poniedziałek, 4 stycznia 2016

15.71. na bogato 6 - The Drake (Open House Chicago 2015)



Wracamy dziś do opowieści chicagowskich jeszcze z października, kiedy w ramach Dnia Otwartych Drzwi odwiedziliśmy kilka ciekawych budynków w Wietrznym Mieście. Jednym z nich był The Drake - hotel, którego nie sposób nie zauważyć, jeśli jedzie się nadjeziorną szosą Lake Shore Drive. Szczególnie prawdziwe jest to w nocy, kiedy czerwony Drake'owy neon zdaje się wisieć tuż nad drogą (która nieco wcześniej skręca i dlatego jest to możliwe :)

Drake należy do dzielnicy Gold Coast, jednego z najbogatszych obszarów miejskich w Stanach Zjednoczonych. W tej samej okolicy mieści się też polski konsulat (jeszcze nie odwiedzaliśmy) oraz Muzeum Chirurgii (też nie byliśmy i nie wiem, czy kiedykolwiek się odważymy...) Do Hotelu maszerowaliśmy po Magnificent Mile, wypasionej części Michigan Avenue, mijając szereg innych ciekawych budynków, na przykład kraciasty sklep Burberry:


Tak prezentuje się Drake od strony jeziora...


...a tak przy głównym wejściu.


W holu mieści się gablota z pamiątkami po Znanych Gościach:


Uwagę zwracają oczywiście piękne żyrandole...


... a nam spodobała się też bardzo zabytkowa skrzynka na listy. (Sam hotel też właściwie jest zabytkowy, ma prawie sto lat, co jak na amerykańskie warunki... wiadomo :)



Jedną z najciekawszych części hotelu jest sala balowa Gold Coast Room.





Ciekawie jest przyjrzeć się wszystkim tym ozdobnym fajansikom z bliska - co prawda, wyłażą też wtedy różne uszczerbki, ale i tak koniecznie trzeba docenić ilość pracy, jakiej wymagało pomalowanie tych wszystkich wzorków. Na złoto, w końcu to Gold Coast Room.


Przebiegliśmy jeszcze przez kilka mocno ozdobnych pomieszczeń...


...aż dostaliśmy się do restauracji Cape Cod, o wyraźnie morskim wystroju. Hotel to wszak nie tylko spanie, ale również jedzenie. Drake słynie też ze swoich popołudniowych herbatek, które odbywają się w całym białym Palm Court - my jednak znaleźliśmy się w przyciemnionej atmosferze baru, gdzie na ladzie swoje inicjały wyskrobali Marilyn Monroe i Joe DiMaggio...


...oraz gdzie w ramach dekoracji na jednej ze ścian zawieszono kolekcję butelek z czasów prohibicji.


Dużo tu szczegółów, post mógłby się ciągnąć w nieskończoność, ale my wychodzimy (Cape Cod wszak znacznie przewyższa możliwości naszej kieszeni...) i biegniemy do następnego hotelu, po drugiej stronie ulicy.



Brak komentarzy: