Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recykling. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recykling. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 maja 2016

16:21. herbaciany witrażyk


Eksperymentuję ostatnio z torebkami pozostałymi po zaparzeniu herbaty. Na pewno nadadzą się na kartki, ale że akurat nadeszły urodziny osoby wielbiącej nietypowe krafty, postanowiłam zmontować witrażyk - niezbyt wielki, z grubsza połowa kartki A4.

Zaczyna się od wyrysowania szablonu na zwykłym papierze, gdzie potrzebne kąty proste można łatwo uzyskać przez zginanie. Potem szablon przenosi się na karton - w dwóch kopiach (jednej z nieco cieńszymi paskami, na spodnią stronę.)


Przy malowaniu okazuje się, że zostaje fajne tło - może jakaś kartka do art journala?


W międzyczasie parzy się herbatę, a potem rozmontowuje torebki, płucze i suszy w mikrofali, a następnie stempluje czarnym Stayz-Onem i maluje akwarelkami. 


Potem się zaś wszystko skleja, podmalowuje nieco brzegi, gdzie wyłazi białe - i ta-dam, można wieszać w oknie!



Ścinki oczywiście szkoda wyrzucić, więc idą do notesu.


Przy okazji potwierdziła się złośliwość rzeczy martwych (no bo przecież nie moje bałaganiarstwo): zeszukałam się poniższych pieczątek, które dałyby fajne kształty do kolorowania - oczywiście diabeł przykrył ogonem, udało mi się namierzyć tylko jeden kwiatuszek przyczepiony do innego zestawu.

Ale kiedy wymalowałam już wszystkie pięć torebek i weszłam do kraftowni - natychmiast zauważyłam pieczątki rezydujące w stosiku na kanapie!


Nic to - mam w planie kontynuację herbacianego krafta, nawet zamówiłam używane torebeczki u gościa z sąsiedniej dziupli, bo sama aż tyle herbat nie piję, a on wciąga po kilka dziennie. Myślę, że dałoby się też robić zakładki, a do takiego wymiaru w sam raz nadadzą się te mniejsze rozetki :)

wtorek, 29 września 2015

15:81. święta we wrześniu?

Dawniej o tej porze w sklepach można się było spodziewać dekoracji halloweenowych - teraz zapanowało zamieszanie, tuż obok straszydeł wylądowały dziękczynieniowe indyki i podobizny pielgrzymów, a krok dalej puszą się już choinki i dają po oczach wszelakie ozdóbki bożonarodzeniowe. To i ja wygrzebałam zimowe stempelki i zabrałam się za kartki.

Na dobry początek powstały geometryczne choineczki (z udziałem recyklingu w postaci obwolut na kubki z gorącymi napojami w Starbucksie i w Panerze) - w tym jedna z polskim napisem! Mam bowiem z dorocznej wymiany z Mrouh kilka polskich napisów, które będą jak znalazł do kartek na aukcję związaną z przyszłorocznym obozem dla niepełnosprawnych w Sulejowie.






Ukleiła się też jedna kartka śnieżynkowa:

A dalej czekają... gęsi i pingwiny na łyżwach :)


W planach zaś - ho-ho! Pudełka, zakładki, torebeczki z kartkami samoprzylepnymi... zobaczymy, ile się da zrealizować :)

poniedziałek, 29 października 2012

1226. jeszcze z notatek kiermaszowych

Wczoraj nie zmieściłam wszystkich wrażeń w kiermaszowej notce, więc dziś jeszcze kilka słów. Po pierwsze, znowu miałam szczęście sąsiadować z ciekawą osobą (miesiąc temu pisałam o toporkowych szalikach). Trafiła się bardzo miła pani, od której wiało klasą, sprzedająca biżuterię zrobioną z puszek po napojach, przede wszystkim naszyjniki i kolczyki, jak również bransoletki. Chcąc nie chcąc słyszałam, jak rozmawiała z klientami i znalazłam w tym całą górę inspiracji i jakiejś takiej czystej radochy, że jest tuż obok taki zapaleniec, wkładający serce w krafta. Jej mąż był tego samego dnia na innym kiermaszu - mówiła mi, że rocznie uczestniczą ponad setce! Rzeczywiście, patrzyłam, jak rozkłada i składa swoje stanowisko, bardzo eleganckie i dopracowane w każdym szczególe - myk, myk, lata praktyki.

Zakupiłam u niej trzy przedmiociki: jeden dla siebie (serduszko z Arizona Tea, urzekły mnie kolory i orientalny wzorek) oraz dwa na prezenty.



Z innych jeszcze obserwacji - pisałam wczoraj, że bardzo źle mi było z tym obrusem-zmięciuchem (dalej jest, zresztą), ale na wszystkich kiermaszach, na jakich byłam, taki niestety panuje trend, zupełnie niepotrzebnie. Za plecami miałam kobietkę z Bułgarii (stworzyłyśmy sekcję wschodnioeuropejską :), bardzo sympatyczną - ale też ze zmięciuchem i to szaropłóciennym, co wyglądało jak worek po ziemniakach, zamiast jak eleganckie tło do biżuterii i malowanych kielichów, jakie sprzedawała. Uroku nie dodawał też kurz, jakim pokryte były wieszadełka do biżu :( Nie wiem, na ile odwiedzający dostrzegają takie szczegóły, ale dokłada się to z pewnością do ogólnego wrażenia, choćby podświadomego. Może kiermasze powinny zapewniać na miejscu ze dwa żelazka do wynajęcia :)

A naprzeciwko po skosie - podobnie, jak miesiąc temu - trafiła mi się pani skrzecząca, haftująca krzyżykami. Takoż na zmięciuchu... i też pozwolę sobie na małą krytykę, choć może się nadmiernie wymądrzam... ale z daleka widać było, że tasiemki, którymi oklejono wieczka słoików, były przylepione krzywo i odstająco, że haftowane obrazeczki w ramkach też były krzywo rozmieszczone, podpisy pod obrazkami wyhaftowane niesymetrycznie - no szkoda, bo przecież nawet niewielkie hafciki wymagają sporo czasu i precyzji, więc fajnie byłoby, gdyby wykończenie też było wykonane precyzyjnie.

Całkiem naprzeciwko było zaś stoisko z ozdobami na choinkę, bardzo kolorowe i ładnie zorganizowane, ale praktycznie na całym stole stały wysokie gdzieś na metr parawany z zawieszonymi na nich dziełami, a pań sprzedających nie było zza tego widać. Przypuszczam, że właśnie dlatego niewiele osób się tam zatrzymywało, bo jednak lepiej chyba jest, jak widać żywą obsługę stoiska.

Lekcje z mojego własnego stoiska - oprócz tego nieszczęsnego prasowania - jeśli chodzi o zajęcie na te sześć godzin, to wystarczy przynieść naprawdę niewiele, wczoraj ledwo zmontowałam ze dwadzieścia wizytówek; całość materiałów zmieściła się w jednej kopercie, plus brokaty i farbki w małej torebce, nożyczki, klej itd.. A rok temu, na pierwszy samodzielny kiermasz zatargałam całą walizę gratów, tylko sobie zadałam roboty :)

Rozpisuję się strasznie, ale dodam jeszcze, że ręcznie robione wizytówki w postaci przywieszek do prezentów cieszyły się wzięciem i chociaż oczywiście wymaga to dodatkowej pracy, dają też kupę satysfakcji, jak się widzi uśmiech na twarzach odwiedzaczy. Poza tym są to też conversation starters - zaczyna się gadka-szmatka, coś tam często się też sprzeda.

No i ostatni pomysł wreszcie, też freebie czyli darmoszka - zestawy dla dzieci pod hasłem "zrób sobie kartkę". Wiadomo, znowu dodatkowa praca i odrobina materiałów, ale to tak w ramach dobroci dla ludzkości i propagowania zapału kraftowego. Myślę sobie, żeby do koperty włożyć bazę, jakieś tło, napis wypieczątkowany, obrazek, parę śnieżynek i może koronkę z dziurkacza brzegowego, a do tego karteluszek ze zdjęciem przykładowej kartki. Dużo roboty to nie wymaga, a wczoraj było kilka dziewczynek, którym dałam do garści dziurkaczowe śnieżynki i nawet to było powodem do uśmiechu.

To by było na tyle... puszczam w ruch fabrykę na następne dwa tygodnie!

czwartek, 18 października 2012

1219. fiat lux!

Niech stanie się światło!

Craftypantki postanowiły zaradzić wcześnie zapadającemu mrokowi (ach, te przysłowiowe długie jesienne wieczory... czy też może zimowe?) za pomocą świetlanych kraftów. Zapraszam na blog naszej dzielnej drużyny celem obejrzenia dzieł naszych Twórczyń (oraz zgłoszonych już prac)!

U mnie powstał świecznik kuchenny, który narodził się w Sklepie Drugiej Szansy. Początkowo miałam ochotę pomalować go na jakieś szalone, meksykańskie kolory, ale jakoś mi miedziana farba wlazła na stół i skończyło się na podróbie metalu.

Taki oto wyszedł mi efekt końcowy:


Składa się on z drewnianej łyżki, dwóch kieliszków na jajka oraz zewnętrznej części młynka do pieprzu (który już w sklepie był niekompletny.) W ferworze pracy zapomniałam zrobić zdjęcie na samym początku procesu, więc jest ze środka, kiedy materiały przeleciałam już byłam papierem ściernym i pogessowałam.


Zawijaski i kwiatysie wzięły się z naklejenia kształtów wyciętych dziurkaczem (lekcja na przyszłość: zapewne łatwiej byłoby je przylepiać do drewna przed gessowaniem...)



Obecnie zaś działam na zaśnieżonym polu kartek świątecznych - kiedy przyszłam wczoraj do domu, na kuchennym stole czekało Magiczne Pudełko od T, pełne papierów, pieczątek akrylowych i drewnianych, sznureczków, jak również fantastycznych ruskich czekoladek. Mniam kraftowy i mniam smakowy! Nie zdążyłam nawet jeszcze wszystkiego wypróbować... ale to nic, kolejny wieczór JUŻ DZISIAJ :D

czwartek, 20 września 2012

1207: szyje się raz!

Czas wreszcie napisać słów kilka o wrześniowym wyzwaniu u Craftypantek - Novinka zachęciła nas do szerszego wykorzystania materiałów zwykle używanych do szycia; jak to w Pantkowym świecie bywa, starałyśmy się je wkręcić w nasze prace niezgodnie z przeznaczeniem.

U mnie najsampierw odbyła się wyprawa do najbliższego Sklepu Drugiej Szansy, gdzie pozyskałam stare zamki, metr (czyli jard :) oraz wykroje. Popsikało się to Glimmer Mistem, pozwijało, pokleiło - i oto kartelucha na jakąś przyjemną, gratulacyjną okazję:


Zapraszam na Pantkowy blog - zobaczcie, jeśli jeszcze nie widziałyście, co powymyślały pozostałe dziewczęta!

A u mnie papierowy zawrót głowy, czyli wielkie przygotowania do bazaru w sobotę. Co wieczór kręci się fabryczna machina i wyprodukowała już przykładowo 73 torebeczki z klejącymi notkami, ale nawet nie mam zdjęcia, bo zawsze jest już ciemno. Na bazarze pstryknie się je pewnie na stole, z gotowym wystrojem.

Teraz jeszcze staram się zdziałać maksymalną ilość kartek, bo jakoś mi zasoby zmalały... a nie samymi torebeczkami człowiek żyje! Cieszę się również z nabycia nowych (i bardzo okazyjnie tanich) papierów na kraftowych targach kilka tygodni temu, bo ciacham od dawna te same i troszkę mi się nudzą. Nie żeby jakieś brzydkie były, nic z tych rzeczy, tylko fajnie będzie ciachnąć coś nowego... jak tylko się odważę, bo na razie przekładam, przekładam i zbieram odwagę.

niedziela, 26 sierpnia 2012

1201. ile razy można wyrzucać pudło po kopertach?

Zacznę dziś od weekendowej historyjki o bardzo niezwykłym pudle. Dostałam ci ja mianowicie pudło pełne kartek i kopert od pewnej osoby, cobym sobie przebrała, wzięła, co chcę, a resztę zawiozła na garage sale. Pudło było niezbyt wielkie, ale i nie malutkie - jakby dwa standardowe transportery na butelki ustawić jeden na drugim, a na bokach wypisano flamastrem ENVELOPES.

Spędziłam jeden wieczór przebierając ową donację - okazało się, niestety, że kartek tam niewiele, ot stosik na kilka cali, a i z kopertami marnie, bo pudło w piwnicy stojąc nabrało wilgoci i koperty się samoczynnie pozaklejały. Spakowałam je więc z powrotem do pudła, które się nimi zapełniło, i wytachaliśmy grata na śmietnik, zdaje się, że w czwartek.

Wrzuciliśmy je do kontenera na recykling, w którym niby jest reguła, że pudła trzeba spłaszczać, ale stwierdziliśmy, że skoro jest pełne papierów, to możemy tego nie czynić. Aliści - w piątek rano pudło objawiło się luzem, bez kopert, tuż obok kontenera!

Zdziwiłam się, ale nic. Przemyślałam jednak sprawę i wieczorem wrzuciliśmy je do kontenera zwykłego. Działo się to w piątek.

W sobotę wracam ja po południu z targów skrapowych i cóż widzę?? Ano - pudło po kopertach, stoi sobie znowu koło kontenera na recykling, tylko z innej strony, niż przedtem! Opowiedziałam T, który nie mógł w to uwierzyć, bo komu by przyszło do głowy drugi raz pudło wyciągać ze śmietnika?

W niedzielę rano wychodziliśmy razem i T wrzucił pudło do kontenera po raz TRZECI, zapchał je w najdalszy kąt najdalszego pojemnika. Już nawet mi się nie chciało patrzeć, bo przecież nie jest możliwe, żeby pudło trzeci raz wylazło z kontenera.

Niemniej jednak... wieczorem odwieźliśmy Alicję do rodziców, wracamy, oczywiście koło śmietnika, bo tędy najkrócej... i aż stanęłam jak wryta, pomimo padającego deszczu. "Ty, patrz, między murkiem a kontenerem!!!"

No i ciężko w to uwierzyć, ale pudło po raz trzeci opuściło pojemnik i ustawiło się luzem. T tym razem nie zdzierżył, zdeptał je na płask, upchał w recyklingu i przysypał.

I teraz jeśli jutro w drodze do pracy zobaczę przy śmietniku PUDŁO PO KOPERTACH, to się wyprowadzamy, bo albo jakieś siły nieczyste tu działają, albo mamy w okolicy skrajnie ekstremistyczne eko-nurki śmietnikowe.

I w sam raz napatoczyły się ilustracje kartek z motylami, bo motyle to też niehigieniczne stwory, lubią siadać na odchodach i się nimi pożywiać... tak, tak, te wspaniałe, kolorowe, migoczące w promieniach słońca motyle, które na dodatek nic nie zapylają, niczemu nie pomagają, tylko po prostu SĄ.

Od ostatniej wycieczki w Dymne Góry, kiedy dokonałam powyższego odkrycia, stwierdzenie, że ktoś jest jak motyl, nabrało zupełnie innego znaczenia.






wtorek, 12 czerwca 2012

1165. na warsztacie

Pomalowało się pozostałe trzy teksturowe kwadraty - mniam mniam, same oczobipności :) Co ja poradzę, że takie farby same mi włażą w ręce, a brązów i takich tam innych musiałabym szukać?


Można by jeszcze jakim stemplem pacnąć po wierzchu, na przykład z żyrandolem, ale chyba embossingiem, bo nie posiadam odpowiedniego tuszu do pieczątek, który by sobie poradził z niemal-plastikiem, a zwykły zapewne się rozmaże. Myślałam też o kwiatysiach ze szmatki z suszarki do ubrań, pomalowanych może akwarelkami, może spsikanych glimmerami?

A dla równowagi mam też spokojniejsze barwy w komponentach do następnej fali psokartek - jakoś nie mogę się przemóc i zapodać np. seledynowego psiaka; czyli raczej trzymamy się bardziej stonowanych kombinacji.


Korzystamy za to z tekturek ślicznie karbowanych, pozyskanych z kubków od Starbucksa (sama nie pijam, ale zawsze na zakładzie ktoś ma) oraz torby papierowej z piekarni Panera (TU widać, że nie ja jedna ciacham ten piękny papier). 

No i na koniec jeszcze dwie gotowe psie kartki, zdjęcia robione pędem w ostatniej chwili; tła, na których siedzą pieski, powstały z pudełek z innej piekarni, recykling musi być.



W tym tygodniu powinny dotrzeć nowe psopieczątki zamówione na ebayu... bo ileż można jedną męczyć :)

wtorek, 14 lutego 2012

1106. tak w ramach przypomnienia...

... na Craftypantkach trwa "zgrzebne" wyzwanie, do którego zrobiłam już jakiś czas temu poniższą kartkę.


Znalazł się w niej kawałek ciekawego w dotyku materiału do pakowania delikatnych przesyłek (zawsze mnie zadziwia, ile w zamówionych paczkach przychodzi takich różnych kłaków, albo wręcz powietrza - w postaci specjalnych baloników), kremowa koronka, brązowy sznureczek, szare płótno, szara tektura, kremowy karton. I guzik jeszcze, brązowy, coby pozostać w wyznaczonej palecie barw.

Teraz natomiast - z okazji walentynek - mamy kurs na fajne serduszka autorstwa Karitsy, u której można również wyhaczyć fajnego kota w losowaniu!


poniedziałek, 6 lutego 2012

1100. bezbarwnie?

...czy też raczej bezbarwnikowo jest w tym miesiącu na Craftypantkach. Podjęłyśmy wyzwanie Jamajki i skupiłyśmy się na materiałach niebarwionych i niebielonych. Oczywiście, dozwolone jest conieco naciągania, można popieczątkować, pomalować itp., ale staramy się pozostać w naszej "zgrzebnej" palecie barw i, rzecz jasna, dokonać jakiegoś recyklingu.

Od dawna miałam ochotę zrobić albumik z rolek po papierze toaletowym - ileż razy wahałam się przy wyrzucaniu, kombinując, co by można z nich wymyślić. Obawa przed kpinami ze strony niebywale skądinąd tolerancyjnego T powstrzymuje mnie przed nagromadzeniem większej ilości tubek, ale pozwoliłam sobie przemycić na kraftostół CZTERY i przemienić je w mały albumik o tematyce podróżniczej:


Co do wykonania - mamy wspomniane cztery rolki oklejone szarym papierem i resztkami papieru czerpanego oraz innymi śmietkami z pudełka "na pewno mi się ten skrawek jeszcze przyda". Potem skorzystałam z pieczątek mapowych z krakowskiego Tuluza, przylepiłam złote myśli podróżne, a do wnętrza tubek włożyłam tagi z kremowego folderu (plus szary papier i te same mapowe stemple). Na okładkę poszedł również kawałek szarego płótna i skoordynowany guziczek.

Zapraszamy serdecznie do uczestnictwa w naszym wyzwaniu (oraz oczywiście do obejrzenia prac Craftypantek)!

poniedziałek, 30 stycznia 2012

1095. co w trawie piszczy

Z tytułową trawą chyba nie do końca wiadomo, bo przykryta jest obecnie śniegiem... zaś co do kraftostołu, to po dokonaniu pół tuzina prób różnych kombinacji skończyłam wreszcie naszyjnik z klawiszem. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tworzeniu biżuterii, więc i pewnie mój twór jest daleki od doskonałości... ale spokojnie zalicza się do kategorii "może być". Klawisz okleiłam w górnej części niebieskim sznureczkiem, bo był jakiś taki łysy i chyba z tego wynikało niepowodzenie poprzednich prób. Jako kleju użyłam Glossy Accents, bo zdaje się, że Tim Holtz w swoich dwunastu Christmasowych tagach w ten sposób przylepiał niektóre elementy, więc postanowiłam zaeksperymentować.


Przypominam niniejszym o trwającym jeszcze chwilkę wyzwaniu muzycznym - mój klawisz na pewno się nadaje do tego tematu :)

Kontynuując wyzwania craftypantkowe - zeszłej nocy, jak już wspomniałam, nareszcie spadło nieco śniegu, teraz w dzień topnieje, gdzieś po drodze jeszcze przymarzło, więc może się będzie coś działo w meteopakiecie! Natenczas pakiet wygląda następująco:


W dziedzinie nowych nabytków pochwalę się zdobyczą ze Sklepu Drugiej Szansy, w którym dziś wszystko jest za pół ceny. Nabyłam więc zestaw napoczętych motków różnych grubych nici (nie do końca wiem, co to dokładnie jest kordonek, więc nie będę ryzykować fachowej terminologii). Lubię takie fragmentaryczne szpulki, wolę mieć mniejsze kawałki, ale za to w wielu kolorach. A całość kosztowała jakieś 75 centów.


 A na kraftostole mamy obecnie następny projekt - składankę z gotyckich łuków:


No i jeszcze link trzeba zapodać - na portalu etraveler ukazał się wywiad z moim siostrzeńcem Mikołajem i jego kolegami o zeszłorocznej wyprawie do Pakistanu. Smacznego czytania!

środa, 25 stycznia 2012

1093. między wandalem a nurkiem śmietnikowym

Śpieszę donieść, że moje najnowsze znalezisko nie wymagało rzeczywistego nurkowania do wnętrza śmietnika, a choć czułam się trochę jak wandal, bo odłamywałam kawałki większego i bardzo szacownego przedmiotu, to jednak nie sądzę, że ktokolwiek byłby w stanie zrobić jeszcze z niego jakiś użytek.

Jechałam sobie mianowicie przedwczoraj wieczorem do domu i już na osiedlu zoczyłam w ciemnościach jakiś osobliwy mebel przy śmietniku. Pomyślałam najpierw, że to może następny eksponat do wintażowej kolekcji T - wszak mamy już stare radio lampowe z gramofonem oraz podobnie moderny telewizor. Zawróciłam, wylazłam z auta pomimo niesprzyjającej mokrej, lodowatej i wietrznej aury i oto oczom moim ukazało się mniej więcej takie coś.

Klamot był z wierzchu mokry i omarznięty, z tyłu nie posiadał ścianki, a wnętrzności były mocno pordzewiałe. "Jak znalazł na craftypantkowe wyzwanie muzyczne!" - zakrzyknęłam w duchu... ale okazało się, że klawisza żadnego zabrać się nie da i już. Flaczki na tyłach też były nie do ruszenia... pozostało jedynie brutalne odłamanie językowatych klawiszy widocznych u góry.

Na klawiszach są napisy - znam je, bo w kościółku rodzinnym w Polsce jest instrument takoż mocno wintażowy, ale na pedały, nie na prąd. Posiada jednak gałki, które można wciskać bądź wyciągać, a na nich całkiem podobne słowa. Co do niektórych nie wiem nawet dokładnie, co znaczą, taki na przykład diapason... ale od razu sprawdziłam, czy jest vox humana, bo natychmiast przyszło mi do głowy sporządzenie naszyjnika z takim napisem...

Vox humana oczywiście był! T zabrał był wczoraj bordowy język do pracy, wyrównał ułamanie, wywiertał dziurkę - i oto mam składnik do biżu, zupełnie wyjatkowy, i nie posiadam się z radości :)


Na zdjęciu voxowemu klawiszowi towarzyszą inne języki oraz kwiatysie, które zrobiłam wczoraj w pracy w przerwie lunchowej - ot, kawalątko kartonika, pod spód podklejone petelki z włóczki. Małe podobają mi się chyba bardziej, mają kartkowe wymiary :)

poniedziałek, 9 stycznia 2012

1066. w to mi graj

W styczniu Craftypantki zapraszają do zmierzenia się z muzyką - "obrabiamy" mianowicie to, co w jakiś sposób związane jest z nutami, piosenkami itd. Tu i tu można sobie zobaczyć, co wykombinował nasz zespół (sypnęło pracami na tyle, że trzeba było je przedstawiać w odcinkach :), a poniżej są moje dwie propozycje, które siedziały mi już w rozumie od jakiegoś czasu, ale jestem zbyt przywiązana do moich starych kaset, by którąś z nich rozpruć i nieodwracalnie zalterować.

W zeszłą niedzielę nieoczekiwanie wpadła mi jednak w ręce kaseta obca, z którą nie odczuwałam żadnego związku emocjonalnego. Rozkręciłam ją więc wtrymiga, co przypomniało mi staaaaare czasy, kiedy to taśmy się psuły np. poprzez wkręcenie się w magnetofon albo zerwanie i wtedy uruchamiało się zestaw "mały naprawiacz kaset", by cenne nagranie uratować. Oczywiście zdarzało się, że taśma się rozwijała, drobne części z wnętrza wyskakiwały i turlały się w nieznanym kierunku...

...tu jednak nie musiałam się martwić o takie rzeczy, bo kaseta raz rozmontowana w takim stanie już pozostała. Pogessowałam ją i pomalowałam akrylówkami, pooklejałam, pokropkowałam. W środku sa kartki jakoby w albumie, a całość związana jest kawałkami taśmy z dyndadełkami, między innymi właśnie flaczkami z wnętrza.


Kaseta przybyła do mnie w pudełku, które znakomicie nadało się po podrasowaniu na stojącą ramkę na złote myśli:


Zapraszamy zatem do eksperymentów - niechaj nam w duszy zagra (i zaśpiewa) na początek nowego roku!

czwartek, 15 grudnia 2011

1052. kratka z kremem

Przedstawiam dziś kartkę w kratkę- wykorzystałam na niej resztki barwionego papieru z listopadowego wyzwania Craftypantek (tu przypomnienie - czekamy na kreatywne opakowania prezentów!) oraz niebieską siatkę, której ścinek wyhaczyłam, kiedy niedawno ocieplano redakcyjny budynek. No przecież nie można wyrzucić takiej fajnej siateczki!



W muzeum dziś śnieży orientalnie - przyglądam się tej małej, skromnej karteluszce i niby nie ma na niej nic oficjalnie japońskiego, ale nie mogę sie oprzeć wrażeniu, że to właśnie japoński ogród. Uwielbiam takie grafiki, szczególnie jeśli mają ciekawe szczegóły, na przykład rozgwieżdżone niebo :)


Japońska kartka była za wczoraj, a dziś ocieplamy atmosferę za pomocą malowniczej góry owoców. Pachnie mi tu przedświąteczną kuchnią, a jednocześnie jakimś starym almanachem, z którego już wylatują kartki, ale przecież za nic w świecie nie można się go pozbyć, bo każda kartka to wspomnienia i tradycje.




A w ramach muzealnego bonusu przedstawiam Christmasowe znaczki, jakimi  w tym roku uraczył nas urząd pocztowy:

środa, 7 grudnia 2011

1047. ładny pasztet

N Craftypantkach prace kumulacyjno-opakowaniowe prezentują dziś kombatantki. Moje dzieło wzięło swój początek w Pasztecie Wiejskim Firmowym, który musieliśmy pędem zjadać, żebym pozyskała pudełko w celach kraftowych. Pomalowałam je najpierw gesso, a potem akrylówkami - białoperłową i błękitną. Miały być jeszcze przecierki papierem ściernym, ale się nie udały, bo farba schodzi zwitkami, zamiast prezentować srebrny metal spod spodu.


Przykrywkę wymodziłam sama z kartonu - dawno już nic okrągłego nie konstruowałam, więc wyszło mi ciut krzywawo. Na to poszło znowu gesso i akrylówki, a na samym wierzchu kółko z papieru kredowego barwionego kremem do golenia i barwnikami spożywczymi. Do tego puchata śnieżynka, takoż z kremu i kleju białego. Do tego ozdóbstwa i błyszczydła skrapowe - brokaty, farbka 3d, embossing na gorąco, dziurkacz Marthy S.


No i mam nadzieję, że wyszedł mi z tego w miarę ładny pasztet :)

Obecnie zaś przez kraftostół przelatuje kolejna partia kartek świątecznych - na razie prefabrykaty, czyli obrazunie sporządzone za pomocą embossingu na gorąco i akwarelek.


Testową odbitkę zrobiłam na tagu do grudniowej kolekcji - z radością stwierdzam, że pierwsza rozkładówka się już zapełniła :) Daleko tym moim tagoszczakom do dzieł Tima H., który w swoich procesach nie schodzi poniżej 30 kroków, ale co tam, grunt, że powstają.



1 - papiery używane w kartkach świątecznych
2 - werset z rozważań przypowieści Salomona
3 - wizyta w kraftosklepie z wykorzystaniem kuponu zniżkowego
4 - ciasteczka spękane - cappuccino crinkles
5 - tworzenie puszki na wyzwanie Craftypantek
6 - finisz tłumaczenia kościółkowego kalendarza
7 - kolekcja kartek embossingowo-akwarelowych


A w muzeum dzisiaj znowu zaspy, tylko że z piasku, więc raczej wydmy. Karteluszka niewielka, na najzwyklejszym kartonie lekko błyszczącym, ćwiartka A4, i nic o niej nie wiem, bo ktoś mi ją przekazał do przeróbki, utargawszy wcześniej tylną część (w ramach ochrony danych osobowych, hehe). Stąd ten brzydki brzeg po lewej. Niezmiernie podoba mi się jednak ta ilustracja i chętnie bym ją jakoś twórczo zmałpowała na moje własne kartki :)