poniedziałek, 29 października 2012

1226. jeszcze z notatek kiermaszowych

Wczoraj nie zmieściłam wszystkich wrażeń w kiermaszowej notce, więc dziś jeszcze kilka słów. Po pierwsze, znowu miałam szczęście sąsiadować z ciekawą osobą (miesiąc temu pisałam o toporkowych szalikach). Trafiła się bardzo miła pani, od której wiało klasą, sprzedająca biżuterię zrobioną z puszek po napojach, przede wszystkim naszyjniki i kolczyki, jak również bransoletki. Chcąc nie chcąc słyszałam, jak rozmawiała z klientami i znalazłam w tym całą górę inspiracji i jakiejś takiej czystej radochy, że jest tuż obok taki zapaleniec, wkładający serce w krafta. Jej mąż był tego samego dnia na innym kiermaszu - mówiła mi, że rocznie uczestniczą ponad setce! Rzeczywiście, patrzyłam, jak rozkłada i składa swoje stanowisko, bardzo eleganckie i dopracowane w każdym szczególe - myk, myk, lata praktyki.

Zakupiłam u niej trzy przedmiociki: jeden dla siebie (serduszko z Arizona Tea, urzekły mnie kolory i orientalny wzorek) oraz dwa na prezenty.



Z innych jeszcze obserwacji - pisałam wczoraj, że bardzo źle mi było z tym obrusem-zmięciuchem (dalej jest, zresztą), ale na wszystkich kiermaszach, na jakich byłam, taki niestety panuje trend, zupełnie niepotrzebnie. Za plecami miałam kobietkę z Bułgarii (stworzyłyśmy sekcję wschodnioeuropejską :), bardzo sympatyczną - ale też ze zmięciuchem i to szaropłóciennym, co wyglądało jak worek po ziemniakach, zamiast jak eleganckie tło do biżuterii i malowanych kielichów, jakie sprzedawała. Uroku nie dodawał też kurz, jakim pokryte były wieszadełka do biżu :( Nie wiem, na ile odwiedzający dostrzegają takie szczegóły, ale dokłada się to z pewnością do ogólnego wrażenia, choćby podświadomego. Może kiermasze powinny zapewniać na miejscu ze dwa żelazka do wynajęcia :)

A naprzeciwko po skosie - podobnie, jak miesiąc temu - trafiła mi się pani skrzecząca, haftująca krzyżykami. Takoż na zmięciuchu... i też pozwolę sobie na małą krytykę, choć może się nadmiernie wymądrzam... ale z daleka widać było, że tasiemki, którymi oklejono wieczka słoików, były przylepione krzywo i odstająco, że haftowane obrazeczki w ramkach też były krzywo rozmieszczone, podpisy pod obrazkami wyhaftowane niesymetrycznie - no szkoda, bo przecież nawet niewielkie hafciki wymagają sporo czasu i precyzji, więc fajnie byłoby, gdyby wykończenie też było wykonane precyzyjnie.

Całkiem naprzeciwko było zaś stoisko z ozdobami na choinkę, bardzo kolorowe i ładnie zorganizowane, ale praktycznie na całym stole stały wysokie gdzieś na metr parawany z zawieszonymi na nich dziełami, a pań sprzedających nie było zza tego widać. Przypuszczam, że właśnie dlatego niewiele osób się tam zatrzymywało, bo jednak lepiej chyba jest, jak widać żywą obsługę stoiska.

Lekcje z mojego własnego stoiska - oprócz tego nieszczęsnego prasowania - jeśli chodzi o zajęcie na te sześć godzin, to wystarczy przynieść naprawdę niewiele, wczoraj ledwo zmontowałam ze dwadzieścia wizytówek; całość materiałów zmieściła się w jednej kopercie, plus brokaty i farbki w małej torebce, nożyczki, klej itd.. A rok temu, na pierwszy samodzielny kiermasz zatargałam całą walizę gratów, tylko sobie zadałam roboty :)

Rozpisuję się strasznie, ale dodam jeszcze, że ręcznie robione wizytówki w postaci przywieszek do prezentów cieszyły się wzięciem i chociaż oczywiście wymaga to dodatkowej pracy, dają też kupę satysfakcji, jak się widzi uśmiech na twarzach odwiedzaczy. Poza tym są to też conversation starters - zaczyna się gadka-szmatka, coś tam często się też sprzeda.

No i ostatni pomysł wreszcie, też freebie czyli darmoszka - zestawy dla dzieci pod hasłem "zrób sobie kartkę". Wiadomo, znowu dodatkowa praca i odrobina materiałów, ale to tak w ramach dobroci dla ludzkości i propagowania zapału kraftowego. Myślę sobie, żeby do koperty włożyć bazę, jakieś tło, napis wypieczątkowany, obrazek, parę śnieżynek i może koronkę z dziurkacza brzegowego, a do tego karteluszek ze zdjęciem przykładowej kartki. Dużo roboty to nie wymaga, a wczoraj było kilka dziewczynek, którym dałam do garści dziurkaczowe śnieżynki i nawet to było powodem do uśmiechu.

To by było na tyle... puszczam w ruch fabrykę na następne dwa tygodnie!

Brak komentarzy: