Śpieszę donieść, że moje najnowsze znalezisko nie wymagało rzeczywistego nurkowania do wnętrza śmietnika, a choć czułam się trochę jak wandal, bo odłamywałam kawałki większego i bardzo szacownego przedmiotu, to jednak nie sądzę, że ktokolwiek byłby w stanie zrobić jeszcze z niego jakiś użytek.
Jechałam sobie mianowicie przedwczoraj wieczorem do domu i już na osiedlu zoczyłam w ciemnościach jakiś osobliwy mebel przy śmietniku. Pomyślałam najpierw, że to może następny eksponat do wintażowej kolekcji T - wszak mamy już stare radio lampowe z gramofonem oraz podobnie moderny telewizor. Zawróciłam, wylazłam z auta pomimo niesprzyjającej mokrej, lodowatej i wietrznej aury i oto oczom moim ukazało się mniej więcej takie coś.
Klamot był z wierzchu mokry i omarznięty, z tyłu nie posiadał ścianki, a wnętrzności były mocno pordzewiałe. "Jak znalazł na craftypantkowe wyzwanie muzyczne!" - zakrzyknęłam w duchu... ale okazało się, że klawisza żadnego zabrać się nie da i już. Flaczki na tyłach też były nie do ruszenia... pozostało jedynie brutalne odłamanie językowatych klawiszy widocznych u góry.
Na klawiszach są napisy - znam je, bo w kościółku rodzinnym w Polsce jest instrument takoż mocno wintażowy, ale na pedały, nie na prąd. Posiada jednak gałki, które można wciskać bądź wyciągać, a na nich całkiem podobne słowa. Co do niektórych nie wiem nawet dokładnie, co znaczą, taki na przykład diapason... ale od razu sprawdziłam, czy jest vox humana, bo natychmiast przyszło mi do głowy sporządzenie naszyjnika z takim napisem...
Vox humana oczywiście był! T zabrał był wczoraj bordowy język do pracy, wyrównał ułamanie, wywiertał dziurkę - i oto mam składnik do biżu, zupełnie wyjatkowy, i nie posiadam się z radości :)
Na zdjęciu voxowemu klawiszowi towarzyszą inne języki oraz kwiatysie, które zrobiłam wczoraj w pracy w przerwie lunchowej - ot, kawalątko kartonika, pod spód podklejone petelki z włóczki. Małe podobają mi się chyba bardziej, mają kartkowe wymiary :)
1 komentarz:
Wspaniałe znalezisko :)
Prześlij komentarz