sobota, 21 listopada 2015

15:61. perłowe adamaszki


Dwie kartki - niemalże bliźniaczki; z papieru z jakiegoś nabytego dawno zestawu i z recyklingowymi gwiazdkami. Gwiazdki powstały z tekturkowych resztek potraktowanych pastą strukturalną przez adamaszkową maskę Tima H., a następnie pogessowanych i kilkakrotnie malowanych perłową akrylówką.

Niny fajne - ale chyba jeśli się nie wie o tych wzorkach, to się nie bardzo je dostrzega. Ot, nierówności. Ilość włożonej pracy jest chyba niewspółmierna do efektu...



Skoro jednak gwiazdki mam (jeszcze kilka), to się je wykorzysta, choćby na przyszły rok.


piątek, 13 listopada 2015

15:60. śniegu nie ma, bałwanki są

W zeszłą sobotę ukleiły się trzy proste kartki z bałwankami - wzięły się stąd, że na kraftolekcji miałyśmy z Lili tworzyć ostatnią partię jej kartek, w kolorystyce niebieskiej (bo czerwono - zielono - złocistych mamy już zapas). W ostatniej chwili, to znaczy kiedy już przybyłam z gratami na miejsce, okazało się, że trzeba pędem zrobić kartkę urodzinową.

Lili wymyśliła, że będzie ją malować (miałyśmy na szczęście biały karton, a akwarele są na miejscu), w związku z czym u mnie powstało trochę luźnego czasu. Ponieważ były pod ręką bałwanki i wspomniane materiały zimowo-niebieskie, wzięło się i pokleiło, tak na szybko.

I fajnie z tymi kartkami, tylko jeszcze środki trzeba powklejać, prawie wszystkim. I upewnić się, że mam koperty.

I przed wyjazdem za tydzień włosy zafarbować, wykonać ostatnie zakupy, przetłumaczyć małą stertkę, odkopać się na zakładzie... a jeszcze maile by trzeba napisać, o pospolitym kurodomostwie typu pranie, sprzątanie i prasowanie nie wspominając. Stresssss.




czwartek, 12 listopada 2015

15:99. złoto, perły, brokat


Kontynuując temat bogatości... zbudowałam kartkę z kwadracików opisywanych kilka dni temu. Ze złotem i perłami. Lubię takie geometryczne zestawienia, choć klientela (na przykład fraucymer na zakładzie) stanowczo woli psiuńcie, krówki i myszonki.



I jeszcze raz z bliska... bo lubię, kiedy na zdjęciu wychodzą detale, których się gołym okiem przysłowiowym nie da zobaczyć, albo się nie zwraca na nie uwagi - jak na przykład włókienkowata struktura papieru. Mniam.


wtorek, 10 listopada 2015

15:98. na bogato 5 - król Artur w Chicago (Open House Chicago 2015)



Piąty przystanek podczas Dnia Otwartych Drzwi przeniósł nas setki lat wstecz - choć wejście przez restaurację Michaela Jordana takiej podróży w czasie nie zapowiadało.


Po przedarciu się przez nowoczesność trafiliśmy na dość starożytnie wyglądającą fontannę z hiszpańskiej majoliki (a minęliśmy też po drodze motywy celtyckie, mezopotamskie, arabskie i asyryjskie).


Zajrzeliśmy do sali balowej z grubachnymi belkami na suficie...


... i kolejną fontanną, również wyłożoną płyteczkami:


Pretty tile makes me smile :)


Przez korytarz z malowanym sklepieniem przechodzimy do kolejnej sali...


... znowu w drewnie, z grubymi belkami, mnóstwem malowideł - i szkiełkami!




I ładne, ciekawe to kawałek po kawałku - ale ta mieszanina trochę człowieka przysypuje. Pewnie taki też był cel :)

niedziela, 8 listopada 2015

15:97. panienka z okienka

... a raczej bałwanek z okienka. Albo insza choinka. Wykorzystałam wreszcie okienka sprezentowane już jakiś czas temu przez Mrouh, pociachałam kilka starych kartek - czasem trafi się taka, że idzie wykroić dwa tła, a czasem grzebie się w zasobach i ciężko jest znaleźć jakąś sensowną kandydatkę. 

I już wiadomo, że okienkowych kartek będzie więcej :) Zresztą innych też. Fabryka pracuje.







piątek, 6 listopada 2015

15:96. eksperymenty brokatowe


Zaczęło się od tego, że Mrouh podrzuciła mi filmik z panią tworzącą brrrrokatową bańkę na kartce - gdzieś mi się chyba to dziełko przewinęło przez Pinterest, ale nie zatrzymałam się na dłużej.

A tu - okazuje się, że bardzo sympatyczna technika! Trzeba wyciąć dziurę w kartonie - na przykład dziurkaczem, a następnie podkleić taśmą w taki sposób, żeby kleiste znalazło się w dziurkach. Sypiemy brokatem, przyklepujemy, strzepujemy - i voilà!


Mrouh wypróbowała też działanie takiego drobniusiego meszko-proszku - jak najbardziej się nadaje. U mnie jednak tylko na świecąco :)


środa, 4 listopada 2015

15:95. pudełko, jakiego długo nie będzie

Skończyłam kilka dni temu exploding box.
 


Jak do tej pory, produkowałam jedynie sześciany. Tym razem chciałam spróbować graniastosłupa o podstawie sześciokąta.

Po raz pierwszy i ostatni - przynajmniej na długo :)

Bo okazało się, że jest to dzieło strasznie pracochłonne. Nie umiem powiedzieć, ile dokładnie czasu zabrało, bo kleiłam je etapami i przegradzając kartkami, ale za to wiem, ile jest części: z tego, co policzyłam, to równiutko DWIEŚCIE.


Ale tak bywa, jeśli się człek nie może opanować i dokłada, dokłada... potem się okazuje, że na każdej ściance są średnio po cztery ozdóbki. Razy sześć ścianek. Razy dwie strony. Razy trzy warstwy. Plus trzy bazy. To już 147, a jeszcze nie ruszyliśmy przykrywki ani denka :)


Tak, że wykończywszy pudełko (nie powiem, jestem z jego ostatecznego wyglądu całkiem zadowolona), przeszłam do kartek, czyli prac dostarczających natychmiastowej gratyfikacji. No, może z natychmiastową to przesada, bo czasem się też kilkadziesiąt części trafia. I zylion kropeczek z farby 3d :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

15:94. szkieuka z papieru i akwareli

Stempelki witrażowe przeleżały w szufladzie długo - sama nie wiem ile, rok może, dwa? Oczywiście w wyobraźni kartki zrobione były już dawno. Zrealizowały się jednak dopiero niedawno i chociaż z początku zamierzałam zrobić wszystkie według tego samego wzorca, wyszły cztery kartki o całkiem odmiennej atmosferze.







Idziemy zatem we właściwym kierunku - zamiast produkować komponenty, sklejam wreszcie ostateczne wersje :)

niedziela, 1 listopada 2015

15:93. na bogato 4 - Tribune Tower (Open House Chicago 2015)

<<poprzedni odcinek>>  ||  <<następny odcinek>>


Kiedy po wyjściu z Old Republic Building przekroczyliśmy rzekę Chicago, od razu rzuciła się nam w oczy kolejka do neogotyckiej Tribune Tower, prowadząca do poniższego ozdobnego wejścia. Jak do tej pory, udawało się nam wszędzie wejść bez czekania, ale trudno, musi kiedyś przyjść czas na pierwszą kolejkę.


Żeby mniej się nam nudziło, kolejkowiczów wciągnięto w zabawę polegającą na rysowaniu okolicznych budynków (i nie tylko, bo jeśli ktoś miał życzenie uwiecznić śmietnik, to też mógł.) Przypomniałam sobie, jak trudne jest rysowanie - pierwsza wersja, na której usiłowałam ująć jakoś perspektywę, poszła do wyrzucenia, bo wstyd by ją było pokazywać. Skończyło się na płaskim ukazaniu jedynie kawałka wieży z zegarem.



W Tribune Tower zwiedza się właściwie tylko lobby. A szkoda - bo ze zdjęć w internetach wygląda, że na jej szczycie też byłoby się czym zachwycić; na przykłąd werandą oraz widokami na miasto, a i wnętrze tamtejszej imprezowni jest ciekawe, ozdobione eksponatami związanymi z drukiem (wszak TT od początku wiąże się z mediami; obecnie rezyduje tam gazeta, stacja radiowa i telewizja).

Przewodniczka wyjaśniła, że lobby przypomina katedrę, bo właściciel Chicago Tribune uważał, że gazeta i dziennikarstwo zasługują na świątynię. Stąd również wzniosłe cytaty wyrzeźbione na ścianach.


Nad recepcją wisi sobie spora mapa - gdy powstała, była największą mapą plastyczną kontynentu północnoamerykańskiego. Z tego, co mówiła przewodniczka, ulepiono ją ze zmielonych banknotów, bo był to wtedy najtrwalszy papier.


Naprzeciwko mapy mamy cytat z Konstytucji - również z ciekawostką w postaci literówki :)


W malusieńkim, właściwie jednopokojowym muzeum (znowu kolejka, bo ktoś postanowił drobiazgowo sfotografować każdziutki eksponat) oglądamy między innymi inne projekty TT, jakie zgłoszono w konkursie blisko sto lat temu. W sumie ciekawie byłoby, gdyby wygrała jakaś inna opcja - szczerze mówiąc, TT nie należy do moich ulubionych struktur w Mieście. (Tutaj można rzucić okiem na jeszcze inne propozycje konkursowe.)


Muzeum prezentuje też pierwsze strony gazet z wiadomościami o wydarzeniach, z którymi obeznany jest chyba każdy zwiedzający:





Jest również ciekawostka o wyborach z 1948 roku - tytuł oznajmiający, że wygrał Dewey. Czy ktoś pamięta prezydenta Deweya? No właśnie, nikt nie pamięta, bo tak naprawdę wygrał Truman, choć wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że będzie inaczej. Na podstawie tychże gazeta zdążyła już wydrukować wieści.

Powodem było to, że skład gazety musiał się odbywać z wyprzedzeniem, bo w 1948 r. zastrajkowali chicagowscy linotypiści (protestując przeciwko ustawie ograniczającej działania związków zawodowych) i przygotowanie gazety odbywało się tak, że pisano ją na maszynie, potem to fotografowano i z tego robiono płyty do drukowania. Zabierało to więcej czasu, a na dodatek trzeba było wziąć pod uwagę to, że na wschodnim wybrzeżu ze względu na strefy czasowe wybory kończyły się wcześniej.

Stąd pośpiech - i przypadek ów pewnie zostałby zapomniany, gdyby nie to, że kopia gazety dostała się w ręce Trumana, który stwierdził "A ja słyszałem coś innego" i ten humorystyczny moment został nawet uwieczniony na zdjęciach.

Gazeta również podeszła do tego zdarzenia z humorem i na 25 rocznicę wyborów zamierzała nawet obdarować Trumana związaną z nim pamiatką, ale prezydent niestety zmarł.


Wśród innych zdjęć w mini-muzeum spodobał mi się transport naprawdę wielkiej rolki papieru z magazynu do drukarni :)


No i trudno też nie wspomnieć w kontekście TT o dość niezwykłej kolekcji - otóż na ścianach budynku wmontowano ponad setkę kamieni i fragmentów ze znanych miejsc i struktur. Ponoć sam McCormick zapoczątkował ten zbiór, przywożąc pamiątki ze swoich dziennikarskich podróży.

I bardzo przyjemne jest to, że po lewej stronie ozdobnego wejścia (patrz zdjęcie na początku niniejszej notki) pyszni się kawałek Wawelu :)