Podłoga podłogą, a wcześniejsze zobowiązania spełnić trzeba - na przykład dekoracje na bridal shower, co to nawet nie wiem, jak ładnie napisać po polsku, bo niby że wieczór panieński, ale po pierwsze nie odbywało się to wieczorem, a po drugie była to impreza kościółkowa, nijak nie przystająca do standardowych szaleństw takiego wieczoru.
Myślą przewodnią dekoracji było Tea Party, więc zakupiłyśmy z koleżanką stado mieszanych filiżanek ze sklepów drugiej szansy, nasypałyśmy bielusieńkiego żwirku oraz szkiełek i w tym wszystkim posadziłyśmy świeczki herbacianki.
To jedna z najładniejszych filiżanek - powtarzam fragment zdjęcia, bo raduje mnie po prostu oglądanie takich ślicznych motywów.
Stoły udekorowałyśmy też kwiatami w kolorach weselnych, wybranych przez pannę młoda - bordo, czerwony i brzoskwiniowy. Dorzuciłam nieco białego dla rozjaśnienia sytuacji. I tak to wyglądało podczas przygotowań w łazience, kiedy całe to kwiecie umieszczone zostało w rozmaitych wazonach z przezroczystego szkła.
W zeszłą środę zrobiłyśmy też party favors - czekoladki Hershey's Kisses w tiulu na łyżeczce, z kukardką i serduszkiem. Na denkach czekoladek były jeszcze naklejki z imionami państwa młodych. Nie ma to jak wycinanie ponad setki dwucentymetrowych kółeczek :)
Tak prezentował się pojedynczy stół...
...a tak całość pomieszczenia - impreza odbywała się na sali gimnastycznej, więc wiadomo, że angielskiego ogrodu się z tego nie zrobi (a przynajmniej nie z naszym budżetem), ale babeczkom się podobało.
Teraz można zatem przeskakiwać do kolejnego projektu - szkółki niedzielnej na nadchodzącą sobotę :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą swiece. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą swiece. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 18 maja 2015
środa, 19 grudnia 2012
1247. fabryka światła
Dzielna byłam, szesnaście latarenek zrobiłam :)
Świecą sobie migoczącymi lampkami (o dziwo, w dolarowcu można kupić po trzy za dolar, aż podejrzane - 180 godzin świecenia za takie marne grosze?)
Tak to wyglądało w trakcie produkcji...
...a tak już po, w różnym świetle...
...i w całkowitych ciemnościach.
Coś w tym roku świąteczny nastrój nie bardzo chce się włączyć. I z lodówką kłopoty, i trojan w pracowym komputerze się przyplątał, i z innymi sprawami jakoś pod górkę, i z ludźmi obrażalskimi o bujnej wyobraźni, i śniegu nie ma... ale jest choinka, są święta w pracy, teraz trochę luzu. Dzisiaj wieczorem nic już nie kleję, nie śpieszę się, tylko czytam ksionszke.
Świecą sobie migoczącymi lampkami (o dziwo, w dolarowcu można kupić po trzy za dolar, aż podejrzane - 180 godzin świecenia za takie marne grosze?)
Tak to wyglądało w trakcie produkcji...
...a tak już po, w różnym świetle...
...i w całkowitych ciemnościach.
Coś w tym roku świąteczny nastrój nie bardzo chce się włączyć. I z lodówką kłopoty, i trojan w pracowym komputerze się przyplątał, i z innymi sprawami jakoś pod górkę, i z ludźmi obrażalskimi o bujnej wyobraźni, i śniegu nie ma... ale jest choinka, są święta w pracy, teraz trochę luzu. Dzisiaj wieczorem nic już nie kleję, nie śpieszę się, tylko czytam ksionszke.
środa, 22 lutego 2012
1109. fire & ice, czyli lodowy kursik
Craftypantki prezentują dziś pierwszą część swojego najnowszego eksperymentu, mianowicie lodowych świeczników i innych ozdób; pomysł zaczerpnęłyśmy od Marthy S, z dość starych książek i magazynów (choć... czy dziesięć lat kwalifikuje się jako "dość stary"?) Namroziłysmy różności, więc zachęcam do obejrzenia i oczywiście własnych prób.
U mnie powstał świecznik, który w ciemnościach prezentuje się następująco:
Do jego sporządzenia potrzebne były:
- dwa pojemniki różnej wielkości, takie, żeby jeden wszedł w drugi i żeby przestrzeń między nimi miała kilka centymetrów;
- obciążnik do pojemnika wewnętrznego, który oczywiście będzie usiłował pływać - u mnie szklane wieczko od wielkiej świecy;
- taśma do sklejenia pojemników i zapewnienia układowi mrożącemu stabilności;
- ozdóbki - u mnie płatki sztucznych kwiatków oraz fajansowe biżuterie;
- woda;
- mróz albo zamrażalnik.
Tak wygląda układ po zmontowaniu, gotowy do umieszczenia w mrożącej temperaturze:
W świetle dziennym produkt nie jest aż tak atrakcyjny, jak w ciemnościach - chwilę musiałam poczekać, aż odrobinę się nadtopił i wtedy udało się pozdejmować pojemniki. Lód wydaje się twardy, ale jest jednak kruchy i niestety takie mrożonki mogą dorobić się pęknięć przy niezbyt ostroznym traktowaniu.
I jeszcze jedna fotka, chyba moja ulubiona :)
Psalm 122
(1) Pieśń stopni Dawidowa. Weselę się z tego, że mi powiedziano: Do domu Pańskiego pójdziemy.
(2) Że stanęły nogi nasze w bramach twoich, o Jeruzalemie!
(3) O Jeruzalem pięknie pobudowane jako miasto w sobie wespół spojone!
(4) Bo tam wstępują pokolenia, pokolenia Pańskie, do świadectwa Izraelowego, aby wysławiały imię Pańskie.
(5) Albowiem tam są postawione stolice na sąd, stolice domu Dawidowego.
(6) Żądajcież pokoju Jeruzalemowi, mówiąc: Niech się szczęści tym, którzy cię miłują.
(7) Niech będzie pokój w basztach twoich, a uspokojenie w pałacach twoich.
(8) Dla braci moich i dla przyjaciół moich teraz ci będę żądał pokoju.
(9) Dla domu Pana, Boga naszego, będę szukał twego dobrego.
U mnie powstał świecznik, który w ciemnościach prezentuje się następująco:
Do jego sporządzenia potrzebne były:
- dwa pojemniki różnej wielkości, takie, żeby jeden wszedł w drugi i żeby przestrzeń między nimi miała kilka centymetrów;
- obciążnik do pojemnika wewnętrznego, który oczywiście będzie usiłował pływać - u mnie szklane wieczko od wielkiej świecy;
- taśma do sklejenia pojemników i zapewnienia układowi mrożącemu stabilności;
- ozdóbki - u mnie płatki sztucznych kwiatków oraz fajansowe biżuterie;
- woda;
- mróz albo zamrażalnik.
Tak wygląda układ po zmontowaniu, gotowy do umieszczenia w mrożącej temperaturze:
W świetle dziennym produkt nie jest aż tak atrakcyjny, jak w ciemnościach - chwilę musiałam poczekać, aż odrobinę się nadtopił i wtedy udało się pozdejmować pojemniki. Lód wydaje się twardy, ale jest jednak kruchy i niestety takie mrożonki mogą dorobić się pęknięć przy niezbyt ostroznym traktowaniu.
I jeszcze jedna fotka, chyba moja ulubiona :)
Psalm 122
(1) Pieśń stopni Dawidowa. Weselę się z tego, że mi powiedziano: Do domu Pańskiego pójdziemy.
(2) Że stanęły nogi nasze w bramach twoich, o Jeruzalemie!
(3) O Jeruzalem pięknie pobudowane jako miasto w sobie wespół spojone!
(4) Bo tam wstępują pokolenia, pokolenia Pańskie, do świadectwa Izraelowego, aby wysławiały imię Pańskie.
(5) Albowiem tam są postawione stolice na sąd, stolice domu Dawidowego.
(6) Żądajcież pokoju Jeruzalemowi, mówiąc: Niech się szczęści tym, którzy cię miłują.
(7) Niech będzie pokój w basztach twoich, a uspokojenie w pałacach twoich.
(8) Dla braci moich i dla przyjaciół moich teraz ci będę żądał pokoju.
(9) Dla domu Pana, Boga naszego, będę szukał twego dobrego.
Labels:
ciekawe linki,
craftypantki,
instrukcje,
izrael,
swiece,
Xmas,
zima
środa, 13 października 2010
849. kilka kropli jesieni
Ozdobiłam sobie ostatnio jesienne świece jesiennymi papierami – miałam jeszcze dołożyć napisy, nawet je wypieczątkowałam, ale szkoda mi było zasłaniać nimi wzorzyste papiery. Napisy zatem, choć smakowite - dynia z cynamonem i krem orzechowy - pójdą... do jakiejś przechowalni, wkleją się może do kajetu z pomysłami. Świeczki natomiast zaraz zameldują się na wyzwanie w Szufladzie.
Burzę dziś rano mieliśmy... chyba ze dwa tygodnie nie spadła ani kropelka, dzięki czemu mieliśmy wyjątkowo cudną kolorystykę na drzewach, ale jak dziś lunęło, to ścianą. A potem szłam sobie do pracy i upolowalam kilka kropelkowych zdjęć.



poniedziałek, 17 maja 2010
748. Dzień Chomika
Dziś ponoć jest Dzień Chomika – nie w sensie futrzastego zwierzaczka, tylko chomictwa domowego, które jest zapewne przypadłością wielu z nas, osób tworzących sztuki z mniejszą lub większą częstotliwością. Spędziłam zatem wczoraj trochę czasu w kraftowni, porządkując, organizując pudełka i przydasie, a nawet udało mi się spakować jedną reklamówkę do wyrzucenia. Nie jest to zbyt wielka ilość w porównaniu z wszystkim, co zachomikowałam, ale zawsze coś.
W odpowiedzi na piątkową myśl z Imaginarium powiem tyle:
Czerwonych butów nie posiadam ani pary, pewnie dlatego, że i ciuchów czerwonych w mojej garderobie się nie uświadczy. Jakoś tak podświadomie omijam, choć większość ubrań ma dość konkretne, żywe kolory. Od zawsze kręciłam się jednak bardziej wśród barw chłodniejszych.
Skoro o Imaginarium mowa, to wczoraj wytworzyłam sztuczkę butelkową na majowe wyzwanie codziennościowe; owinęłam mianowicie szklaneczkę świeczkową plastikiem z Mountain Dew, przyciętym do odpowiedniego rozmiaru. Plus jest taki, że można sobie łatwo, szybko i bezpłatnie przystosować świece do danej okazji, wystarczy niezmywalny pisak i ewentualnie jakieś dodatki. Na moim napisałam (trochę na wyrost, bo na zewnątrz nadal chłód) „Summertime – and the living is easy”, początek znanej piosenki.
W taki sposób można wypisać choćby życzenia dla solenizanta – na każdej świeczce inne; imiona osób, które mają zasiąść przy danym nakryciu, albo złote myśli na jakiś temat.
Plastik jest z tyłu złączony sznureczkiem metodą gorsetową, ale zapewne przezroczysta taśma również zdałaby egzamin, a byłaby szybsza w instalacji.
No i jeszcze sztuka za dziś – baaardzo niebieska kartka urodzinowa z kafelkiem, wszyscy czytelnicy wiedzą z czego, więc nie będę się powtarzać :D
W odpowiedzi na piątkową myśl z Imaginarium powiem tyle:

Skoro o Imaginarium mowa, to wczoraj wytworzyłam sztuczkę butelkową na majowe wyzwanie codziennościowe; owinęłam mianowicie szklaneczkę świeczkową plastikiem z Mountain Dew, przyciętym do odpowiedniego rozmiaru. Plus jest taki, że można sobie łatwo, szybko i bezpłatnie przystosować świece do danej okazji, wystarczy niezmywalny pisak i ewentualnie jakieś dodatki. Na moim napisałam (trochę na wyrost, bo na zewnątrz nadal chłód) „Summertime – and the living is easy”, początek znanej piosenki.


Plastik jest z tyłu złączony sznureczkiem metodą gorsetową, ale zapewne przezroczysta taśma również zdałaby egzamin, a byłaby szybsza w instalacji.
No i jeszcze sztuka za dziś – baaardzo niebieska kartka urodzinowa z kafelkiem, wszyscy czytelnicy wiedzą z czego, więc nie będę się powtarzać :D
Labels:
imaginarium,
kartki,
papierrr,
swiece,
wyzwania
środa, 11 listopada 2009
636. zębologia stosowana
Dentysta wczoraj mnie nie połknął, ani też nie odgryzł mi głowy, ale nie obyło się bez przygód. Najpierw rozwalił mnie zdeczka wystrój gabinetu i przyległych pomieszczeń, zapchanych licznymi eksponatami morsko-jeziornymi. Olbrzymie koło sterowe na postumencie, głowa od metalowego stroju nurka, liny i węzły, urządzenia nawigacyjne, wiosła, obrazy, shadow-boxy – i chyba też remont się tam odbywał, bo dechy jakieś leżały i parapety.
Potem był kłopot, bo pani nie mogła mnie znaleźć na liście pacjentów przysyłanych przez ubezpieczenie, czyli insiurę, jak mówi tut. Polonia (jak ja nie cieeeeerpię tego słowa.) Po rozkmince okazało się, że owszem figuruję w rejestrze, ale pod starym nazwiskiem! Widać kilka tygodni nie wystarcza, żeby aktualizacja dokonana na stronie internetowej ubezpieczalni rozeszła się po świecie. Co gorsza, będę dalej pod tym starym nazwiskiem, bo zębaczka w rejestracji powiedziała, że jak to zmienimy, to ubezpieczalnia w życiu się nie połapie. (Recepcjonistka miała szczękę wąską, a wystającą, prezentującą chyba z 90% klawiatury przy każdym uśmiechu.)
Następnie był drugi kłopot, bo chcieli mi pstryknąć szczęko-fotkę, nawet już obłożyli mnie ołowiem i umieścili na stosownym fotelu, ale machina za nic w świecie nie chciała się poddać perswazjom ani asystentki, ani samego szefa. (Aj, napisałam właśnie "persfazjom" przez f - bardzo dziwnie to wygląda.)
Miałam nadzieję, że pan dentysta załata mi ułamany kawałek plomby, ale nic bardziej mylnego: po prostu przeczyścił mi całość uzębienia, przy czym dowiedziałam się, że mam w zębach łaskotki. Na łatanie kazał się umówić osobno, więc powierzę to zadanie zaufanej dentystce w Polsce. Ot co. A ten dentysta – wilk morski zapewne wymyślił sobie, że w ten sposób wyssa więcej kasy z ubezpieczalni, jeśli przyjdę dwa razy.
No i tak się po kawałku usuwa zadania z listy rzeczy do zrobienia... i się w międzyczasie troszkę klei.

Potem był kłopot, bo pani nie mogła mnie znaleźć na liście pacjentów przysyłanych przez ubezpieczenie, czyli insiurę, jak mówi tut. Polonia (jak ja nie cieeeeerpię tego słowa.) Po rozkmince okazało się, że owszem figuruję w rejestrze, ale pod starym nazwiskiem! Widać kilka tygodni nie wystarcza, żeby aktualizacja dokonana na stronie internetowej ubezpieczalni rozeszła się po świecie. Co gorsza, będę dalej pod tym starym nazwiskiem, bo zębaczka w rejestracji powiedziała, że jak to zmienimy, to ubezpieczalnia w życiu się nie połapie. (Recepcjonistka miała szczękę wąską, a wystającą, prezentującą chyba z 90% klawiatury przy każdym uśmiechu.)
Następnie był drugi kłopot, bo chcieli mi pstryknąć szczęko-fotkę, nawet już obłożyli mnie ołowiem i umieścili na stosownym fotelu, ale machina za nic w świecie nie chciała się poddać perswazjom ani asystentki, ani samego szefa. (Aj, napisałam właśnie "persfazjom" przez f - bardzo dziwnie to wygląda.)
Miałam nadzieję, że pan dentysta załata mi ułamany kawałek plomby, ale nic bardziej mylnego: po prostu przeczyścił mi całość uzębienia, przy czym dowiedziałam się, że mam w zębach łaskotki. Na łatanie kazał się umówić osobno, więc powierzę to zadanie zaufanej dentystce w Polsce. Ot co. A ten dentysta – wilk morski zapewne wymyślił sobie, że w ten sposób wyssa więcej kasy z ubezpieczalni, jeśli przyjdę dwa razy.
No i tak się po kawałku usuwa zadania z listy rzeczy do zrobienia... i się w międzyczasie troszkę klei.


wtorek, 10 listopada 2009
635. zabawa z ogniem
W ostatniej chwili robie jeszcze kaftaniki na świece – na prezenty dla coniektórych osób odwiedzanych podczas nadchodzącej wyprawy. Prościutkie są, może trzeba dorzucić jeszcze cuś – jakiegoś ćwieczka albo może listek z dziurkacza, skoro nastrój i kolorystyka są dość jesienne? Plan jest taki, że każda będzie miała napis, na zdjęciu jedna jest jeszcze nieskończona.
W odpowiedzi na komentarz BogaczKi – tu można zobaczyć wagon podobny do Nikowego, jak również poklikać po okolicy i pooglądać, co jeszcze ten akurat sklep oferuje. (Joann’s to sklep ogólnokraftowy, od papieru i szmatek poprzez drewno, modelinę, koraliki, sztuczne kwiaty do pędzli, płócien, tortownic i przedmiotów cukierniczych. Raj na ziemi, do tego fajnie tam pachnie.)
Tu natomiast jest moje nosidełko sfotografowane na chybcika w bałaganie, bo nie udało mi się akurat takiego znaleźć w sieci.
Poza tym to stresa mam takiego, że aż mi się jeść nie chce. Idę po południu do dentysty i umieram ze strachu, ale nie ze względu na ból bynajmniej, tylko to, co zębolog wymyśli. Nie mam w tym kraju szczęścia do stomatologii – pierwsza kobieta była żoną szefa eks-szwagra, więc przymusowo trzeba było do niej chodzić. Pani raz mi dała pięć zastrzyków w jeden ząb, bo sobie nie mogła trafić, a ja za to potem myślałam, że nie trafię do domu. Nie było też gwarancji, że jej plombki wytrzymają dłużej, niż parę dni. Inny pan proponował mi wyrwanie ząbka z dziurą oraz removable device, czyli ni mniej, ni więcej – sztuczną szczękę. „I tu po drugiej stronie korytarza jest taki fajny człowiek, który to może znakomicie zrobić.” Sitwaaaaaa! Dentysta nie z sieci nareperował i pięć lat później ząbek się trzyma. Inny zaś wyliczył mi tak straszliwą ilość napraw, że też wzięłam nogi za pas...
Dzisiejsza wizyta to kolejny nowy, na razie jest problem z ubezpieczeniem, bo jak wół jestem zapisana do niego, a jakoś się ubezpieczenie nie może dogadać z gabinetem.
Jak ja żałuję, ze jedyny fajny dentysta, jakiego tu spotkałam, dr Chavez, nie należy do naszej sieci :(

Tu natomiast jest moje nosidełko sfotografowane na chybcika w bałaganie, bo nie udało mi się akurat takiego znaleźć w sieci.

Dzisiejsza wizyta to kolejny nowy, na razie jest problem z ubezpieczeniem, bo jak wół jestem zapisana do niego, a jakoś się ubezpieczenie nie może dogadać z gabinetem.
Jak ja żałuję, ze jedyny fajny dentysta, jakiego tu spotkałam, dr Chavez, nie należy do naszej sieci :(
wtorek, 5 maja 2009
499. na szybko
Krótka notka ilustrowana o tym, co się zrobiło ostatnio... najsampierw ateciak. Dziwna sprawa, bo w ateciakowni w mojej galerii miałam taką kartę w dziale dostępnych. Jedna pani się po nią zgłosiła, a tu - szkieuka za nic w świecie nie może tej karty znaleźć! Musiałam odtworzyć.
Koleżanka z pracy zamówiła sobie gwiazdę - samą gwiazdę, trochę dziwnie, bo zwykle starałam się je wkomponować w kartki. Ale niech sobie będzie. tło jest w rzeczywistości ciemnozłote (karton zdobyty z materiałów reklamowych przeznaczonych do recyklingu.)
No i jeszcze kilka pomysłów świeczkowych, z którymi chciałabym jeszcze poeksperymentować, ale na razie czekają w kolejce. Tu chodziło o niedrogi pomysł na dekoracje weselne w połączeniu z grubymi, wysokimi świecami już zakupionymi oraz kloszami typu hurricane lamp. Nie wiem, czy pomysł zostanie wykorzystany - w każdym razie zaniosłam go, razem z kilkoma innymi.


Subskrybuj:
Posty (Atom)