Skończyłam kilka dni temu exploding box.
Jak do tej pory, produkowałam jedynie sześciany. Tym razem chciałam spróbować graniastosłupa o podstawie sześciokąta.
Po raz pierwszy i ostatni - przynajmniej na długo :)
Bo okazało się, że jest to dzieło strasznie pracochłonne. Nie umiem powiedzieć, ile dokładnie czasu zabrało, bo kleiłam je etapami i przegradzając kartkami, ale za to wiem, ile jest części: z tego, co policzyłam, to równiutko DWIEŚCIE.
Ale tak bywa, jeśli się człek nie może opanować i dokłada, dokłada... potem się okazuje, że na każdej ściance są średnio po cztery ozdóbki. Razy sześć ścianek. Razy dwie strony. Razy trzy warstwy. Plus trzy bazy. To już 147, a jeszcze nie ruszyliśmy przykrywki ani denka :)
Tak, że wykończywszy pudełko (nie powiem, jestem z jego ostatecznego wyglądu całkiem zadowolona), przeszłam do kartek, czyli prac dostarczających natychmiastowej gratyfikacji. No, może z natychmiastową to przesada, bo czasem się też kilkadziesiąt części trafia. I zylion kropeczek z farby 3d :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz