Bud przyszedł na nasz ślub w ratuszu, który to ślub był zupełnie nieformalny: w dżinsach, Tomek w koszuli (ale bez krawata), ja w niedzielnej bluzce. Gośćmi byli ludzie z redakcji, jako że ceremonia odbywała się w pewien piątek w porze lunchu; piątki były wówczas dniami odzieży casual, czyli właśnie nieformalnej, dżinsowej, więc wszyscy wyglądali hm... powiedzmy dyplomatycznie, że weekendowo. Bud, zdaje się, przybył również w dżinsach, ale miał za to marynarkę i w ten sposob stał się najlepiej ubranym uczestnikiem zdarzenia, włączając pana młodego :)
Takich historyjek jest cały rządek – i nie chcę tutaj brzęczeć zbędnym patosem czy mmoralizatorstwem, ale warto być takim twórcą wspomnień dla siebie i dla innych. Nie trzeba do tego wielkich funduszy ani hałasu, wystarczy określony sposób myślenia i konsekwencja w małych drobnych uczynkach.
Uff, pora na karteluszkę, recykling z jakiejś kartonowej ulotki i bibułki z prezentu.

3 komentarze:
prześliczna karteluszka!!!!
No i oby jeszcze wiele wspomnień się urodziło z Budem w roli głównej... karteczka pełna delikatności...
Piękna! Romantycznie zamglona, lekka, tajemnicza.
Prześlij komentarz