Nadarzyła się dość smutna okazja, mianowicie zmarł pewien Starszy Pan, wieloletni znajomy, który mocno niedomagał już od ponad roku, ale trzymał się jakoś, bo taki po prostu był - po kilkunastu operacjach, po zainstalowaniu rozmaitych "części zamiennych" w ciągu ostatnich piętnastu lat, oznajmił kilka dni temu podczas kolejnej wizyty na pogotowiu, że jest zmęczony i chce spać. I zasnął...
Została żona, kobieta silna, samodzielna i bardzo zrównoważona, ale też już w starszym wieku. Wczoraj byłam na wake, czyli czuwaniu - kiedy tu przyjechałam, ta procedura była dla mnie dość obca, ale chyba powoli się do niej przyzwyczajam. Trudno, dojeżdża się do wieku, kiedy takich okazji będzie coraz więcej.
Zrobiłam zatem kartkę dla Żony Starszego Pana, a potem z resztek jeszcze jedną, i jeszcze mi trochę zostało, więc będzie trzecia.
Życie jednak trwa nadal, więc i nasz weekend miał bardziej optymistyczną stronę. Zakupiliśmy mianowicie i posadzili kwiecie i zioło na balkonie. Wisi sobie koszyk z petuniami i listkami, które docelowo mają wypuścić długie łodygi i zwisać:
Kot oczywiście zainteresował się od razu nowym elementem i udał się na obwąchanie:
A tu reszta doniczek - bazylia, rozmaryn, lawenda (!) zupełnie nieplanowana, ale była na wyprzedaży, przetacznik i stado lwich paszczy, które są w tym roku głównym tematem balkonu. Fajnie, że w sześciopakach z rozsadami były zestawy wielokolorowe, więc mamy snapdragony cytrynowożółte, bordowe i ze cztery odcienie różu i fioletu.
A to nasza "palma" samosiejka w towarzystwie resztek petunii i paszczy, bo nie wszystko udało mi się upchnąć w powyższych doniczkach:
I na koniec przetacznik z bliska - zwykle mam kłopot z uchwyceniem koloru na fioletowych kwiatysiach, ale chyba dzisiejsza pochmurność pomogła i mam ładną, praktycznie autentyczną barwę:
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
sobota, 28 kwietnia 2012
1136. rodzina biało-niebiesko-czarna
Jak wspominałam wczoraj, nie udało mi się uniknąć w najnowszej rodzinie turkusu... jest jednak jeszcze jedna szansa w postaci szmatkowego kwiatka, którego kolor kieruje się bardziej ku szafirowi, niż turkusowi, więc może wreszcie przy piątej próbie wyjdzie mi to, co miałam na myśli :)
A póki co - oto najnowsze dziełka:
A póki co - oto najnowsze dziełka:
Shepard Fairey prints
Frank Shepard Fairey is an American contemporary graphic designer and illustrator. He first gained fame as the creator of "Andre the Giant Has a Posse" (…OBEY…) sticker campaign, and then became more widely known in the 2008 U.S. presidential election, specifically for his Barack Obama "Hope" poster. Some art institutes call him one of today's best known and most influential street artists. His work is presented at The Smithsonian, as well as at the art museums in Los Angeles, New York, London and other cities.
If you are interested in purchasing authentic his work, ShepardFaireyPrints.com has amassed a large collection of authentic out of print Shepard Fairey art prints and other collectibles. These items are offered now directly to the public. The site offers a wide variety of themes, including the famous presidential Obama poster and Obey Giant prints, as well as other political subjects and artistic commentaries on music, industry, sports, international issues etc. There are also beautiful designs inspired by art nouveau, parlor wallpapers and Japanese fabrics.
As confirmed by many testimonies by customers who have purchased Shepard Fairey prints, apart from some rare finds the website offers excellent service and order security, as well as satisfaction guarantee and no-hassle return guarantee. The clear and extensive Help Center presents answers to numerous questions, and also explains the details of various programs offered by ShepardFaireyPrints.com, like Gift Registry, Gift Certifications, Refer A Friend and Reward Points.
If you are interested in purchasing authentic his work, ShepardFaireyPrints.com has amassed a large collection of authentic out of print Shepard Fairey art prints and other collectibles. These items are offered now directly to the public. The site offers a wide variety of themes, including the famous presidential Obama poster and Obey Giant prints, as well as other political subjects and artistic commentaries on music, industry, sports, international issues etc. There are also beautiful designs inspired by art nouveau, parlor wallpapers and Japanese fabrics.
As confirmed by many testimonies by customers who have purchased Shepard Fairey prints, apart from some rare finds the website offers excellent service and order security, as well as satisfaction guarantee and no-hassle return guarantee. The clear and extensive Help Center presents answers to numerous questions, and also explains the details of various programs offered by ShepardFaireyPrints.com, like Gift Registry, Gift Certifications, Refer A Friend and Reward Points.
piątek, 27 kwietnia 2012
1134. eksperymentator replikator
Trzymanie się chłodnego błękitu w najnowszym zestawie kolorystycznym nie idzie mi najlepiej - zjechało mi się, niestety, w turkusy, ale to dlatego, że malując kwiecie przy sztucznym świetle nie zdawałam sobie sprawy, że wybrana akrylówka jest aż tak turkusowa. No trudno, tak już będzie, bo teraz trzeba dopasować karton.
Oto pierwszy reprezentant rodziny - z kółkiem i wzorkami z indyjskich stempli, zakupionych w krakowskim Tuluzie:
Na Pincie znalazłam z kolei taką kartkę i ponieważ nie mam akurat takich stempli, jak autorka, kombinuję, czy dałoby się coś podobnego wyprodukować z posiadanych zasobów. Ciekawe, co by było, gdyby tak te gałązki jednak powycinać...
Oto pierwszy reprezentant rodziny - z kółkiem i wzorkami z indyjskich stempli, zakupionych w krakowskim Tuluzie:
Na Pincie znalazłam z kolei taką kartkę i ponieważ nie mam akurat takich stempli, jak autorka, kombinuję, czy dałoby się coś podobnego wyprodukować z posiadanych zasobów. Ciekawe, co by było, gdyby tak te gałązki jednak powycinać...
czwartek, 26 kwietnia 2012
1133. dziadkowanie / babciowanie
Jedziemy dziś na małą wycieczkę, bo przecież nie można nie zapisać, że w zeszłą niedzielę dziadkowaliśmy i babciowaliśmy - nie planowaliśmy w sumie wychodzenia z domu, bo przepowiednie pogodowe niczego dobrego nie wróżyły, ale jakoś się jednak zebraliśmy, tym bardziej, że Alę trochę energia nosiła i trzeba było ją spożytkować.
Pojechaliśmy zatem do miasteczka Batavia, gdzie w okolicach starego wiatraka można się poszwędać nad rzeką i w ogródku japońskim. Nie sądzę, że narodowość ogrodu ma dla Ali znaczenie, ale na wszelki wypadek jej wyjaśniliśmy.
W ogrodzie kwitły przepiękne piwonie:
Wspomniana rzeka - Dziadek Tomek uczył wnuczkę, dziecko bardzo miejskie, co można robić z patykiem:
Nanieśli stertę patyków na most, łamali i wrzucali, obserwując, jak odpływają na falach. Cóż za szczęśliwe czasy, kiedy takie zjawisko wprawia człowieka w stan szczęścia!
Zdjęcie, którego nie powinno się pokazywać Mamie Alicji... nic złego się oczywiście nie stało, tylko wśród tuzina szybko pstrykanych fotek na huśtawce znalazła się i taka krew w żyłach mrożąca klatka :)
W drodze powrotnej zawinęliśmy jeszcze na wielką stację rozładunkową, żeby zobaczyć, w jaki sposób ładuje się do wagonów samochody. Rampy, owszem, były - ale o wiele bardziej zainteresował nas znak o lokomotywach-widmach :) Wyjaśnia on, że nie należy się dziwić, widząc lokomotywę jadącą sobie bez maszynisty, bo w tej okolicy najwyraźniej istnieją pociągi na pilota.
I rzeczywiście, tuż obok stała śliczna żółta lokomotywa, brzęcząca sobie kojąco - a kierowcy ani widu, ani słychu.
Jeśli zaś chodzi o zajęcia domowe, to Alicja w niecałe trzydzieści sekund opanowała trymer - z nożyczek korzysta już od jakiegoś czasu, więc trzeba uważać, żeby ważnych papierów na wierzchu nie zostawiać, bo mogą pójść na przemiał.
Natomiast babcia szkieuka zrobiła małą, trzysztukową serię kartek z kotem.
Pojechaliśmy zatem do miasteczka Batavia, gdzie w okolicach starego wiatraka można się poszwędać nad rzeką i w ogródku japońskim. Nie sądzę, że narodowość ogrodu ma dla Ali znaczenie, ale na wszelki wypadek jej wyjaśniliśmy.
W ogrodzie kwitły przepiękne piwonie:
Wspomniana rzeka - Dziadek Tomek uczył wnuczkę, dziecko bardzo miejskie, co można robić z patykiem:
Nanieśli stertę patyków na most, łamali i wrzucali, obserwując, jak odpływają na falach. Cóż za szczęśliwe czasy, kiedy takie zjawisko wprawia człowieka w stan szczęścia!
Zdjęcie, którego nie powinno się pokazywać Mamie Alicji... nic złego się oczywiście nie stało, tylko wśród tuzina szybko pstrykanych fotek na huśtawce znalazła się i taka krew w żyłach mrożąca klatka :)
W drodze powrotnej zawinęliśmy jeszcze na wielką stację rozładunkową, żeby zobaczyć, w jaki sposób ładuje się do wagonów samochody. Rampy, owszem, były - ale o wiele bardziej zainteresował nas znak o lokomotywach-widmach :) Wyjaśnia on, że nie należy się dziwić, widząc lokomotywę jadącą sobie bez maszynisty, bo w tej okolicy najwyraźniej istnieją pociągi na pilota.
I rzeczywiście, tuż obok stała śliczna żółta lokomotywa, brzęcząca sobie kojąco - a kierowcy ani widu, ani słychu.
Jeśli zaś chodzi o zajęcia domowe, to Alicja w niecałe trzydzieści sekund opanowała trymer - z nożyczek korzysta już od jakiegoś czasu, więc trzeba uważać, żeby ważnych papierów na wierzchu nie zostawiać, bo mogą pójść na przemiał.
Natomiast babcia szkieuka zrobiła małą, trzysztukową serię kartek z kotem.
Labels:
fotoreportaż,
kartki,
papierrr,
turystycznie,
wnuczka
środa, 25 kwietnia 2012
1132. rmk, czyli wymuszony zestaw barw
Craftypantki w ramach kwietniowego wyzwania mapkowo-paletowego bawią się ostatnio kolorami z systemu Pantone. Wczoraj była mała wycieczka do drukarni oraz analiza pantonowego wachlarzyka, a dzisiaj zapraszamy do zabawy w Colorstrology: losujemy mianowicie kolory i na tej podstawie tworzymy.
Ja wybrałam sobie dni urodzin moich sióstr oraz mnie samej i maszyna losująca wyrzuciła taki oto zestaw:
Mam wrażenie, że te barwy nijak się mają do naszych rzeczywistych upodobań, a i nie są kolorami, których używam na codzień - szczególnie w takim zestawieniu, kojarzącym mi się z jakimś babciowym salonikiem :)
Układ kartki też jakiś mi wyszedł eksperymentalny - gdybym robiła ją jeszcze raz, to chyba mniej byłoby tej białej przestrzeni; albo by się ciachnęło mniejszy kartonik, albo dodało drugą gałązkę.
W każdym razie wypchnęłam samą siebie poza stałe zestawy kolorystyczne i to się liczy :)
Ja wybrałam sobie dni urodzin moich sióstr oraz mnie samej i maszyna losująca wyrzuciła taki oto zestaw:
Mam wrażenie, że te barwy nijak się mają do naszych rzeczywistych upodobań, a i nie są kolorami, których używam na codzień - szczególnie w takim zestawieniu, kojarzącym mi się z jakimś babciowym salonikiem :)
Układ kartki też jakiś mi wyszedł eksperymentalny - gdybym robiła ją jeszcze raz, to chyba mniej byłoby tej białej przestrzeni; albo by się ciachnęło mniejszy kartonik, albo dodało drugą gałązkę.
W każdym razie wypchnęłam samą siebie poza stałe zestawy kolorystyczne i to się liczy :)
Labels:
craftypantki,
kartki,
papierrr,
wyzwania
wtorek, 24 kwietnia 2012
1131. stokrotki na językach...
...czyli kolejna porcja kartek w kolorach słonecznych wpadających w odblaskowe:
Każda karteluszka ma wnętrze takie lub inne:
I jeszcze kwiecisty rzut z fabryki sprzed paru tygodni:
A co dalej... Work In Progress, praca w toku, czyli przygotowania do zestawiku wspomnianego wczoraj, biało-czarno-błękitnego. Pierwsze wyzwanie to trzymanie się chłodniejszego, spokojnego błękitu, bez odjechania w oczobipne turkusy. Drugie wyzwanie, związane z odkryciem - o ile bladźce nie sprawiały kłopotów przy zmianie barwy, to wściekle różowe kwiatysie nie chcą się poddać malowaniu na biało; dopiero gesso i trzy, a jeszcze lepiej cztery warstwy akrylówki są w stanie pokryć różowizny.
I jeszcze TAJEMNICA związana z majowym tematem w Craftypantkach - namalowałam sobie drogę nad rzeką, a co :)
Każda karteluszka ma wnętrze takie lub inne:
I jeszcze kwiecisty rzut z fabryki sprzed paru tygodni:
A co dalej... Work In Progress, praca w toku, czyli przygotowania do zestawiku wspomnianego wczoraj, biało-czarno-błękitnego. Pierwsze wyzwanie to trzymanie się chłodniejszego, spokojnego błękitu, bez odjechania w oczobipne turkusy. Drugie wyzwanie, związane z odkryciem - o ile bladźce nie sprawiały kłopotów przy zmianie barwy, to wściekle różowe kwiatysie nie chcą się poddać malowaniu na biało; dopiero gesso i trzy, a jeszcze lepiej cztery warstwy akrylówki są w stanie pokryć różowizny.
I jeszcze TAJEMNICA związana z majowym tematem w Craftypantkach - namalowałam sobie drogę nad rzeką, a co :)
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
1130. jaskrawo i słonecznie...
... czyli to, co lubię najbardziej. Inspiracją do poniższej serii była ta kartka - chodziło o biały embossing na gorąco, potraktowany później akwarelami (w oryginale były to tusze alkoholowe na błyszczącym kartonie). Na wzorcowej pracy kolorki są łagodne, kojące... a u mnie BRZDĘK, nie ma łatwo, trzeba mrużyć oczy :D
Zrobiłam też podczas weekendu kartkę - domek - prototyp, można powiedzieć; wydaje mi się, że można go było jeszcze poozdabiać jakimiś kropkami, ewentualnie nasadzić zielska przed płotem... trudno, kartka już poszła :)
W następnej kolejności pójdzie chyba na tapetę zestaw biel-czerń-błękit, jak tylko uporam się z pracami porządkowymi typu wklejanie wnętrz do istniejących karteluch oraz zaopatrywanie ich w sygnaturkę z zadniej strony. Się nie lubi, ale jakoś tam ten marketing wypada zrobić.
Zrobiłam też podczas weekendu kartkę - domek - prototyp, można powiedzieć; wydaje mi się, że można go było jeszcze poozdabiać jakimiś kropkami, ewentualnie nasadzić zielska przed płotem... trudno, kartka już poszła :)
W następnej kolejności pójdzie chyba na tapetę zestaw biel-czerń-błękit, jak tylko uporam się z pracami porządkowymi typu wklejanie wnętrz do istniejących karteluch oraz zaopatrywanie ich w sygnaturkę z zadniej strony. Się nie lubi, ale jakoś tam ten marketing wypada zrobić.
piątek, 20 kwietnia 2012
1129. μεταμόρφωσις czyli metamorfoza
Metamorfozie uległo wczoraj kilka kwiatków z pakietu wygrzebanego na Taniej Ścianie, czyli w koszykach "wszystko za półtora dolara". Paczuszki zawierały kwiecie w różnych odcieniach tego samego koloru i przykładowo w pomarańczach były też blade łososie.
Bladźce (słowo, które ukuliśmy z T na potrzebę placków ziemniaczanych - on lubi spalonki, a ja wręcz przeciwnie, bladźce) dostały wczoraj czerwoną akrylówkę i inne ozdóbki:
Tu widać szczegóły - malowanie opalizującą akwarelką, czarny tusz, coby był większy drrrramat, oraz klej ze złocistym brokatem. Warunki świetlne dziś fatalne, od samego rana jest wieczór, więc i zdjęcia są, jakie są.
Przedstawiam pomocników, którzy przyczynili się do metamorfozy:
I na koniec jeszcze jedna wersja podkręconego kwiatka, już wmontowana w kartkę.
Bladźce (słowo, które ukuliśmy z T na potrzebę placków ziemniaczanych - on lubi spalonki, a ja wręcz przeciwnie, bladźce) dostały wczoraj czerwoną akrylówkę i inne ozdóbki:
Tu widać szczegóły - malowanie opalizującą akwarelką, czarny tusz, coby był większy drrrramat, oraz klej ze złocistym brokatem. Warunki świetlne dziś fatalne, od samego rana jest wieczór, więc i zdjęcia są, jakie są.
Przedstawiam pomocników, którzy przyczynili się do metamorfozy:
I na koniec jeszcze jedna wersja podkręconego kwiatka, już wmontowana w kartkę.
Niniejszym wyszłam poza moją strefę bezpieczeństwa, bo nie dość, że kolory nie całkiem moje, to jeszcze kwiatkowy element wystaje poza obszar kartki. Rety.
czwartek, 19 kwietnia 2012
1128. dla odmiany...
... dzisiaj art journal. Rozkładówka ukleiła się ze dwa-trzy tygodnie temu, kiedy zapisywałam w Gromadzienniku niedawne wycieczki, a w przeglądanym na zakładzie magazynie trafiłam z kolei na reklamę z pływającymi liśćmi (liściami??) i szkoda mi było tę ilustrację wyrzucić.
Kartki też się kleją, ale jakoś strasznie powoli mi to idzie, niby według jednego schematu, ale każda trochę inna, bo niewymownie ciężko jest mi robić kilka egzemplarzy całkiem takich samych. Za to mam poczucie dokonania, bo wczoraj wysprzątałam klozet z obuwiem, wyrzuciłam trzy pary całkiem starych trepków (pozyskawszy przy tym fajne metalowe sprzączki :), a dalsze dwie pary poszły na murek przy śmietniku, bo są w zasadzie nowe, ale ciut za małe i w ogóle w tych butach nie chodziłam.
No i zakupiłam dwa jardy bawełnianej koronki, więc można tworzyć kwiatysie, zaraz po tym, jak zakończę jeszcze jedną partię języków.
Kartki też się kleją, ale jakoś strasznie powoli mi to idzie, niby według jednego schematu, ale każda trochę inna, bo niewymownie ciężko jest mi robić kilka egzemplarzy całkiem takich samych. Za to mam poczucie dokonania, bo wczoraj wysprzątałam klozet z obuwiem, wyrzuciłam trzy pary całkiem starych trepków (pozyskawszy przy tym fajne metalowe sprzączki :), a dalsze dwie pary poszły na murek przy śmietniku, bo są w zasadzie nowe, ale ciut za małe i w ogóle w tych butach nie chodziłam.
No i zakupiłam dwa jardy bawełnianej koronki, więc można tworzyć kwiatysie, zaraz po tym, jak zakończę jeszcze jedną partię języków.
środa, 18 kwietnia 2012
1127. przypadek kafelkowy
Moja skłonność kafelkowa nie gaśnie, myślę sobie, że gdybym była facetem sto lat temu, to kto wie, czy nie zostałabym zdunem albo jakimś innym glazurnikiem, żeby mieć kontakt z płyteczkami... albo może na fabrykę płytek bym się załapała.
Z drugiej strony - Rudlis opowiadała ostatnio w Craftypantkach o mapkach oraz o CASE study, czyli podglądaniu rozmaitych prac i czerpaniu z nich natchnienia - z jakiegoś jednego wybranego elementu. Takoż i ja skorzystałam z różnych pinterestowych znalezisk, a najbardziej chyba z tego, i wyprodukowałam kilka kafelkowych kartek. Byłam dzielna i nawet uciachałam kawałek papieru od Mrouh sprzed lat!
Z drugiej strony - Rudlis opowiadała ostatnio w Craftypantkach o mapkach oraz o CASE study, czyli podglądaniu rozmaitych prac i czerpaniu z nich natchnienia - z jakiegoś jednego wybranego elementu. Takoż i ja skorzystałam z różnych pinterestowych znalezisk, a najbardziej chyba z tego, i wyprodukowałam kilka kafelkowych kartek. Byłam dzielna i nawet uciachałam kawałek papieru od Mrouh sprzed lat!
natural wonder
Thanks for the guest post by Donn Schroeder
Considering the natural wonder of the Grand Canyon that attracts tourist here every year, you would think that Arizona would be like the desert that surrounds it, isolated, slow, and still. However, that is not the case. City life is at its peak here and one would never know that the still, placid desert lies outside the gridlines of the interstate highways. Even more amazing is the amount of communication and data that travels through the city without anyone of us knowing. Every person carrying a mobile device capable of internet access seems to be able to metaphorically travel the information super highways through the assistance of companies like t1 Phoenix. The irony is that if you put that same person in the middle of that natural wonder that surrounds the city, I am not sure he could navigate at the same speed and precision. Take away his phone, and I am not sure he could function at all. I guess my point is that although we have amazing technological advancements today, we still need to know and understand the things in nature that have surrounded us.
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
1125. słodkości na poniedziałek
Karteluszka zrobiona ponad tydzień temu, na urodziny dla pewnej plastycznie uzdolnionej dziewiętnastolatki, która w ogóle nie jest różowa ani słitaśna - ta kolorystyka ocieka wręcz przekorą.
W środku też było słodko, a co sobie będziemy żałować...
... tu natomiast można z bliska zobaczyć brokaty, opalizujące akwarelki, farbki 3d, gorący embossing... iiii papiery otrzymane chyba ze dwa lata temu od Mrouh, które tnę bardzo po kawałeczku.
W środku też było słodko, a co sobie będziemy żałować...
... tu natomiast można z bliska zobaczyć brokaty, opalizujące akwarelki, farbki 3d, gorący embossing... iiii papiery otrzymane chyba ze dwa lata temu od Mrouh, które tnę bardzo po kawałeczku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)