Pokazywanie postów oznaczonych etykietą papierrr. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą papierrr. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 listopada 2016

16:67. przygotowania do grudniownika

Nie bardzo zamierzałam brać się za grudniownik, ale przypomniałam sobie, że mam dwa (!) zestawy liczb, otrzymane w zeszłym roku na Gwiazdkę - no i co ja z nimi zrobię? :) Oraz ze stertą innych przydasiów... Poza tym naoglądałam się motywacji, jak choćby u Kasi, a przy tym przejrzałam sobie mój własny album z zeszłego roku... No i dobra, jakoś może damy radę.

Sporządziłam dzisiaj okładkę...




,,,która sama w sobie jest trochę wspomnieniowa i sentymentalna. Uczestniczą w niej bowiem różne prezenty. Mamy brushosową zieleń od Mrouh, ze embossowanymi śnieżynkami, upieczonymi nagrzewnicą od Niki. Dalej jest wielka śnieżyna od Mrouh, a na niej obrazeczek tytułowy z tego samego zestawu, co liczby - od Sohe. Same okładki są z recyklingowej tektury falistej, oklejonej śnieżynkowymi papierami od Lindy.



Pierwsza strona to dwie pieczątki ze Sklepu Drugiej Szansy - myślę, że fajnie się komponują z tematyką miesiąca. Całe wnętrze to też papier z Drugiej Szansy; kupiłam używany szkicownik, tak że kartki wyrywam, przycinam, dziurkuję i gotowe.

Popełniłam nawet mały falstart i przykleiłam już cyfrę na pierwszy dzień, do której w sam raz nadała się stara kartka świąteczna, chyba od Mary. "Masz, bo tobie pewnie się do czegoś przyda." No to się i przydaje.


poniedziałek, 8 lutego 2016

15:84. lawenda na jesień


Jaka jesień - mógłby ktoś zapytać, skoro jeszcze nawet do wiosny kawał drogi? Ano - planowanie.

Kończę właśnie projekt słupkowy, który pod koniec sprawił niespodzianki i przyprawił mnie o rozterki. Wszystko szło pięknie i zgodnie z planem: odmalowałam podstawy na śliczny miedziany kolor. Oczyściłam i pomalowałam na srebrno główki (po odderwaniu ich od słupków, bo i tak się słabo trzymały).

Naciupałam kwadracików z grubachnej tektury, pomalowałam 2x gesso, 3x srebrną akrylówką. Odmalowałam na srebrno większe haczyki, dorobiłam może z dziesięć brakujących. Okleiłam górne części słupków srebrną folią samoprzylepną, powkręcałam haczyki mniejsze (też trzeba było kilka dokupić).


Wszystkie części w postaci osobnej wyglądały dobrze. Kiedy jednak w zeszłą niedzielę T zabrał się do przytwierdzania główek do słupków, wylazły niedostrzeżone do tej pory nieregularności. Główki składają się z dwóch warstw drewienek - niekoniecznie sklejonych równolegle. Ba, nawet nie wszystkie są równo wycięte!

Podwójne słupki narożne dosłownie spędziły mi sen z oczu - tak się przejęłam ich krzywością i niemożliwością naprostowania, że nie mogłam spać (i oglądałam jeden za drugim odcinki "Doc Martin").


Kiedy zaś wczoraj zabrałam się za najostatniejszy etap - naklejanie kwadracików na główki - krzywość wszystkiego już mnie tak nie zaskakiwała; lepiłam te plasterki tak, żeby optycznie wyszło jak najlepiej, to znaczy żeby ustawione w rzędzie słupki, oglądane głównie z góry i po skosie z boków, były w jednej linii.


Wyjaśniło się przy tym, dlaczego i w poprzednim wcieleniu słupki miały kwadraciki ponaklejane krzywo - zapewne z tego samego powodu.

I w ten sposób sprawdziło się to, co mówił - zdaje się - Ronald Reagan o remoncie kuchni: zabiera zawsze więcej czasu, niż się wydaje na początku. Słupki też mnie tak załatwiły, ale jestem już naprawdę na finiszu. Uff.


Trzeba je czym prędzej kończyć, bo czeka już następne zadanie, tekstowe. Przejrzałam je i już widzę potencjał do zakopania się w szczegóły :) Co się zaś tyczy lawendy - to zadanie na jesień i być może na za rok, wsparcie kraftowe bridal shower i wesela córki przyjaciół, właśnie w kolorze lawendy i w tematyce francusko-paryskiej.

Never a dull moment, jak mawiają tubylcy :)

piątek, 18 grudnia 2015

15:66. b'seder

Zbliżają się urodziny koleżanki w pracy. Osobliwy zbieg okoliczności chciał, że urodziła się... w Wigilię (nawet inicjały ma takie same jak Jesus Christ...), a pochodzenia i religii jest żydowskiej. Przyszło mi do głowy, żeby zrobić jej plakacik z cyklu "Keep Calm" i coś tam - coś tam, tylko że po hebrajsku.

Wyguglałam więc stronę z Keep Calm w rozmaitych językach (ciekawe czemu polska wersja zaczyna się od "Zalej robaka". Czyżby tłumaczenia nie tylko językowe, ale również kulturowe? Hm.)

Wydrukowałam sobie z innej strony szablony do literek, wycięłam, potem odrysowałam na kartonie, zagruntowałam, pomalowałam na charakterystyczny niebieski kolor - i voilà!


Okazało się, że ustawienie literek tak, żeby między linijkami były równe odstępy, a z drugiej strony żeby paragraf siedział zgrabnie na środku, to nie taka prosta sprawa. Wyszło jednak względnie prosto.


Oczywiście stempelek z koroną, niezbędny do przedsięwzięcia, wcale nie znajdował się tam, gdzie się go spodziewałam. Na szczęście wyszedł z ukrycia po niezbyt długich poszukiwaniach, ale KONIECZNIE muszę posprzatać w kraftowni, bo pokój wygląda jak po przysłowiowym tornadzie. Wpadam tam tylko i wypadam, bo zimność w nim panuje; zabieram, co potrzeba, potem odnoszę, ale raczej zostawiam i uciekam ze względu na arktyczne temperatury. Takie działania na dłuższą metę skutkują straszliwym bałaganem :)


Nie biorę, rzecz jasna, odpowiedzialności za kwestie językowe - z całego zestawu zrozumiałam tylko b'seder czyli w porządku. Koleżanka rozkminiła jednak resztę, więc chyba przedsięwzięcie można uznać za udane.

czwartek, 17 grudnia 2015

15:65. ząb, kartka zębowa


T zamówił sobie był kartki bardzo specjalne: dwie motoryzacyjne i jedną stomatologiczną.

Motoryzacyjne zostaną wysłane do miejsca, gdzie nabył swoją obecną impalę i do naprawialni.



Stomatologiczna idzie do zaprzyjaźnionego dentysty, z którym T odbył w mijającym roku wiele spotkań.


Zębowa buziuńka okazała się dla mnie problemem niemal nie do przejścia - narysowałam ich chyba ze trzydzieści i ledwie para nadawała się do przedstawienia zamawiającemu. Sanie - nie ma problemu. Ale gębula-zębula... chyba trzeba ukończyć kurs rysunku, żeby umieć.


Kroi się chyba post o grudniowniku, bo - ku mojemu własnemu zdumieniu - jestem na bieżąco. Tylko nie wiem, jak ze zdjęciami, bo dzisiejsze robiłam... w samochodzie na parkingu. Tam było najjaśniej i bez wiatru. Na szczęście już niedługo dni zaczną się wydłużać :)

poniedziałek, 14 grudnia 2015

15:64. dziadki do orzechów


Dziury w blogowaniu... nie żeby nic się nie działo. Bo na przykład kartki w grudniowniku zapełniają się jedna po drugiej, czasem maczkiem, bo aż tyle. Ciekawy eksperyment, takie zastanawianie się wieczorem albo rano następnego dnia, na co poświęciłam czas albo co z tego czasu wybrać.

T energicznie działa w łazience. Destrukcja zakończona, teraz faza konstrukcyjna - dziś klejenie płytek.

Wczoraj sporo czasu przeznaczyłam na tłumaczenie dorocznego kalendarza, który wpadł mi tym razem do skrzynki wyjątkowo późno. Uporałam się jednak z głównym tekstem oraz WIERSZYKIEM, który jest największym wyzwaniem (nawet jeśli z dziesięciozgłoskowca w oryginale przerabiam go na czternastka po polsku, żeby dać sobie przestrzeń na wywijanie dłuższymi słowami.)

A jeszcze porady językowe dla starego kumpla, a jeszcze tłumaczenia w te i we wte - to już względem spraw organizacyjnych na przyszłoroczne wakacje.

Wysyłanie paczki, kończenie kartek... taka paczka przykładowo to cały rządek kroków, choć wydawałoby się, że prosta sprawa. T podjął decyzje i zamówił zawartość. Potem trzeba sprowadzić pudło na dwanaście cali szerokie, żeby zawartość weszła. Następnie je zmniejszyć, bo za wysokie. Zakisić w pracy bąble z powietrzem. I kartka jeszcze, i już można pakować. Taśma, szary papier. Adres druknąć. Wyprawa na pocztę. Wypełnianie karteluszka. Szczęściara ze mnie, bo całość zajęła może ze dwadzieścia minut, a kiedy wychodziłam, długość kolejki się potroiła.

A, i jeszcze kraftolekcja, i kombinowanie koguta na nadchodzącą szkółkę. To już temat na osobny wpis :)

I tak tydzień przefrunął (o, jeszcze przeczytanie książki mi się udało upchnąć). Poniżej kartki z dziadkami do orzechów, popularnym tubylczym motywem świątecznym. To jeszcze sprzed wyjazdu do Polski, dopiero teraz nadrabiam fotki :)




sobota, 21 listopada 2015

15:61. perłowe adamaszki


Dwie kartki - niemalże bliźniaczki; z papieru z jakiegoś nabytego dawno zestawu i z recyklingowymi gwiazdkami. Gwiazdki powstały z tekturkowych resztek potraktowanych pastą strukturalną przez adamaszkową maskę Tima H., a następnie pogessowanych i kilkakrotnie malowanych perłową akrylówką.

Niny fajne - ale chyba jeśli się nie wie o tych wzorkach, to się nie bardzo je dostrzega. Ot, nierówności. Ilość włożonej pracy jest chyba niewspółmierna do efektu...



Skoro jednak gwiazdki mam (jeszcze kilka), to się je wykorzysta, choćby na przyszły rok.


piątek, 13 listopada 2015

15:60. śniegu nie ma, bałwanki są

W zeszłą sobotę ukleiły się trzy proste kartki z bałwankami - wzięły się stąd, że na kraftolekcji miałyśmy z Lili tworzyć ostatnią partię jej kartek, w kolorystyce niebieskiej (bo czerwono - zielono - złocistych mamy już zapas). W ostatniej chwili, to znaczy kiedy już przybyłam z gratami na miejsce, okazało się, że trzeba pędem zrobić kartkę urodzinową.

Lili wymyśliła, że będzie ją malować (miałyśmy na szczęście biały karton, a akwarele są na miejscu), w związku z czym u mnie powstało trochę luźnego czasu. Ponieważ były pod ręką bałwanki i wspomniane materiały zimowo-niebieskie, wzięło się i pokleiło, tak na szybko.

I fajnie z tymi kartkami, tylko jeszcze środki trzeba powklejać, prawie wszystkim. I upewnić się, że mam koperty.

I przed wyjazdem za tydzień włosy zafarbować, wykonać ostatnie zakupy, przetłumaczyć małą stertkę, odkopać się na zakładzie... a jeszcze maile by trzeba napisać, o pospolitym kurodomostwie typu pranie, sprzątanie i prasowanie nie wspominając. Stresssss.




czwartek, 12 listopada 2015

15:99. złoto, perły, brokat


Kontynuując temat bogatości... zbudowałam kartkę z kwadracików opisywanych kilka dni temu. Ze złotem i perłami. Lubię takie geometryczne zestawienia, choć klientela (na przykład fraucymer na zakładzie) stanowczo woli psiuńcie, krówki i myszonki.



I jeszcze raz z bliska... bo lubię, kiedy na zdjęciu wychodzą detale, których się gołym okiem przysłowiowym nie da zobaczyć, albo się nie zwraca na nie uwagi - jak na przykład włókienkowata struktura papieru. Mniam.


niedziela, 8 listopada 2015

15:97. panienka z okienka

... a raczej bałwanek z okienka. Albo insza choinka. Wykorzystałam wreszcie okienka sprezentowane już jakiś czas temu przez Mrouh, pociachałam kilka starych kartek - czasem trafi się taka, że idzie wykroić dwa tła, a czasem grzebie się w zasobach i ciężko jest znaleźć jakąś sensowną kandydatkę. 

I już wiadomo, że okienkowych kartek będzie więcej :) Zresztą innych też. Fabryka pracuje.







piątek, 6 listopada 2015

15:96. eksperymenty brokatowe


Zaczęło się od tego, że Mrouh podrzuciła mi filmik z panią tworzącą brrrrokatową bańkę na kartce - gdzieś mi się chyba to dziełko przewinęło przez Pinterest, ale nie zatrzymałam się na dłużej.

A tu - okazuje się, że bardzo sympatyczna technika! Trzeba wyciąć dziurę w kartonie - na przykład dziurkaczem, a następnie podkleić taśmą w taki sposób, żeby kleiste znalazło się w dziurkach. Sypiemy brokatem, przyklepujemy, strzepujemy - i voilà!


Mrouh wypróbowała też działanie takiego drobniusiego meszko-proszku - jak najbardziej się nadaje. U mnie jednak tylko na świecąco :)


środa, 4 listopada 2015

15:95. pudełko, jakiego długo nie będzie

Skończyłam kilka dni temu exploding box.
 


Jak do tej pory, produkowałam jedynie sześciany. Tym razem chciałam spróbować graniastosłupa o podstawie sześciokąta.

Po raz pierwszy i ostatni - przynajmniej na długo :)

Bo okazało się, że jest to dzieło strasznie pracochłonne. Nie umiem powiedzieć, ile dokładnie czasu zabrało, bo kleiłam je etapami i przegradzając kartkami, ale za to wiem, ile jest części: z tego, co policzyłam, to równiutko DWIEŚCIE.


Ale tak bywa, jeśli się człek nie może opanować i dokłada, dokłada... potem się okazuje, że na każdej ściance są średnio po cztery ozdóbki. Razy sześć ścianek. Razy dwie strony. Razy trzy warstwy. Plus trzy bazy. To już 147, a jeszcze nie ruszyliśmy przykrywki ani denka :)


Tak, że wykończywszy pudełko (nie powiem, jestem z jego ostatecznego wyglądu całkiem zadowolona), przeszłam do kartek, czyli prac dostarczających natychmiastowej gratyfikacji. No, może z natychmiastową to przesada, bo czasem się też kilkadziesiąt części trafia. I zylion kropeczek z farby 3d :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

15:94. szkieuka z papieru i akwareli

Stempelki witrażowe przeleżały w szufladzie długo - sama nie wiem ile, rok może, dwa? Oczywiście w wyobraźni kartki zrobione były już dawno. Zrealizowały się jednak dopiero niedawno i chociaż z początku zamierzałam zrobić wszystkie według tego samego wzorca, wyszły cztery kartki o całkiem odmiennej atmosferze.







Idziemy zatem we właściwym kierunku - zamiast produkować komponenty, sklejam wreszcie ostateczne wersje :)