wtorek, 29 maja 2012

1159. proszę państwa, oto miś...

...miś jest bardzo grzeczny dziś,
chętnie państwu łapę poda.
Nie chce podać? A to szkoda.

Wróciliśmy wczoraj dość późnym wieczorem z szybkiej wyprawy w Appalachy, w Smoky Mountains. Relacja dziś będzie bardzo krótka, bo ledwośmy się rozpakowali, wyłączono prąd (albo okoliczne burze coś popsuły, albo klimatyzatory hulające w upalny dzień położyły sieć), a i nam dość szybko skończył się prąd w organizmach, bo trzy intensywne dni i dwie zarwane noce dały troszkę popalić. Obejrzeliśmy więc tylko pędem zdjęcia, które wymagają jeszcze oczywiście wiele pracy (hm, Projekt Fotka zrobił niniejszym trzy kroki do tyłu...)

Wrzucam więc jedynie filmik z najbardziej niezwykłej chwili. Planowaliśmy mianowicie wstać wcześnie i zajechać na wschód słońca pod Clingmans Dome, a potem wydrapać się na szczyt i na wieżę obserwacyjną celem doświadczenia wschodu słońca. Niestety - zaspaliśmy jakieś pół godziny, ale wyszło nam na dobre, bo kiedy zaczęliśmy się wspinać na rzeczoną wieżę, zobaczyłam w lesie jakieś ruchy... i zatkało mnie, bo przecież jednak niedźwiedzie to rzadkość!

 

Pani Misica z małymi przez dobry kwadrans praktycznie ignorowała nas oraz z tuzin innych osób, które oczywiście natychmiast wywlokły z plecaków sterty sprzętu fotograficznego, z wielkimi statywami i półmetrowymi obiektywami łącznie. A ja... wzruszyłam się do łez, patrząc z niedowierzaniem na sympatyczne pycholki, na gęste futra, w których pobłyskiwała rosa w świeżym słońcu, dopiero co po wschodzie. Grzebały sobie w zielskach, wyjadały coś, aż wreszcie mama zaczęła się jednak niepokoić i przyglądać otoczeniu. W końcu bez większego pośpiechu zarządziła odwrót.

Wspominaliśmy sobie potem, że jesteśmy prawie jak magnesy na dzikie zwierze - na Alasce udało nam się zobaczyć komplet, łącznie z niedźwiedziami i wilkami, które wruszyły nawet przewodniczkę, bo widuje się je nieczęsto. Na każdej wyprawie coś się trafia, częściowo może dlatego, że zwykle bardzo wcześnie zaczynamy dzień i zwierzaki właśnie jedzą, wyłażą na łąki, niedaleko dróg.

Tak, że jeszcze będą opowieści, bo i jelenie były, i dzikie indyki, i dzięcioły, i żółw, i nawet węże... a tu jeszcze o szlaku Appalachów by trzeba wspomnieć, i o wodospadach... CDN!

czwartek, 24 maja 2012

1158. oczobipnie i błyszcząco

Po pierwsze - karteluszkę zrobiłam, raczej prostą, na urodziny koleżanki z pracy, ale jest w niej pewien myk: otóż ma wierzchnią warstwę z plastiku z brokatowym pokryciem - owo pokrycie widać nad klapkami, potem jest kawałek plastiku zupełnie przezroczystego i potem jeszcze brokatowy czerwony pasek.

Taki plastik był niedawno przylepiony do okładki jednego z naszych magazynów, w którym właśnie pracuje owa koleżanka, więc mam nadzieję na moment, w którym powie "ooooooooo! okładka!"


W dziale błyszczydeł mam jeszcze do zaraportowania, że powiódł się eksperyment z brokatową akrylówką w alkoholu technicznym (tak sobie będę roboczo nazywać rubbing alcohol). Myślę jednak, że farby trzeba dawać mniej, bo skorzystałam z dorady z Tubki i płyn najwyraźniej robi się przy takich proporcjach ciężki i zamiast ładnie psikać mgiełką, robią się większe placki. Placki też są ciekawe, ale nie to mieliśmy na myśli :)

Papier przy takim eksperymencie jest też przemoknięty i tak już zostaje, czyli wychodzi dwustronny.


Zielska na balkonie też mają oczobipne kolorki w porannym słońcu:





A już jutro wieczorkiem jedziemy na wycieczkę i mam nadzieję, że upoluję na niej mnóstwo kwiecia, gdyż Smoky Mountains to ponoć mekka kwiatolubów! Polowanie będzie tylko fotograficzne, bo to w końcu park narodowy :)

środa, 23 maja 2012

1157. o poranku...

...dokonałam dziś wielu rzeczy, ugotowałam jarzynki na sałatkę, przysmażyłam pieczarki do zapiekanek, powymyślałam to i owo, ukleiłam tablice do opowieści... ale zdjęcia to mi wyszły wyjątkowo marne. Trudno, robiłam je pędem, a nie ma gwarancji, że wieczorem będą lepsze, a dziś już musze zawieźć całość szkółkowych produkcji do koleżanki-nauczycielki. Takoż z braku laku dobry kit.

Mamy więc tablicę o uciszaniu burzy - baza to samo niebo i fale, a opowiadająca będzie przylepiała postacie, chmury itd. Tablice mają około 60x90cm. 


Do tego dzieciaczki dostaną też tła - niebo, chmury i łódź. Resztę będą doklejały, ewentualnie kolorując. Pioruny są samoprzylepne - bardzo jestem z nich dumna, bo początkowo planowałam zakup gąbki samoprzylepnej, ale okazało się, że żółtej samoprzylepnej nie ma, ale za to jest czerwone. Stąd pioruny są dwukolorowe :)

A że wczoraj byłam zdenerwowana niesłuszną, moim zdaniem, krytyką (na dodatek od osoby, która naprawdę powinna się przyjrzeć belkom w swoim oku, zanim zajmie się cudzymi źdźbłami), wycinanie osiemnastu piorunów miało wspaniałe działanie terapeutyczne :)


Druga historia to siewca i cztery rodzaje roli - tutaj jedynym elementem dodanym przez opowiadającą będzie siewca, no i potem ziarenka (naklejki). A, no i jeszcze ptak wydziobujący ziarno z drogi oraz dorodna pszenica na dobrej ziemi. Reszta jest już przytwierdzona na stałe.


W ramach prac ręcznych dzieci dostaną pokazywane wcześniej pudełka z czterema ziemiami, gdzie również będą dodawały naklejki-ziarenka i dorosłą pszenicę. A koleżanka zamierza też przynieść pojemniki z przykładami tych ziem, coby mieszczuchy mogły podotykać. I jeszcze w pierwszy dzień konwencji będzie sadzenie prawdziwych nasion w prawdziwej ziemi, po czym nastąpi Wielki Przekręt i w drugi dzień podstawi się jakieś maleńkie roślinki, żeby w trzeci dzień dzieciaki mogły wziąć do domu "wyrośnięte" pamiątki :)

Oprócz tego, zainspirowana pogaduchami z nieocenioną Mrouh, eksperymentowałam wczoraj ze zrobieniem domowych glimmer mistów z alkoholu (rubbing alcohol, żadne tam wina i likiery) oraz cieni do powiek. Cienie były dość jasne, więc mimo, że ciecz wyglądała dość atrakcyjnie i migocząco, na papierze ślad jest ledwo-ledwo widoczny. Nie ma nawet jak zdjęcia zrobić.

Na następnym etapie zamierzam pomieszać z alkoholem farbę akrylową. Widzę na tubce, że można, a przy tym kolor powinien powstać trochę bardziej intensywny, no i może nie trzeba będzie się martwić, czy psik przyczepi się do papieru, dodawać lepiszcza itd.

No i kartkę jeszcze zrobiłam... ale już wysłana :)

poniedziałek, 21 maja 2012

1156. pomarańczowe lato

Wczoraj był bardzo pomarańczowy, słoneczny dzień - gościliśmy Wnuczkę Alicję i oczywiście odbyły się standardowe zajęcia typu czytanie (mam nową ulubioną książeczkę - There's a wocket in my pocket; trochę się waham, czy czytać dziecku po angielsku, skoro staramy się nie mieszać języków, czyli żeby dana osoba posługiwała się tylko jednym, ale może jakoś to będzie... Ala i tak trochę miesza, a babcia hoduje nadzieję, że jednak się te słowa powsypują ostatecznie do właściwych, OSOBNYCH pojemników i mała nie będzie pongliszować, dorzucając na dodatek okruchy hiszpańskiego.

Babcia również miała pomysł, żeby nauczyć się razem z Alą hiszpańskiego, ale po namyśle postanowiła wykorzystywać do tego celu osiedlowego Meksykanina. Dzisiaj mam piękne i niezbędne nowe słowo, które planuję mu zaprezentować - martillo neumático, a to dlatego, że dziś na osiedlu ryją młoty pneumatyczne:

Esta mañana, los trabajadores rompieron las aceras con martillos neumáticos.)

Wracając jednak do Ali - było budowanie farmy, robienie i jedzenie zapiekanek, zabawy z Dziadkiem na balkonie, stemplowanie, rysowanie, nawlekanie koralików - oraz wyprawa do parku i na plac zabaw.

T eksperymentuje nieustannie z nowym aparatem:





Mój stary Coolpixik, troszkę nadpsuty i popełniający samowolki w zakresie wysuwania obiektywu, też daje radę:



W zakresie kraftów zaś - gotowe są cztery gleby do przypowieści o siewcy:


Przypominam też, że u Craftypantek trwa wyzwanie biżuteryjne, a jutro będą opowieści o tym, jak zrobić sobie koralik z materiału budowlanego!

niedziela, 20 maja 2012

1155. enchanted highway

Dziś z okazji niedzieli wybierzemy się na małą wycieczkę za pomocą filmiku, na który natknęłam się przy okazji porządkowania zdjęć (Projekt Fotka posuwa się naprzód - powoli, bo powoli, ale jednak udaje mi się zapełniać  kolejne komórki w tabelce, choć nadal pozostają jeszcze działy w ogóle nie tknięte.)

Poniższe nagranko pochodzi z początku Enchated Highway w Północnej Dakocie. Stoją tam przy drodze ogromne żelaziwa, że skorzystam ze ślicznego słowa mojej Mamy, w postaci rozmaitych rzeźb - owadów, ryb, bajkowych postaci. Jadąc autostradą krajową numer 94, zasuwającą dwa i pół tysiąca kilometrów od Chicago po Montanę, z daleka widzi się potężną instalację z dzikimi gęsiami. Zjeżdża się, oczywiście, bo nie można przepuścić takiej okazji, ogląda i kręci filmik - drżący, bo wygwizd na tym wzgórzu panuje nielichy:

registered tax return preparer

As they say, in life two things are inevitable: death and taxes. The conclusion is, then, that tax preparer jobs should be quite stable, no matter what the economy looks like. One place that will help you become a Registered Tax Return Preparer is fastforwardacademy.com - a company that provides individuals and companies around the world with necessary tools to efficiently manage their needs in professional education. As the name itself says, this site is designed to make every effort to supply the most useful and efficient exam prep material, so the students can learn fast and pass, thus fast-forwarding their careers in the fields of taxation, securities and insurance.

The site helps you in multiple ways: you can learn how to prepare tax returns and pass the IRS RTRP test with one complete book, plus 10 hours of RTRP CPE. The comprehensive wages and business review covers both wages and small business returns 1040 series. The materials have been updated for the 2011 test period; they are organized with key concepts, tips, examples, and quizzes. You also get free online practice questions, which you can study chapter by chapter with the book.

Fastforwardacademy.com offers three levels of classes, so you can choose what fits best with your current level of knowledge and with your needs, and you can use these classes on any device. Before you spend any money, you can try their test bank just by registering. Once you sign up for a course, you will receive a physical book, no matter where you are in the world. To make sure that the customer is satisfied, all these courses have a pass guarantee, plus a 30-day money back guarantee.

piątek, 18 maja 2012

1153. małe początki

Nie za wiele na razie mam gotowego do pokazania, cały rządek elementów pozostaje w stanie rozgrzebanym... obiecuję sobie jednak solennie, że dziś wieczorem przysiądę, bo wiele czasu już nie ma. Przysiądę, jak tylko wrócę z moim autkiem od mechanika, bo dzwoniono, że już jest cacy i wyklepane. Hurra! W moim kobalcie jestem stanowczo lepszym kierowcą, niż w tej mazdce, więc zwrot pojazdu jest dla wszystkich korzystny.

Póki co - uczniowie w kolorze jako element na Wielką Płytę, na której będzie opowiadana historia, plus Piotr zapadający się w wodę, uczniowie mniejsi - do prac dzieci oraz ziarenka do przypowieści o czworakiej roli.

czwartek, 17 maja 2012

1152. o morzu i pszenicy

Nadchodzi pora kościółkowej konwencji, a co za tym idzie - pomocy i kraftów dla dzieciaków na szkółkę. Jako zwykle, nasza grupa będzie tycia, zarówno pod względem wieku, jak i rozmiaru: dwu-trzylatki, zestawów robię siedem, bo to ładna, biblijna liczba, i zawsze zostaje dla ewentualnego starszego rodzeństwa naszych uczestników.

Tematy na razie są dwa, docelowo mają być trzy - trzeci jeszcze musi się wymyślić. Zakładam, że do niedzieli uporam się z tym, o czym wiem, a trzeci jakoś upchnie się w przyszłym tygodniu.

Na razie bardzo dumna jestem z moich uczniów, którzy będą płynęli łodzią podczas burzy. Nie udało mi się znaleźć odpowiedniego obrazka, więc zeskanowałam 11 osobnych ilustracji, ujednoliciłam w miarę wielkość postaci, wycięłam, zlepiłam, zeskanowałam ponownie - i tak sobie będzie wyglądała cała jedenastka:


Dwunasty - Piotr - będzie wędrował już po wodzie.

A tu mam szkic do przypowieści o czworakiej roli:


I szkic do wspomnianej burzy:


Sporo jeszcze pracy to wszystko wymaga, ale grunt to mieć wymyślone; materiały też w zasadzie zostały zebrane, jeszcze tylko drobny zakup w postaci takiej cienkiej gąbki, najlepiej samoprzylepnej, z której zamierzam wyciąć błyskawice.

Ciag dalszy nastąpi :)

środa, 16 maja 2012

1151. pomarańczowo-srebrzysta trauma

Powinnam jeszcze w zmyślnikowanym w tytule słowie dodać "drewniano" albo "paździerzowo", bo gdyby nie ów materiał, to traumy by nie było. Otóż zasuwałam sobie w zeszły piątek w sposób dość zrelaksowany do domciu, całe te moje pięć minut, aż tu nagle dostrzegłam, że okazała płyta paździerzowa niby-to umocowana na dachu pojazdu sunącego sąsiednim pasem traci łączność ze swoim transportem i, jak na zwolnionym filmie, jeden róg podnosi się w górę... sznurki się zsuwają... płyta staje na sztorc... i w sposób nieukniony, jak fala tsunami, płynie w moją stronę.

Pomyślałam szybko, że może przyspieszę i fala mnie ominie. Niestety - tak całkiem nie udało mi się uciec i usłyszałam głuche ŁUP. Transport skręcił od razu na parking, ja za nim, trzęsąca się z wrażenia. Głośniej, niż przykazywałoby dobre wychowanie oraz samokontrola, zapytałam kierowcę, czy ma ubezpieczenie, bo jego materiał budowlany raczył był właśnie wytrzasnąć mi zagiętkę w drzwiach.

Zupełnie nie mam doświadczenia w takich sprawach; policję, zdaje się, wzywać należy tylko w sprawach spornych; zaczęliśmy więc od zadzwonienia do ubezpieczenia. Dzwonił kierowca, a ja w tym czasie prowadziłam dość długą konwersację z dziadkiem-pasażerem. Okazało się, że mieszkają niemal naprzeciwko nas, że Filipińczycy (i że dziadek wie o Wałęsie oraz że w Polsce jest Szczecin, Warszawa i Kraków), że pastor baptystów, że zbory zakładają na Filipinach, że płyta przeznaczona była na jakąś huśtawkę dla wnuka, że zawsze przywiązywał sznurkiem, a tu ktoś mu poradził użyć takie gumy z haczykami... i że jest w Nowym Testamencie werset o wierze martwej bez dobrych uczynków, przy czym mój interlokutor znacząco spoglądał na wgięte drzwi.

Werset wersetem, ale nie znaczy to, że mam jeździć z zagiętką, która za rok czy dwa zapewne odpryśnie farbę i zacznie rdzewieć, znacząco obniżając wartość mego pomarańczowego autka. Ubezpieczenie zresztą od razu obiecało naprawę na swój koszt.

Takoż i dzisiaj udałam się na appointment u mechanika, co było nielichym przeżyciem. Dostanie się w nieznane tereny jest samo w sobie przygodą, tym bardziej, że żaden tam GPS, tylko mapka i własna orientacja. Do tego dochodzi jazda obcym autem, brrrr! Strasznie jestem staroświecka pod tym względem, niby radzę sobie, ale taaaakie to niewygodne. A tu ubezpieczyciel pokrył również pojazd zastępczy, tyle, że trzeba było się przebić przez kilka prób wtrynienia mi lepszego auta, do którego musiałabym dopłacić, oraz jakiegoś wypasionego ubezpieczenia.

No i tak to się turlam obecnie srebrzystą mazdką, a pomarańczek ma być gotowy na piątek. I cieszę się niezmiernie, że doznał tylko takiej zagiętki, a nie na przykład potłuczonej przedniej szyby, że rzecz się działa w miarę powoli, a nie pędem, gdzieś na autostradzie... ale traumy kropelka zostaje, dziś wjeżdżając właśnie na autostradę miałam przed sobą przyczepkę pełną drewna i PĘDEM ją wyprzedzałam, bo to już by był skandal, żeby w drodze do mechanika jeszcze raz zerwać przysłowiowym tubajforem :)

poniedziałek, 14 maja 2012

1150. porządkowań ciąg dalszy

Wspominałam już o przytłaczającej ilości zdjęć, jaka czeka na moim laptopku na opracowanie i zapakowanie do albumów – pierwszą część weekendu, od siódmej rano w sobotę, spędziłam na ogarnięciu tego bałaganu. Projekt będzie dość czasochłonny, o wiele łatwiej byłoby po prostu zgrać zdjęcia na płytkę... ale wtedy zapewne już nigdy do nich nie zajrzę, a lubię sobie jednak grzebać  we wspomnieniach. Mój niewielki twardy dysk nie jest w stanie pomieścić tych skarbów... pozostaje więc Picasa. A jak Picasa kiedyś pęknie, to będę smutna, ale ów smutek ogarnie miliony użytkowników, a w grupie zawsze raźniej.
 
Sporządziłam więc sobie tabelkę z albumami wymagającymi działania; stąd i nowa zakładka, mająca na celu zmotywowanie mnie do konkretnych działań J. Są one podzielone na cztery etapy: wybór, zmniejszenie, załadowanie, opisy. Tak naprawdę myślałam, że jest gorzej – przy bliższym oglądzie okazało się, że nie wszystko trzeba będzie zaczynać od zera.  Uff. 
 
A wczoraj pojechaliśmy na małą wycieczkę W SZÓSTKĘ, niebywała sprawa, że się wszyscy zebrali...  Z czego wynika nowa paczka zdjęć do obrobienia J Było jednak pięknie, pogody lepszej nie można by sobie wymarzyć; poszwendaliśmy się nad Rock River... choć to może nienajlepsze słowo, bo szwendanie kojarzy mi się z leniwym powłóczeniem nogami, a my musielismy pokonać kilkaset schodów. Była też i atrakcja technologiczna – elektrownia atomowa w Byron (ogromniaste chłodnie tuż na wyciągnięcie ręki powalają mnie swoim rozmiarem), trochę historii – ponadstuletni dzwon, który w swojej karierze przeleżał również 40 lat na dnie jeziora w Wisconsin oraz wielgachny  pomnik indiańskiego wodza.
 
Trochę brakowało mi kwiecia, bo zielenią czuliśmy się zalani po kokardę, ale jakoś innych kolorów nie znaleźliśmy zbyt wiele. Nie ma co narzekać, kwiatysie pofotografuje się kiedy indziej.

Castle Rock State Park - wyleźliśmy na górę, oglądaliśmy rzekę.

Pospolite kwiatuszki, bluszczyk kurdybanek,
jeden z moich ulubionych kolorów.

Illinois Freedom Bell (ten z jeziora) w Mt. Morris.

Trójkolorowy buk - każdy listek jest różowo-biało-brązowy.

Lowden State Park - statua Czarnego Jastrzębia.

Śliczny zielony robaczek - po angielsku green tiger beetle,
po polsku -TRZYSZCZ. Cóż za piękne słowo - niektórzy kłóciliby się,
że nie ma w nim samogłoski, bo uważają "y" za spółgłoskę :)

Malownicza atomówka w Byron.

Ponadstuletnia biblioteka w Sycamore.

Coś na kształt ratusza w St. Charles - budynek w stylu
Art Moderne, rodzaju Art Deco.
Ciekawe... ale o wiele bardziej wolę falistą,
pnącą się secesję :)

custom address plaques

One of the bigger accomplishments in life is acquiring a home – some of us have dreams of a perfect abode, where their imagination and research plans all the fine details; some perhaps focus less on the minutiae but still seek a comfortable and satisfying place to live. And once we have this proverbial roof over our head, wouldn’t it be nice to adorn it with a stately, yet affordable address plaque?

A variety of custom address plaques is available at justaddressplaques.com. The customer can select from residential address plaques for walls, lawns and to be hung on posts. Also, different styles are available: Williamsburg, Whitehall, Providence, to mention just a few options. They range from very simple ones, like ovals or rectangles featuring just the number of the residence (an example being some of the Gaines address plaques), to more ornate ones, decorated with oak or ivy leaves, flags, dueling deer, shells, birds, pinecones and other motifs.

To make the search easier, the website includes a Power Filter, where you can specify various factors, like the size, material, color, price range and even nighttime visibility.

The company prides itself on excellent customer service, as shown in testimonials and also a number of customer-friendly initiatives and policies like deal of the day (daily web specials) reward points, lowest price guarantee and return policies. Thus, even if one is short on cash after purchasing and furnishing a new home, adding a decorative address plaque, this final touch, this proverbial cherry on the cake, is easy and quite affordable.

piątek, 11 maja 2012

1148. porządkując, robiąc listy

Ostatnie tygodnie nie dość, że były przygnębiające, to jeszcze spowolniły motywację i wszelakie niekonieczne działania. Teraz jednak się odkopaliśmy, a jednym z lekarstw na deprechę (o dziwo, wiosenną) było postawienie sobie czegoś, na co się czeka, a mianowicie wycieczki na długi weekend. Udajemy się na południowy wschód, w Appalachy, a konkretnie w Dymne Góry :)


Jazdy do Smoky Mountains na wstępie będzie dość trochę - około 10 godzin do miejsca, gdzie zamierzamy się zatrzymać na pływanie łodzią po ogromnym jeziorze w jaskini. Potem kręte, górskie drogi, sztuczne jeziora, wielka tama oraz nocleg ciut na południe od parku narodowego, stanowiącego jednocześnie UNESCOwy rezerwat biosfery, więc na pewno będzie pięknie.

W drugi dzień chcemy zdążyć na najwyższą górę na wschód słońca (2025 mnpm), a potem będzie się zwiedzało wodospady, stare górskie osady i inne ciekawostki. Chcielibyśmy też przejść Bardzo Mały Kawalątek, może z milę albo dwie po granicy między Tennessee i Północną Karoliną, słynnym szlakiem Appalachów, ciągnącym się przez 3500 km amerykańską częścią tego łańcucha, z Georgii aż do Maine. Przejście całości za jednym zamachem zajmuje pięć do siedmiu miesięcy, więc raczej się na to nie będziemy porywać, choć bywają tacy ambitni :)

Drugą noc będzie się spało wewnątrz parku, w dolinie zwanej Cades Cove. Na trzeci dzień, zapewne bladym świtem, bo zwykle tak mamy, ruszamy w drogę powrotną, z przystankiem w piaskowcowych łukach na północy Tennessee.

W ramach przygotowań powstały strony do Gromadziennika, opisujące rezerwacje i plany:


Nie pamiętam też, czy oglądaliśmy już strony o wielkanocnej wycieczce do Michigan City w Indianie?



Czeka w kolejce dokończenie dwóch tomów Gromadziennika z Izraela, polegające głównie na sporządzeniu okładek oraz kieszonek na to, czego nie dało się wkleić.

Oprócz tego na tytułowych listach znajduje się porządkowanie zdjęć, bo jestem BARDZO do tyłu; mamy jeszcze wyprawy z zeszłego roku, których nawet nie tknęłam (na przykład Kanada), a kilka jest rozgrzebanych... a tu za dwa tygodnie będą powstawały nowe, i to zylion, bo T otrzymał wczoraj drogą pocztową nową zabawkę w postaci lustrzanki!

Idzie jednak do przodu, w zdjęciach z Izraela dojechałam już do Jerozolimy :)

A z całkiem innej beczki - dzięki inspiracji wystawą iluminowanych manuskryptów w Londynie, w British Library, pacnęłam sobie w białym embossingu zawijasową pieczątkę i maluję po niej akwarelami i Perfect Pearls. Cel - sprawdzenie, czy można w taki sposób zrobić ozdobne kafelki. Da się, ale strasznie to pracochłonne... więc chyba mało praktyczne. Nabyłam nowego szacunku dla iluministów (?), którzy zawijasy własnoręcznie wymyślali, a ja tylko wypełniam przestrzenie...


Mamy tu sytuację typu "osiołkowi w żłoby dano", bo same Pearls wychodzą blado, ale za to ładniej się świecą. Podkład z akwareli daje oczywiście bardziej intensywny kolor, ale połyka część odblasku.


glass bottles

Since the name of my blog - "szkieuka" - is the Polish word meaning "little pieces of glass", I am obviously a big fan of this material, no matter what form it comes in; be it stained glass in magnificent buildings or little churches, or art glass, or even mundane, everyday objects.

As a crafter, I can always use containers both for storage and to decorate or upcycle into objects of art, whimsical and surprising. Glass jars and bottles are no exception; and they can easily be purchased online. At sunburstbottle.com yo can choose from a vast selection: clear glass and colored (amber and cobalt), coming in different shapes (Boston rounds, vials, perfume/oil, decorative and somewhat irregular), sizes (from tiny vials to large capacity glass bottles), with corks or caps.

Small, clear glass vials could be a perfect, stylish way to store beads, charms and other trinkets. I'm one of those people that hates to throw even broken pieces away, being convinced that one day I will surely find a use for them! The key, though, to keep them organized and visible; otherwise one just forgets that they exist. What better container than clear glass, which you can purchase at very affordable prices?

Larger bottles can be filled with beautiful sand art, or used in the kitchen for decoration and storage. And, who knows - maybe one day I will decide to dabble in some liquid crafts, like special fragrant oils, and fill up those other cute specialty bottles?

wtorek, 8 maja 2012

1146. terapeutycznie zmieniając kolory

Ostatnio kolory moich myśli nie były zbyt zachęcające... oscylowały raczej w szarościach i czerniach, ale wygląda na to, że od wczoraj zaczyna się polepszać. I akurat znalazło się na pincie odpowiednie hasełko, do którego dokleiło się stronę żurnalową, chyba pierwszy raz w życiu terapeutycznie.



A z całkiem innej, brzęczącej beczki - Kitek alarmował dziś rano, że coś się dzieje na balkonie. Patrzymy - a tam szerszenie domek lepią!


Domek został usunięty, bo co jak co, ale szerszenie miłym sąsiedztwem nie są. Intryguje mnie jednak, jak małe stworki są w stanie tak efektywnie kleić taką strukturę.

niedziela, 6 maja 2012

1145. water story, czyli od kompletu

Craftypantki ogłosiły nowe wyzwanie na maj - "Od kompletu"; tym razem zajmujemy się starą, najlepiej popsutą biżuterią. Ponieważ nie udało mi się znaleźć w zasobach nic, co by mnie natchnęło (choć, oczywiście, ciężko mi się jest z jakimkolwiek świecidełkiem rozstać), powędrowałam do Sklepu Drugiej Szansy, gdzie niemal za bezcen wyhaczyłam piękne niebieskie kolczyki. Nadały się w sam raz na okładki do maleńkiego albumu o średnicy około pięciu centymetrów. A że były niebieskie, to i temat narzucił się wodnisty:


Okładki zrobione są z kartonu potraktowanego akwarelami i solą - chodziło o wodniste plamy i chyba mi się w miarę udało. Każda mini-stroniczka to zdjęcie z wycieczki, a na jego tle wydrukowane są wersety z Księgi Genesis, z samego początku, o oddzielaniu wody od lądu:


Zapraszamy do uczestnictwa - większość z nas ma zapewne zakiszone jakieś połamane błyskotki, więc nadeszła pora je wykorzystać :) TU można obejrzeć wszystkie prace wymyślone przez naszą dzielną pantkodrużynę i nabrać natchnienia!

spice racks for every kitchen

With the world becoming a global village, exotic cooking ingredients have become much less rare; every kitchen can afford the spices that in the old days were brought on ships from far-away lands, and only the richest connoisseurs had access to these specialties. Our task nowadays mostly boils down to deciding which varieties to choose and how to store them conveniently while, at the same time, preserving their freshness as long as possible.

One place to choose from numerous kitchen spice racks is SpiceRackSource.com. The online store presents a huge variety: countertop spice racks, wall mount spice racks, in drawer spice racks, as well as salt an pepper shaker sets and spice rack accessories. This vast selection of styles and colors comes from reliable, trusted manufacturers, with guaranteed lowest prices before and after your purchase; there are also some exclusive products, and all of them are described in detail on product pages with all the information to answer your questions.

So, no matter what your kitchen style and color preference, you will be able to find the right spice rack on SpiceRackSource.com. From from acrylic and wood (oak, maple, walnut, bamboo) to glass, chrome and stainless steel, from shelves to racks and turntables - everyone is bound to find their favorite and make a purchase with the assistance of a secure ordering system, as well as friendly customer service.

sobota, 5 maja 2012

1143. raz-dwa-trzy, czyli sobota na kraftostole

Po pierwsze - ukleiła się kartelucha z trzema słowami, taki stempelek miałam z dolarowego koszyka, leżał kilka dobrych miesięcy, aż wreszcie dziś został użyty w towarzystwie babeczek, też chyba z zeszłego roku.


Po drugie - kontynuacja eksperymentu z flagami. Musiałam wyciąć mniejszy stempelek, bo tamten wczorajszy, większy, w żaden sposób nie wszedłby na kartkę w pięciu sztukach. Oto próbne ułożenie na kartoniku, gdzie wypróbowuję różne układy, pieczątki itp.


Po trzecie - śmieciowpis do art journala, żadne tam głębokie przemyślenia, tylko ścinki, z którymi żal się rozstać, oraz notatki o różnych eksperymentach, mniej i bardziej udanych.


1142. eksperyment chorągiewkowy

Zainspirowana wzmianką gdzieś w necie, wycięłam sobie stempelek z cienkiej gąbki i przylepiłam do pudełka po zapałkach, bo ścinków pianki modelarskiej coś nie mogłam znaleźć przy tych wszystkich kraftoporządkach. Mówiłam, że musi być gorzej, zanim będzie lepiej...

Zapałczane pudełko nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo przy pieczątkowaniu się wygina i rogi zostawiają ślady (jako że wyginało się również przy nabieraniu tuszu). Flagi zamierzam jednak i tak wycinać, więc do tego celu się nadadzą.


piątek, 4 maja 2012

1141. uff, kartka skończona...

...po kilku dniach tworzenia poszczególnych elementów:




Najbliższe plany - porządkowanie kraftowni, bo zanim będzie lepiej (dzięki nowym półkom IVAR), musi być, niestety, gorzej... A potem kartki w tematyce PSIEJ. Albo z chorągiewkami.

czwartek, 3 maja 2012

1140. toż to same śmieci! - czyli rrrrrozpakowanie meteopakietu

Po kilku miesiącach niecierpliwego oczekiwania Craftypantki rozpakowują meteopakiety! Dotychczasowe relacje można zobaczyć w linkach pod tym postem.

A ja postanowiłam rzucić sobie wyzwanie i nagrać filmik z rozpakowania... dowiedziałam się, że jednak kariera w radiu, telewizji czy czymkolwiek innym, gdzie się NAGRYWA, absolutnie nie jest mi pisana :D Filmik powstawał na balkonie, przy udziale T, który ustawił mi statyw z aparatem, po czym się stracił na jakiś czas, a po powrocie, gdy było już po wszystkim, zakrzyknął tytułowe "Toż to same śmieci!"

Światło oczywiście pozostawia do życzenia, łapkami macham sobie tu i ówdzie, nawet poza zasięgiem aparatu, a co sobie będę żałować :) Ale co tam, najważniejsze widać, choćby z grubsza. Zaprrrraszam zatem, ja i niespodziewany gość, który znienacka wcisnął się do kadrrrrru.

 

I jeszcze zdjęcie "śmieci" po uporządkowaniu - teraz czeka mnie oczyszczanie, prasowanie itd.


Wnioski są rozmaite. Co należy:

1 - włożyć coś bardzo kolorującego, np. wkład ze starego mazaka, marszczoną bibułkę (choć chyba nie wszystkie farbują; część gładkich bibułek w ogóle się nie odbarwia)
2 - dać sobie zapewne więcej czasu - np. zacząć proces na jesieni i zostawić do maja
3 - dać materiały, które łatwo pobierają kolor - płótno bawełniane, białe koperty (niespodzianka), papier ręcznie robiony, papiery niepowlekane
4 - koronki może należy przeprać przed włożeniem? Moje prawie w ogóle nie przyjęły koloru. Może są potraktowane jakimś preparatem?

Czego nie należy, czyli co mnie rozczarowało:
1 - nie ma co liczyć na zmiany na szarym papierze pakowym - nic się nie stało...
2 - liczyłam na większe zardzewienia
3 - patyki i liście chyba też się nie popisały - być może przez całą zimę coś by z siebie dały.
4 - herbata i kawa prawdopodobnie na zimno też nie dają wielkich efektów - lepiej by było wkładać używane.

środa, 2 maja 2012

1139. krakiel raz, czyli popękany garnek

Dla niektórych preparaty służące do tworzenia spękań nie mają pewnie żadnych tajemnic, ale w moim przypadku pierwsze dwie próby były nieudane - zapewne powodem było skąpstwo, bo wspomniane substancje trzeba najwyraźniej nakładać dość obficie. Oto tekturowy garnek, który docelowo ma współistnieć ze zmontowaną wczoraj kratką:

Garnek dostał najpierw gesso, potem złotą akrylówkę, następnie mazidło metaliczne rozprowadzane palcem, dwa składniki kraklujące i jeszcze miedzianą pastę do wypełnienia / podkreślenia spękań; jak na mnie - ogromna ilość preparatów! Dla przyspieszenia tych wszystkich ceregieli korzystałam z nagrzewnicy i zamrażarki :)

Poza tym posprzątało się na stole - oto PRZED i PO: