Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chunky books. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chunky books. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 maja 2009

507. kocia niedziela

Plan był taki, żeby wczoraj wstać gdzieś o piątej (!) i pędzić do Chicago na Dni Architektury, by załapać się na kilka darmowych wycieczek z przewodnikiem po rozmaitych ciekawych miejscach. Niestety - zaspało nam się, obudziliśmy się o szóstej. W zasadzie nie było już sensu zasuwać do Downtown, to zrobiliśmy sobie arcyleniwą niedzielę i wzorem kota zmienialiśmy tylko miejsca leżenia oraz pozycje. W porze lunchu wybraliśmy się tylko na zupę w chlebie do Panery, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że taaaaki piękny dzień przewegetowaliśmy na kanapie i fotelu.

Trudno, czasem takie lenistwo jest potrzebne; T od dłuższego czasu tyra ciężko po sześć dni w tygodniu, żeby nadrobić marną zimę, ja też biegam na okrągło... tak po prawdzie, to chyba nam się od początku nie chciało jechać do Chicago, tylko jesteśmy chytrusy wycieczkowe i z łakomstwa zrobiliśmy plany.

A tak - przeczytałam sobie babską książkę "Klub Dobrej Wiadomości", od deski do deski, czyli od tekturki do tekturki - 255 stron z buta, proszę państwa szanownego. Ucieszyłam się happy-endem.
Oprócz tego siedziałam i szyłam - znowu spiętrzyły się rzeczy do zrobienia: poniżej mamy ateciaki i chunky pages na wymianę, jeszcze mi trzeba 1 ateciak i 2 stronki. Uff. I w tym tygodniu jeszcze 3 kartki urodzinowe do pracy, 2 mam już w głowie. Potem długie tłumaczenie, które miałam już kiedyś prawie zrobione, ale komputer zeżarł, potem kilka pociągnięć pędzlem i igłą w domu... i już przyleci Szwagier Kazik. Zacznie się letnie, wycieczkowe zamieszanie, które tak lubię.


poniedziałek, 9 marca 2009

450. pracowity weekend

...jak nie wiem co. Jeszcze mam tu i ówdzie zieloną akrylówkę, której i tak muszę dokupić. Pomalowałam wczoraj 31 z 40 serduszek na zamówienie na „prysznic panny młodej”, czyli imprezkę przedślubną. Każdy uczestnik dostaje jakiś drobiazg – czasem są to słodycze, czasem świeca. Nie wiem dokładnie, co jeszcze będzie w niniejszym zestawie; serduszka mają być elementem dekoracyjnym.
Przeczytałam też małą książkę („Siostra”), ale pędem i pomijając kawałki, bo thriller psychologiczny o karaluchach i kobiecie w śpiączce nie należy do moich ulubionych rodzajów literatury. Tym bardziej, że karaluchy zawiązują wielką konspirację i najwyraźniej wykańczają wszystkich, którzy ośmielają się im stanąć na drodze. A na koniec wszystko sprowadza się do molestowania w dzieciństwie. Ble. Dobrze, że to książka z biblioteki, bo gdybym ją była zakupiła, to teraz strasznie żałowałabym pieniędzy, które mogłabym wydać na zupełnie inny papier albo bawełnianą koronkę.
Z przyjemniejszych rzeczy – skończyłam i wysłałam kocie chunky pages. Skoro wędrowałam na pocztę, zabrałam też karty na Bardzo Kolorową Wymianę, którym potrzebne było tylko nalepienie tyłów z podpisaniem. Karty składają się ze ścinków nalepionych na karton, potem przeszytych, podmalowanych tu i ówdzie, pociągnietych Mod-Podge (taka jakby glazura), a potem jeszcze ponaszywałam cekiny i koraliki. Na każdej karcie jest też kawałek próbki koloru ze sklepu remontowego z nazwą owej barwy – typi Midnight Orchid, Snowy Day itp.


I jeszcze na dzisiaj robiłam zamówioną kartkę wręczaną z okazji wprowadzania się do nowego domu. Prosta akwarelka, bo przecież tak na poważnie nie umiem malować, ale taki „komiksowy” (żeby nie powiedzieć „dziecięcy”) widoczek można wymodzić. Już po zrobieniu zdjęcia dopisałam jeszcze numer domu – widać tabliczkę? Oczywiście jest to PRAWDZIWY numer domu, do którego nasza koleżanka się wprowadza.
Mam tu trochę dylematy, bo domków na stronach różnych krafciarek jest zatrzęsienie; staram się nie odwzorowywać, nie odrysowuję od nikogo, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że podobne już widziałam... Chyba po prostu istnieje ograniczona ilość domkowych stylów i choćby się człowiek starał, to będzie podobny do czegoś istniejącego. Taka ot, notka, na wypadek, gdyby ktoś miał podobne wrażenie, że „to już było” :)

piątek, 6 marca 2009

447. kraftmaraton

Prawie-że skończyłam strony o kotach, po całowieczornym wczoraj lepieniu i malowaniu – oto fotki, łącznie z kocim cieniem. Za to w wiosennym słoneczku! Otwarłam drzwi balkonowe, kot z radością wyskoczył.
Jeszcze muszę dzisiaj przytwierdzić dyndadełka i kwadraty jutro udają się w drogę. Poza tym sporządziłam prototypy stokrotkowych serduszek, tych zamówionych, oraz postąpiłam naprzód z albumem dla Oli, który na jutro powinien być skończony. Uff.



środa, 14 stycznia 2009

409. solniczka

Nowy bannerek – wczorajszy widok z kuchennego okna. Czekam na wiosnę. Przypomina mi się historyjka przesyłana wielokrotnie mailem, zaczynająca się od „jak pięknie, śnieżek pada”, a kończąca się czymś w rodzaju „bipowany śnieg, nie nadążamy się wykopywać.” Zdaje się, że jesteśmy już niedaleko od tego ostatniego nastroju.
Udały mi się conieco lepiej tła do chunky books – sól rozpędziła akwarelki na boki, wygląda na to, że kartka powinna być jeszcze mokra, ale bez kałuż. Bo w kałużach po prostu się drobinki soli przylepiają i robią niby-brokat, ale z farbką nic się nie dzieje.

Wyprodukowałam też pierwszego kotecka. Na razie bez wąsów – będą przyszyte.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

407. kraftofotki

Zawaliło nas śniegiem (i dalej ma dzis sypać, kolejne 10 cm), więc sobie siedziałam i kraftowałam. Zrobiłam więc sobie tła do wymiany chunky books o Dziwnych Kotach (są to stronki 10x10 cm, dowolna technika, tylko żeby nie były zbyt grube; lewą stronę zostawia się w miarę „czystą”, bo niektórzy sobie łączą te strony w książki, a po prawej i dolnej przyczepia się dyndadełka, czyli chunks.)
Pomalowałam więc już kiedyś papier akwarelkami i posoliłam. Następnie przylepiłam – czego zbytnio nie widać – dryer sheets, czyli kawałeczki pachnących szmatek, jakie wrzuca się z praniem do suszarki. Kawałeczki były takoż popaćkane akwarelami i akrylówkami. Potem wypieczątkowałam roślinki, potem kapnęłam tu i ówdzie konturówką, a na koniec przyszyłam koraliki. Uff, starczy. Teraz trzeba jeszcze koty i huśtawki. Bo koty będą się bujać na huśtawkach.
Zapisałam się też na wymianę ateciaków podróżnych. Mam w planach Colorado (jeszcze nie zaczęte) oraz Wieliczkę. Wieliczka powinna mi płacić za promocję :) Na razie mam maleńkie zdjęcia przyszyte koralikami do złotawych targanych ramek. Będę następnie kserować mapę Polski tam, gdzie jest Wieliczka, akwarelować i solić.

Coś się ostatnio blisko przyjaźnię z igłą... wyszyłam też kilka osobnych ateciaków, żeby się mieć czym wymieniać na atcsforall.com, bo co chwilę mnie jakieś dzieło sztuki tam kusi.
Uporządkowałam też segregator z ateciakami i okazało się, że mam jeszcze kilka kopert, które nie zostały obdziękowane na forum (uczestnicy AFA zbierają punkty i tzw. reputację za wymiany). I tyle. Dzisiaj na zakład, ale norrrrmalnie wolałabym być sobie w domku i malować :)

I jeszcze powstała zimowa kartka urodzinowa:

środa, 8 października 2008

Wczorajszy urobek | Yesterday's yield

Pisklak cały wieczór kroił i lepił foamcory. Budował pudełko na te swoje figury, przy czym to nie miało być byle pudełko, tylko takie, żeby każda figura miała swoje miejsce i nie latała.
Można powiedzieć, że mnie zaskoczył - byłam przekonana, że tego w jeden wieczór nie dokona. A tu pudełko w zasadzie gotowe, tylko trzeba jeszcze ponoć taśmą okleić.
The Younger Unit spent the whole evening working on the box for the figures. It's quite a special box - the figures are not supposed to move inside, hence all the internal walls.

A ja w tym czasie siedziałam przy stoliku i lepiłam zawieszki do prezentów, które będą częścią Christmasowego kramiku na zakładzie. Najchętniej tworzyłabym same śnieżne i bałwańskie, ale chyba popyt jest raczej na bardziej standardowe tematy świąteczne. Bu.
Jeśli będzie loteria na rzecz rodziny Maxa, to obiecałam, że też coś dorzucę - pewnie właśnie zestawy zawieszkowe i kartkowe.
In the meantime, I made a few gift tags, which will be a part of the Christmas thing sale at work. If there is a fundraiser for Max's family, I promised to throw in some items as well - probably tags and Christmas cards.

Powstała również kartka... nie wiem, czy jestem z niej skrajnie zadowolona, no ale jest.
I also put together a card... not sure, if I'm entirely satisfied with the result, but oh well, here it is.

I wreszcie przygotowuję do wyjazdu alabastrowe okna. Zdjęcia niestety nieszczególne - rano jeszcze mrok, więc kiepsko wychodzą.
Finally, the alabaster window chunky book pages are ready for their trip... Unfortunately, the photos are not that great due to the poor lighting in the morning. Will need to figure out some other way of taking pictures.


piątek, 26 września 2008

bu

I znowu nowy komar: otwieram dziś rachunek za gaz - a tu wielka cyfra, dobre cztery razy większa, niż normalnie! I dwa razy większa, niż za styczeń, kiedy było przeraźliwie zimno i grzało się chyba na okrągło. Znowu trzeba będzie zadzwonić i się pohandryczyć. (Zakładam, że "handryczyć" pisze się przez samo "h", bo nie ma nic wspólnego z chandrą. Chandrę ma się dopiero później, jeśli handryczenie nie przynosi spodziewanych efektów.)
Niejako na złość okolicznościom coś tam sobie dłubię, przykładowo trójkątną zakładkę.


Oraz po kroczku strony do książki o oknach - mam wysłać siedem stron 10x10cm, przyjdzie takoż siedem. Muszę jeszcze poprzyklejać tyły, pomalować do końca złotą akrylówką, gdzie się należy, oraz przedziurkować i przywiązać dyndadełka, bo dyndadełka muszą być. Włóczka i koraliki w odpowiednim kolorze już czekają.