Wczoraj był bardzo pomarańczowy, słoneczny dzień - gościliśmy Wnuczkę Alicję i oczywiście odbyły się standardowe zajęcia typu czytanie (mam nową ulubioną książeczkę - There's a wocket in my pocket; trochę się waham, czy czytać dziecku po angielsku, skoro staramy się nie mieszać języków, czyli żeby dana osoba posługiwała się tylko jednym, ale może jakoś to będzie... Ala i tak trochę miesza, a babcia hoduje nadzieję, że jednak się te słowa powsypują ostatecznie do właściwych, OSOBNYCH pojemników i mała nie będzie pongliszować, dorzucając na dodatek okruchy hiszpańskiego.
Babcia również miała pomysł, żeby nauczyć się razem z Alą hiszpańskiego, ale po namyśle postanowiła wykorzystywać do tego celu osiedlowego Meksykanina. Dzisiaj mam piękne i niezbędne nowe słowo, które planuję mu zaprezentować - martillo neumático, a to dlatego, że dziś na osiedlu ryją młoty pneumatyczne:
Esta mañana, los trabajadores rompieron las aceras con martillos neumáticos.)
Wracając jednak do Ali - było budowanie farmy, robienie i jedzenie zapiekanek, zabawy z Dziadkiem na balkonie, stemplowanie, rysowanie, nawlekanie koralików - oraz wyprawa do parku i na plac zabaw.
T eksperymentuje nieustannie z nowym aparatem:
Mój stary Coolpixik, troszkę nadpsuty i popełniający samowolki w zakresie wysuwania obiektywu, też daje radę:
W zakresie kraftów zaś - gotowe są cztery gleby do przypowieści o siewcy:
Przypominam też, że u Craftypantek trwa wyzwanie biżuteryjne, a jutro będą opowieści o tym, jak zrobić sobie koralik z materiału budowlanego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz