wtorek, 6 grudnia 2016

16:70. Utah 31: Nocleg na granicy stanów, czyli Stateline Campground, UT/AZ (środa/czwartek)

poprzedni odcinek | następny odcinek


Znaleźliśmy sobie w internecie i wydrukowaliśmy piękną, kolorową mapkę Vermilion Cliffs, taką na całą stronę. Trochę zaniepokoił nas fakt, że GPS zapowiadał, że 80 mil będziemy jechać dwie godziny. Wychodziłoby na to, że czekają nas wąskie drogi po 40 m/h. Prujemy jednak pięknymi szosami, po 65 m/h... co jest? 


Sprawa wyjaśniła się na ostatnich dziesięciu milach. GPS przeznaczył na nie pół godziny. Droga zaczęła się spokojnie, żwirowo – phi, tyle razy już jechaliśmy podobnymi. Dróżka stawała się jednak z mili na milę węższa, ale nie to było największym problemem. Okazało się, że krzyżuje się z wieloma ciekami wodnymi – obecnie suchymi jak pieprz, ale kiedy pędziła nimi woda (wszak tablica na wstępie ostrzega o flash floods czyli nagłych powodziach), wymyła płytsze i głębsze rowy.


Płytsze to pikuś, impala znakomicie daje sobie z nimi radę (oraz jej kierowca). Były jednak dwa przypadki, kiedy obawialiśmy się, że zbliżamy się niebezpiecznie do granicy, jeśli chodzi o wysokość zawieszenia. Zgłaszałam nawet gotowość do wyjścia z pojazdu, żeby zaoszczędzić jakiś centymetr albo dwa :)



Powolusieńku, cal po calu przeprawiliśmy się jednak przez te rowy z myślą, że może warto byłoby dołożyć do wyprawowego wyposażenia łopatę.

Dotarliśmy wreszcie na kamping na granicy stanów Utah i Arizona. Miejsce piękne:



I nie tylko piękne, ale również pełne niespodzianek: widzę, że maszeruje w naszą stronę jakaś pani i nagle słyszę DOBRY WIECZÓR! Zdumiałam się niepomiernie – nie żebym zapomniała języka w gębie, ale jakież jest prawdopodobieństwo, że na takim bezludziu w środku dzikiego zachodu spotka się Polaków?

Przylecieli tu z Niemiec na kilka tygodni i zwiedzają okolice – a wiadomo, jest co zwiedzać. Udało im się nawet być na Fali – niezwykłej formacji skalnej, na którą wpuszcza się tylko dwadzieścia osób dziennie i trzeba albo się zapisać na loterię w internecie, albo być tu na miejscu i też próbować losowania.

Pytaliśmy się ich też o kontynuację tej arcywertepiastej drogi na południe – my przybyliśmy z północy, a wypadałoby nam jechać dalej do miejsca obserwacji kondorów, a potem do mostu Navajo i dalej do miasta Page. Powiedzieli, że impala da radę. Zobaczymy – jesteśmy również przygotowani na to, że trzeba będzie zawrócić na północ i sunąć do Page tamtędy, rezygnując niestety z kondorów i mostu.

PS. Tylko przy tym całym pięknie niepokoją trochę znaki o grzechotnikach...


czwartek, 1 grudnia 2016

16:69. Utah 30: Tego nie ma na mapie, czyli Parowan Petroglyphs, Utah (środa)

poprzedni odcinek | następny odcinek


Niedługo po zjechaniu z Great Basin dokonaliśmy niefajnego odkrycia czasowego: otóż park leży w Nevadzie, tuż za granicą Utah – i jednocześnie za granicą strefy czasowej, gdzie czas zmienia się z górskiego na pacyficzny.

Od samego rana patrzyliśmy na Tomkową komórkę, która o nowej strefie oczywiście dowiedziała się już wczoraj (ale nie zwróciliśmy na to uwagi, tylko działaliśmy według zegara samochodowego, który zmienia się ręcznie). Fajnie nam się szło po tych górach, myśleliśmy, że jesteśmy do przodu.

A nie byliśmy! Zaraz wracaliśmy do Utah, więc ta niby „nadrobiona” godzina wtrymiga znika. Nie martwiliśmy się jednak, bo choć zostało nam jeszcze pięć godzin jazdy z okładem, mieliśmy zapas (skorzystaliśmy na przykład z prysznica w miasteczku Baker, bo już dawno nie było kampingu z łazienką).


Czasu było tyle, że kiedy na jednym z długachnych, prostych jak igła odcinków drogi prującej przez pustynię zobaczyliśmy tablicę „Parowan Petroglyph Site 2.5 miles”, zjechaliśmy w pustynię te rysunki naskalne obejrzeć, choć nie było ich w planie, ani nawet na mapie.





Petroglifów w wąwozie Parowan były całe gromady:





Nie wiemy o nich wiele, tyle, co wyczytaliśmy na tablicach – że ich autorami są Indianie Pajute i że może to być sztuka, ale równie dobrze twórcy mogli zawrzeć w nich jakieś znaczenie. Jedna z hipotez powiada, że na skałach tych znaczono jakoś ruchy ciał niebieskich:



Na innej tablicy pokazano z kolei interpretację tych znaków przez dzisiejszych Indian:


Dowiedzieliśmy się też, z jakich metod korzystano przy ich tworzeniu: pecking (dziabanie :), incising and scratching (nacinanie i skrobanie), abrading (ścieranie).


Fajnie, że się tu zatrzymaliśmy – zabrało nam to moze z pół godziny, a petroglify były inne od tych, które już znamy i bardzo starannie opisane. A fajnie też jest pomyśleć o tych, którzy mieszkali tu setki lat temu i spróbować sobie wyobrazić ich życie.

poprzedni odcinek | następny odcinek