


Na drugiej kartce mamy słitaśną kiecuszkę – tę różyczkę w pasie też można odpuścić, ale gdyby tak ją zawiesić na jakimś manekinie, albo na wieszaku... szmatek też w domu jest pod dostatkiem.
Tu mamy karteluszkę hendmejdową, ciekawą konstrukcyjnie – przód zagięty w połowie, na to przylepiony kwadrat z czymś. Proste, a urozmaicone.
I wreszcie – bardziej jako eksponat, niż inspiracja – trąbka, czyli stara kartka z obrazkiem wydrukowanym na kliszy. I stare kolory, trochę zamazane. Może to kiedyś był szczyt techniki? Kartka oczywiście nie do pocięcia, tylko do zachowania jako ciekawostka :)
Punkt drugi w dzisiejszej agendzie – proszę bardzo, oto wnętrze wczorajszej gwiazdy. Nie ma tam nic piorunująco specjalnego, złote myśli o kawie i herbacie, aczkolwiek udało mi się wykorzystać conieco ścinków. Myślę, że będzie drugi taki albumik, może trochę większy i bardziej kolorowy. Na wszelki wypadek zafarbowałam sobie w herbacie drugi identyczny zestaw cytatów.
And here is the inside of yesterday’s star album – not terribly special, quotes about tea and coffee. I managed to use some scraps from the box of tiny scraps. I think I’ll be making another piece like this, perhaps a little larger and definitely more colorful.
Kiedy go rozkładamy, okazuje się, że konstrukcja jest trochę nietypowa...
...a to po to, by można było ową kokardkę zawiązać inaczej i utworzyć gwiazdę:
Ciekawskim polecam udanie się po informacje do wujka Google’a, pod hasłem star album. Przykładów jest tam mnóstwo, z różnymi wariantami, np. zróżnicowanej wysokości wewnętrznych kartek, z kieszonkami, z kalką, z powycinanymi widoczkami – a zasada sklejania trudna nie jest, trzeba tylko odpowiednie proporcje karteczek zastosować.
Mydlane eksperymenty, również w Imaginarium, zmotywowały mnie do rozpakowania dwóch z trzech mydełek, jakie czekały na swoją kolej. Na pierwszym pojawił się mydłoryt, który planowałam wykorzystać jako pieczątkę do farby akrylowej. Oto stempel oraz postęp ewolucyjny rezultatów:
Pierwsza, najmarniejsza odbitka dowiodła, że mydło musi być równiusieńkie oraz że odbijanie na papierze leżącym na stole nie wychodzi najlepiej. O wiele lepsze rezultaty daje przyłożenie kartonika do rzeźbionki i dokładne przyciśnięcie go do wszystkich szczegółów (odbitki środkowe). Z wzoru numer cztery wynika, że jeśli się chce otrzymać drobniejsze szczegóły, jak np. linie na drzwiach, to trzeba je wygrzebać w mydle dość głęboko, żeby się nie zalepiły farbą, co nastąpiło na poprzednich odbitkach.
Ciekawa byłam, czy mydło zacznie się rozpuszczać - po czterech odbiciach trochę zmiękło i zaczęło zostawiać na kartonie kawałeczki razem z farbą, więc zakończyłam eksperyment i pieczątka poszła się suszyć.
Drugie mydełko otrzymało dwa nowe życia. Nigdy w życiu niczego nie rzeźbiłam, więc dziełem sztuki trudno to nazwać :) Na jednej stronie mamy trochę infantylną rybkę (bo łatwa)......a na drugiej stronie wydłubałam gębulca z ogromniastym nosiskiem, który teraz pilnuje łazienkowego świata, spoglądając z wysokiej półki. Jednocześnie nabyłam większego szacunku dla wszystkich, którzy potrafili i potrafią wyciągnąć z kamienia kształt człowieka czy czegokolwiek innego.
A na koniec przedstawiam moje zbałaganione permanentnie biurko, gdzie tworzą się krafty powyzsze i wszystkie inne, oraz najnowsze znalezisko, szkieuko ze Sklepu Drugiej Szansy. (Zbieram się w sobie do umycia okna, ale jak sobie wyobrazę przemieszczenie tego wszystkiego, co znajduje się na blacie...)
Na tej bardziej szczegółowej mapie widać, że z cypelka wychodzą dwa mosty – jeden na wschód do Kentucky, a drugi na południowy zachód do Missouri. Wygląda na to, że zostały zrobione według tego samego projektu, z tym, że pierwszy jest szary, a drugi – przyjemnie niebieski.