszar po lewej) powoduje właściwie całkowite zniknięcie wzoru.
A na koniec - dzisiejszy poranny widoczek z kuchni. Lubię, kiedy pojawia się taki skrawek światła, jakby niebo pękało.
I dobrze, że tyle się dzieje - przysypuje to wrażenia ze spotkań z ludzką głupotą tak oszałamiającą, że człowiek przez cały wieczór nie może wyjść z podziwu, że osoby w ogóle wpadają na takie pomysły, albo wierzą w tak przeraźliwie bzdurne teorie spiskowe. Olaboga.
No i okazało się, że najbardziej upatrzonych biletów już nie ma, ale nie zmienia to zbytnio życia, bo w drodze powrotnej zamiast przekimywać noc na lotnisku w Ammanie, będzie się trzeba przytulić gdzieś w Tel Awiwie. I wygląda na to, że wykupiliśmy ostatnie lub jedne z ostatnich, jakie były dostępne... chyba że jakoś magicznie dorzucą miejsc.
Podoba mi się również to, że lecimy KRÓLEWSKIMI liniami lotniczymi :) Oraz to, że jedną z części podróży odbędziemy Embraerem, co się ma nijak do niczego, ale niesamowicie podoba mi się brzmienie słowa EMBRAER.
Z innej beczki: z Lili robiłysmy eksperymenty z mgiełkowaniem i pryskaniem. Zrobiłam stronę wzorcową:
Wykorzystałam miodową maskę od Mrouh, która aż prosi się o naszywanie, bo wyznacza piękne sześciokąty. Próbowałam też zrobić własną maskę jednorazową z dziurkacza.
Akurat napatoczył się w niedawnej korespondencji znaczek w skoordynowanych z tłem kolorach, więc poszedł jako dodatek. Pod nim jest białawy pasek demonstrujący spray lekko złocisty, ot tak, dla dodania poświaty.
Odkąd odkryłam brokat+Mod Podge, nie mogę się powstrzymać od dodawania go do każdej strony :) Ale tutaj widać też, że nawet delikatny Mod Podge rozmywa napsikanie Glimmer Mistami - może dlatego, że pod spodem jest gesso z akwarelami. Jak widać na zdjęciu całości, Gelato pociągnięte wodą (ten fioletowy obszar po lewej) powoduje właściwie całkowite zniknięcie wzoru.
A na koniec - dzisiejszy poranny widoczek z kuchni. Lubię, kiedy pojawia się taki skrawek światła, jakby niebo pękało.
I dobrze, że tyle się dzieje - przysypuje to wrażenia ze spotkań z ludzką głupotą tak oszałamiającą, że człowiek przez cały wieczór nie może wyjść z podziwu, że osoby w ogóle wpadają na takie pomysły, albo wierzą w tak przeraźliwie bzdurne teorie spiskowe. Olaboga.
Labels:
art journal,
Izrael/Jordania 2015,
techniki,
turystycznie,
u nas na wsi,
zima
wtorek, 15 kwietnia 2014
1433. zaćmiło się
Księżyc mianowicie zaćmił się zeszłej nocy - pięknie, na czerwono. Nie dziwię się, że były czasy, kiedy ludzie trzęśli się ze strachu na widok takiego zjawiska, bo jest ono niesamowite.
T był bardzo dzielny i dość długo fotografował kolejne fazy - nie dość, że trzeba było nie spać, to jeszcze wystawić się na balkon w ujemnej temperaturze (tak, tak, nasypało wczoraj śniegu i leży do dziś - wieczorna śnieżyca budziła obawy, że nici będą z obserwacji zaćmienia, ale koło północy wszystkie chmury poszły precz). Ja tylko wstałam dwa razy, żeby zobaczyć pół Księżyca i potem całą tę czerwień.
Na wypadek, gdyby jednak się obserwacja nie udała, można było oglądać zjawisko na kanale NASA :)
Rano natomiast przywitał nas piękny, zimowy dzionek. Brrrr.
T był bardzo dzielny i dość długo fotografował kolejne fazy - nie dość, że trzeba było nie spać, to jeszcze wystawić się na balkon w ujemnej temperaturze (tak, tak, nasypało wczoraj śniegu i leży do dziś - wieczorna śnieżyca budziła obawy, że nici będą z obserwacji zaćmienia, ale koło północy wszystkie chmury poszły precz). Ja tylko wstałam dwa razy, żeby zobaczyć pół Księżyca i potem całą tę czerwień.
Na wypadek, gdyby jednak się obserwacja nie udała, można było oglądać zjawisko na kanale NASA :)
Rano natomiast przywitał nas piękny, zimowy dzionek. Brrrr.
Labels:
ale_kosmos,
u nas na wsi,
z życia wzięte,
zima
poniedziałek, 17 lutego 2014
1422. pax, quintus, rex i seneca
Śnieżek pada. Gwincik, ma dziś dołożyć kolejne dwadzieścia centymetrów! Nie sądziłam, że Ziemia jest w stanie wytworzyć taką ilość śniegu, przecież muszą być jakieś granice?
Poniższy obrazek przedstawia nazwy winter-stormów, bo w tym roku co przylatuje jakaś zawichura, to dostaje swoją nazwę. O ile mnie pamięć nie myli, zaczęliśmy od Herkulesa, a obecnie jesteśmy przy Rexie. Ciekawe, czy dojedziemy do końca alfabetu, a jeśli tak, to co dalej? KONIEC ŚWIATA?? Bo to już naprawdę będzie snowpocalypse?
Poniższy obrazek przedstawia nazwy winter-stormów, bo w tym roku co przylatuje jakaś zawichura, to dostaje swoją nazwę. O ile mnie pamięć nie myli, zaczęliśmy od Herkulesa, a obecnie jesteśmy przy Rexie. Ciekawe, czy dojedziemy do końca alfabetu, a jeśli tak, to co dalej? KONIEC ŚWIATA?? Bo to już naprawdę będzie snowpocalypse?
![]() |
Źródło |
piątek, 14 lutego 2014
1421. serducho i słodycze
Na niedzielę planuje się malowanie śniegu - wymyśliłam (a potem okazało się, że przede mną wymyśliła to już cała gromada innych osób...), że ponalewamy do butelek wody z barwnikiem spożywczym, porobimy dziurki w zakrętkach i pójdziemy kolorować śnieg. Dziś rano zrobiłam test - działa! Temat jakoś nawinął się sam :)
A skoro już jesteśmy przy tym święcie, to przedstawiam cukiernianą kolekcję kartek, które pojechały do Krakowa na Akcję Specjalną. Pierwszą z nich już kiedyś pokazywałam, a dziś wystąpi w towarzystwie pozostałych wypieków:
A skoro już jesteśmy przy tym święcie, to przedstawiam cukiernianą kolekcję kartek, które pojechały do Krakowa na Akcję Specjalną. Pierwszą z nich już kiedyś pokazywałam, a dziś wystąpi w towarzystwie pozostałych wypieków:
czwartek, 13 lutego 2014
1420. babeczki i bling
Auto rano czyste, nie trzeba ani skrobać, ani wykopywać. Temperatury przyjemne, minus osiem C, idę bez czapki, oczy nie zamarzają po kilku metrach od drzwi. Spokojnie można wytrzymać bez rajstop pod spodniami. Wesoły niebiesi szalik dynda luźno, zamiast spowijać szyję aż po czubek nosa (na skutek czego zaparowałyby okulary).
Nie trzeba czekać, aż pojazd dojdzie do siebie, żeby biednych tłoków w silniku nie szokować od razu dwoma tysiącami obrotów. Obyło się bez niemiłego piskozgrzytu przy odpalaniu. Ulice suche, nie ma śniegu, nie jest ślisko.
Życie jest piękne.
Ostatnio bardziej grzebię w słowach niż w kleju, ale że zaistniało zapotrzebowanie, to stworzyło się kartki. Jedna - świeżynka z dzisiejszego poranka - na urodziny szesnastolatki. Miało być słodko.
Bardzo mi się podoba ta trójskładanka, niby prosty pomysł, a daje fajne możliwości. Od razu pojawiają się kolejne wersje, ale na razie zapisują się w kajeciku i muszą czekać na później.
Na urodziny koleżanki z pracy powstała karteluszka z koroną. Tani stempelek z dolarowego koszyka, a dzięki malutkim błyszczydłom zrobił się dość atrakcyjny. Blingi przyklejałam tym razem za pomocą Glossy Accents - kusi mnie, żeby wysłać podobną kartkę testowo do Polski celem sprawdzenia, czy drobinki nie poodpadają po drodze.
Nie trzeba czekać, aż pojazd dojdzie do siebie, żeby biednych tłoków w silniku nie szokować od razu dwoma tysiącami obrotów. Obyło się bez niemiłego piskozgrzytu przy odpalaniu. Ulice suche, nie ma śniegu, nie jest ślisko.
Życie jest piękne.
Ostatnio bardziej grzebię w słowach niż w kleju, ale że zaistniało zapotrzebowanie, to stworzyło się kartki. Jedna - świeżynka z dzisiejszego poranka - na urodziny szesnastolatki. Miało być słodko.
Bardzo mi się podoba ta trójskładanka, niby prosty pomysł, a daje fajne możliwości. Od razu pojawiają się kolejne wersje, ale na razie zapisują się w kajeciku i muszą czekać na później.
Na urodziny koleżanki z pracy powstała karteluszka z koroną. Tani stempelek z dolarowego koszyka, a dzięki malutkim błyszczydłom zrobił się dość atrakcyjny. Blingi przyklejałam tym razem za pomocą Glossy Accents - kusi mnie, żeby wysłać podobną kartkę testowo do Polski celem sprawdzenia, czy drobinki nie poodpadają po drodze.
poniedziałek, 10 lutego 2014
1418. brrrr?
Zima wychodzi bokiem. Od dwóch miesięcy, czyli od powrotu z Polski, praktycznie dzień w dzień trzeba sobie wykopywać auto ze śniegu, względnie wyskrobywać je z lodu. Albo usuwać niezwykle wredną warstwę zlodowacenia po wewnętrznej stronie przedniej szyby, do której krzywizny nie pasuje żadne oficjalne narzędzie i najlepiej korzystać ze starej karty kredytowej.
Przy czym, jeśli się pojazd odkopie/odskrobie rano, to oczywiście nie ma gwarancji, że na parkingu w pracy operacji nie trzeba będzie powtórzyć. Wszak śniegu napadało już niemal tyle, ile mam wzrostu (jesteśmy na dobrej drodze do pobicia rekordu - jeszcze trzeba z pół metra, ale wir się kręci, końca kataklizmu nie widać.) Temperatury poranne nadal około -20 stojącej i -30 odczuwalnej.
Zastanawiam się, skąd się bierze tyle zimna. Tak naukowo, ale prostym językiem gdyby mi to ktoś wyjaśnił... I ciekawa też jestem, jak się do tej wściekłej zimy na dość znacznym obszarze ma globalne ocieplenie. Czytam teorie, że "jest zimniej, bo jest cieplej" i znakomicie rozumiem, że trzeba rzecz traktować globalnie, biorąc pod uwagę smażących się właśnie Australijczyków i suszę w Kaliforni. No ale??
A potem idzie się do lasu - i jest magicznie.
Przy czym, jeśli się pojazd odkopie/odskrobie rano, to oczywiście nie ma gwarancji, że na parkingu w pracy operacji nie trzeba będzie powtórzyć. Wszak śniegu napadało już niemal tyle, ile mam wzrostu (jesteśmy na dobrej drodze do pobicia rekordu - jeszcze trzeba z pół metra, ale wir się kręci, końca kataklizmu nie widać.) Temperatury poranne nadal około -20 stojącej i -30 odczuwalnej.
Zastanawiam się, skąd się bierze tyle zimna. Tak naukowo, ale prostym językiem gdyby mi to ktoś wyjaśnił... I ciekawa też jestem, jak się do tej wściekłej zimy na dość znacznym obszarze ma globalne ocieplenie. Czytam teorie, że "jest zimniej, bo jest cieplej" i znakomicie rozumiem, że trzeba rzecz traktować globalnie, biorąc pod uwagę smażących się właśnie Australijczyków i suszę w Kaliforni. No ale??
A potem idzie się do lasu - i jest magicznie.
Labels:
brzecze sobie,
u nas na wsi,
z życia wzięte,
zima
wtorek, 28 stycznia 2014
1413. największy cyferblat w domu
Nowy eksponat nam w chałupie się był pojawił - T i P pracują ostatnio w starym banku, który przerabia się na restaurację. To prawie zabytek - co prawda, próby nadania mu oficjalnego certyfikatu zabytku skończyły się fiaskiem, ale struktura jest stara (z lat dwudziestych zeszłego wieku) i piękna.
Wyrzucano w owym zabytku zegar - tutaj sobie można zobaczyć, jak to wyglądało jeszcze niedawno. Ciężka, marmurowa tarcza wisiała tuż nad wejściem do ogromniastego sejfu. A teraz wisi u nas nad kominkiem :)
Dla dopełnienia historyjki jest też fotka z czasu remontu - zegar już przejęty przez nowego właściciela, sejf, rzecz jasna, nie do ruszenia.
A na górze jest kopuła, a na jej szczycie - szkieuka!!
Z innej beczki - wiadomostka pogodowa: jeśli gdziekolwiek widzi się fioletową mapę, nie jest to dobry znak, nawet jeśli bardzo się lubi kolor fioletowy. Oznacza on bowiem wściekłe mrozy i chyba kolor nosa oraz kończyn po spędzeniu niewielkiej nawet ilości czasu na zewnątrz. Przywykłam już do tego, że w porze wyjścia do pracy jest gdzieś między -15 a -20, ale w ostatnich dniach znów zjechało poniżej -20, a odczuwalna poniżej -30.
Ale będzie jeszcze kiedyś wiosna, prawda?
Wyrzucano w owym zabytku zegar - tutaj sobie można zobaczyć, jak to wyglądało jeszcze niedawno. Ciężka, marmurowa tarcza wisiała tuż nad wejściem do ogromniastego sejfu. A teraz wisi u nas nad kominkiem :)
Dla dopełnienia historyjki jest też fotka z czasu remontu - zegar już przejęty przez nowego właściciela, sejf, rzecz jasna, nie do ruszenia.
A na górze jest kopuła, a na jej szczycie - szkieuka!!
Z innej beczki - wiadomostka pogodowa: jeśli gdziekolwiek widzi się fioletową mapę, nie jest to dobry znak, nawet jeśli bardzo się lubi kolor fioletowy. Oznacza on bowiem wściekłe mrozy i chyba kolor nosa oraz kończyn po spędzeniu niewielkiej nawet ilości czasu na zewnątrz. Przywykłam już do tego, że w porze wyjścia do pracy jest gdzieś między -15 a -20, ale w ostatnich dniach znów zjechało poniżej -20, a odczuwalna poniżej -30.
Ale będzie jeszcze kiedyś wiosna, prawda?
czwartek, 9 stycznia 2014
1406. zimne kartki w zimie
Wbiłam nożyczki w nowe papiery, które dostałam na gwiazdkę - papierów masa, trzy bloki wielkości płyt chodnikowych, a wymodziłam z nich całe dwie kartki :)
Chyba nadal dochodzę do siebie po akcjach świątecznych.
I sobie myślę - jak się to stało, że wśród tych wściekłych mrozów, zamiast zabrać się za jakieś kwiatysie albo tematy plażowe, naciupałam lodów??
Nowość poza tym nastała - zrobiłam karteluszkę po polsku. Zamówione mam stempelki z polskimi hasłami, ale póki co wystukałam na maszynie z nadzieja, że to będzie wyglądało bardziej na wintaż, niż plan awaryjny.
Następne w kolejności będą kartki z cudnymi stemplami przysłanymi mi przez Szanowną Mrouh - dziś rano odbiłam Stazonem, wieczorem się będzie malowało. Węszę klimaty buduarowe.
No i jeszcze notka o zimie: mamy na osiedlu "linijki" garaży. Przed linijką, w której mieszka nasz pojazd, kończy się trawnik idący na tym zdjęciu od prawej strony. W zimie spychacze usypują tam pryzmę śniegu i po jej długości można poznać, jak poważne były opady. Obecnie podziałka wskazuje, że pryzma sięga do szóstych drzwi - to nie żarty!
Chyba nadal dochodzę do siebie po akcjach świątecznych.
I sobie myślę - jak się to stało, że wśród tych wściekłych mrozów, zamiast zabrać się za jakieś kwiatysie albo tematy plażowe, naciupałam lodów??
Nowość poza tym nastała - zrobiłam karteluszkę po polsku. Zamówione mam stempelki z polskimi hasłami, ale póki co wystukałam na maszynie z nadzieja, że to będzie wyglądało bardziej na wintaż, niż plan awaryjny.
Następne w kolejności będą kartki z cudnymi stemplami przysłanymi mi przez Szanowną Mrouh - dziś rano odbiłam Stazonem, wieczorem się będzie malowało. Węszę klimaty buduarowe.
No i jeszcze notka o zimie: mamy na osiedlu "linijki" garaży. Przed linijką, w której mieszka nasz pojazd, kończy się trawnik idący na tym zdjęciu od prawej strony. W zimie spychacze usypują tam pryzmę śniegu i po jej długości można poznać, jak poważne były opady. Obecnie podziałka wskazuje, że pryzma sięga do szóstych drzwi - to nie żarty!
Labels:
BEZ REKLAM,
kartki,
papierrr,
u nas na wsi,
zima
Subskrybuj:
Posty (Atom)