czwartek, 26 lutego 2015

15:29. (11a) W kopalnianą przeszłość, czyli Muzeum Górnictwa w Butte (poniedziałek) – część 1


[Wracamy – po długaśnej, niemal trzymiesięcznej przerwie – do pamiętniczka z zeszłorocznej wyprawy do Montany... bo jeśli dobrze pójdzie, to za dwa-trzy miesiące zaczną się zapiski z Bliskiego Wschodu!]

Taka kopalniana okolica jak Butte, MT to znakomite miejsce na muzeum górnictwa, leżące tuż obok muzeum minerałów. Spodziewaliśmy się skansenu – starego górniczego miasteczka, które jak najbardziej było, ale takie wystawy znamy już z innych miejsc: rozmaite sklepy, bank, dentysta, apteka, drukarnia. 




Fajny patent na ciasteczka w Sklepie Ogólnym

Wynalazek do cięcia tortów na kliny określonej
wielkości



Dzielnica kulturalna

Dzielnica pralnicza - już wtedy pralniami
zajmowali się Azjaci...


...a jak się nie udało w szpitalu, to nieopodal
znajdował się zakład pogrzebowy.


Dzielnica rządowa

Drukarnia

Tak się niegdyś drukowało...

Jeśli ktoś zapragnął się umyć, to mógł skorzystać
z wanny w łaźni.

Dodatkowe 50 centów za podgrzanie wody!

Budka bardzo ważna w kopalnianym świecie - biuro
do testowania urobku i okolicznej geologii.

Warsztat stolarski

Fabryka kiszonej kapusty :)

Fabryka ma nad drzwiami budkę dla ptaków - miniaturkę
fabryki; a na budce - kolejna miniaturka.

Król i królowa
kiszonej kapusty


Z opisu domku:
"Henry i Louise Petersonowie przybyli z Danii i osiedlili się w Montanie w 1833 r., gdzie przez następne pół wieku prowadzili fabrykę kiszonej kapusty.
Urządzenia przedstawione w niniejszym eksponacie, poruszane pasami podłączonymi do maszyny parowej, służyły do usuwania głąbów i siekania główek kapusty; urobek wpadał do piwnicy, gdzie Louise (która również zajmowała się uprawą kapuścianego pola) przerzucała go widłami do beczek z wodą i solą.
Każdego dnia o czwartej rano, w śniegu, deszczu, mrozie i na słońcu Henry zaprzęgał konia do wozu i rozwoził kapustę do sklepów w sąsiednich miasteczkach. W okolicy nazywany był Królem Kiszonej Kapusty; z pomocą brata i jego żony produkował ponad 350 dwustukilogramowych beczek kapusty rocznie."

Budka z lodem

Jednoizbowa szkółka


I wreszcie kościółek...



Najcieplejsze miejsce
w zabudowaniu sakralnym :)

środa, 25 lutego 2015

15:28. koraliki do kolczykowego kółka

Wykluła się kolejna żyłka koralików - tym razem dopasowana do kółka wyhaczonego z popsutego kolczyka. Lata temu się już to kółeczko pojawiło w moich zasobach, najpierw próbowałam je arcyniefachowo połączyć ze split ring, aż mnie oświeciło, że przecież potrzebny jest "jednowarstwowy" jump ring (zadanie domowe: dowiedzieć się, jak te części nazywają się po polsku).

Odkryłam też dzięki tej fotce z bardzo-bliska, jakie to krzywulce mam w koralikach :) Ale myślę, że dodają uroku, a nie problemu.


No i jeszcze jest taki bonus, że kilka nitek małych koralisiów można nosić razem - ten będzie fajnie wyglądał z oceaniczno-latarnianym i z białym, który jest w najbliższych planach (zaraz po bieżącym, inspirowanym flagą Izraela).

piątek, 20 lutego 2015

15:27: co wynikło z koralików

Naszyjniczek - odfrunął dziś do Polski. Mam nadzieję, że dotrze do miejsca przeznaczenia, bo w deklaracji napisałam, że koperta zawiera "necklace" i jak ktoś się połakomi, bo pomyśli, że to jakaś bogatość... to będzie smutny, bo znajdzie tylko koralisie i conieco miedzi, a i to nie wiadomo, czy nie jakiej podrabianej.


czwartek, 12 lutego 2015

15:26. koralików ciąg dalszy

Takie malizny, a na zdjęciu wielkie kule. Robi się naszyjnik dla koleżanki.




środa, 11 lutego 2015

15:25. kartki odzieżowe

...o ile koronę można zaliczyć do odzieży :)








poniedziałek, 9 lutego 2015

15:24. biżu o tematyce jeziorno-oceanicznej

Cisza tu na chwilę była zapadła - nie żeby się nic nie działo, wręcz przeciwnie... i rozum nie do końca to wszystko ogarnia.

Na razie nie będę jednakowoż wędrować zbyt daleko w przeszłość - ot, zeszły weekend, z pewną niespodzianką.


Powyżej  jest latarniana praca w toku - od jakiegoś czasu mam takiego czarmsa czyli zawieszkę i dopiero teraz zamontowałam do niej kółeczko, żeby się dało nosić. Oczywiście można na łańcuszku - ale dlaczego nie na żyłce z drobnymi koralikami w kolorach morskich fal? Latarnie nawet bardziej mi się w tej chwili kojarzą z jeziorami, bo właśnie te mamy na wyciągnięcie ręki...

W sobotę powstał z kolei drrrrramatyczny naszyjnik z koralowcami i koralikami, które wyglądają jak nasionka granatu. Nie umiem rozpoznać co to takiego - czy szkiełka, czy może kryształ górski; na pewno materiał jest farbowany na czerwono.

Naszyjnik wystąpił wczoraj w kościółku, z czerwoną spódnicą otrzymaną w prezencie w Polsce.


Koralikowa działalność wzięła się zaś głównie z wygrzebania tacy, którą z kolei dostałam spadkowo z półtora roku temu i właściwie nic z nią nie robiłam. Prosty przedmiot, a tak ułatwia sprawę!

W pakiecie było też mnóstwo zapinek i innych elementów łączących, trochę koralików, żyłka... a i ja sama mam zakiszone koralikowe zasoby, bo w sklepie można kupić takie rzeczy tanio i oczywiście wędrując między półkami myśli się, że"dziś wieczorem zaraz zrobię z tego COŚ". A potem czas wymyka się z rąk i składy rosną.


Jestem jednak na dobrej drodze do wyprodukowania z pół tuzina naszyjników :)