poniedziałek, 21 listopada 2016

16:64. ocukrzone trawy

Wybrałam się dziś dziś do pracy nieco wcześniej, żeby zażyć choć na kilka minut świeżego powietrza. Zasiedziałam się ostatnio, głównie nad chałturkami - i w zasadzie, jeśli rzecz przeanalizować, częściowo jest to zasiedzenie umysłowe, bo czas na ciut ruchu by się znalazło. Mózg niby hula, przerabia słówka, tłumaczy ich setki, tysiące - od powrotu z Polski w sierpniu przerobiłam ich blisko 70 000, plus kilkanaście tysięcy słów transkrypcji, napisów do filmów itp. Organizm jako całość śniedzieje sobie tymczasem, bo większość czasu spędza w pozycji siedzącej.

Wracając zatem do mikrospaceru: w cieniu oraz tam, gdzie promienie słońca dopiero co docierały, czekały na mnie lodowe cudeńka pierwszego dnia z konkretnym przymrozkiem. Wystaczyło na szybko pstryknąć fotkę ławce, żeby złapać takie ładne przejście kolorów:


Przy tym szybkim pstrykaniu nie zauważyłam, niestety, że ten szron to nie tylko igiełki, ale malusieńkie choinki - jakby części śnieżynek! Mam więc tylko fragmenty zdjęć mocno nieostrych, ale zjawisko upamiętnić trzeba.


Stoliki i ławki pokryte były lodowym futerkiem.


Rośliny natomiast obsypał cukier, i to rafinowany - przypomniały mi się z dzieciństwa jego grube ziarna, które przyklejało się przykładowo do ciastek-wianuszków.







Niektóre zdjęcia wyszły dość abstrakcyjne i przez to bajkowe...


...i nawet takie szaro-burości potrafią być ciekawe.


A kiedy się popatrzyło tam, gdzie dotarło już słońce, bajkowe kryształki już wyznikały... i właściwie gdyby kalendarz nie straszył datami drugiej połowy listopada, można by pomyśleć, że właśnie przyszła wiosna.



Brak komentarzy: