poniedziałek, 14 grudnia 2015
15:64. dziadki do orzechów
Dziury w blogowaniu... nie żeby nic się nie działo. Bo na przykład kartki w grudniowniku zapełniają się jedna po drugiej, czasem maczkiem, bo aż tyle. Ciekawy eksperyment, takie zastanawianie się wieczorem albo rano następnego dnia, na co poświęciłam czas albo co z tego czasu wybrać.
T energicznie działa w łazience. Destrukcja zakończona, teraz faza konstrukcyjna - dziś klejenie płytek.
Wczoraj sporo czasu przeznaczyłam na tłumaczenie dorocznego kalendarza, który wpadł mi tym razem do skrzynki wyjątkowo późno. Uporałam się jednak z głównym tekstem oraz WIERSZYKIEM, który jest największym wyzwaniem (nawet jeśli z dziesięciozgłoskowca w oryginale przerabiam go na czternastka po polsku, żeby dać sobie przestrzeń na wywijanie dłuższymi słowami.)
A jeszcze porady językowe dla starego kumpla, a jeszcze tłumaczenia w te i we wte - to już względem spraw organizacyjnych na przyszłoroczne wakacje.
Wysyłanie paczki, kończenie kartek... taka paczka przykładowo to cały rządek kroków, choć wydawałoby się, że prosta sprawa. T podjął decyzje i zamówił zawartość. Potem trzeba sprowadzić pudło na dwanaście cali szerokie, żeby zawartość weszła. Następnie je zmniejszyć, bo za wysokie. Zakisić w pracy bąble z powietrzem. I kartka jeszcze, i już można pakować. Taśma, szary papier. Adres druknąć. Wyprawa na pocztę. Wypełnianie karteluszka. Szczęściara ze mnie, bo całość zajęła może ze dwadzieścia minut, a kiedy wychodziłam, długość kolejki się potroiła.
A, i jeszcze kraftolekcja, i kombinowanie koguta na nadchodzącą szkółkę. To już temat na osobny wpis :)
I tak tydzień przefrunął (o, jeszcze przeczytanie książki mi się udało upchnąć). Poniżej kartki z dziadkami do orzechów, popularnym tubylczym motywem świątecznym. To jeszcze sprzed wyjazdu do Polski, dopiero teraz nadrabiam fotki :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz