środa, 29 grudnia 2010

887. światłem po papierze

W Niujorku zima straszliwa, ponoć Mikołaj ma kłopoty z dostarczaniem prezentów na czas i w inne strony świata, bo w takiej śnieżycy to nawet renifery nie kursują. T natknął się wczoraj na niego w księgarni, skąd pochodzi mój kolejny prezencik: dwa wydania słynnego magazynu Somerset Studio. Właściwie nie wiem, czy to można nazwać wydaniami magazynu, bo mają kilka czy kilkanaście tytułów, plus numery specjalne, takie jak ta galeria po prawej - no, ale niechaj będzie.

Magazyny są pełne cudnych mixed-mediowych dzieł, które będę oglądać wielokrotnie, bo za każdym razem natrafia się na coś nowego :)

Księgi, książki i książeczki zawsze pociągały mnie swoim urokiem, a takie grubasy to już w ogóle:

Jest też artykuł o zastosowaniu serwetek w połączeniu z papierem czy kartonem, niedekupażowo, a ja właśnie przyciągnęłam z Polski mały zapas, więc będę mogła skorzystać z podpowiedzi:


Z tej radości skończyłam luminarię - przepis na jej wykonanie znajduje się w Craftypantkach. Zabrało mi to nieco więcej czasu, niż się spodziewałam, ale warto było :), tym bardziej, ze T zrobił potem fajne, niepotelepane zdjęcia nocne:

wtorek, 28 grudnia 2010

886. wizualnie i dotykowo

Święta minęły, więc nie nastawiałam się już na żadne prezenty – a tu wczoraj okazało się, że przyszła gruba koperta od Niekiedy, z pięknymi cudeńkami! Kartka świąteczna tam była, a jakże, z wykorzystaniem niestandardowego papieru, na co zawsze mi się gęba śmieje. Do tego zestaw pięknych, egzotycznych papierów, których nie sposób docenić na poniższym zdjęciu, bo trzeba je wydotykać i popatrzeć pod określonym kątem, żeby dojrzeć wszystkie wzory. Ale to nie koniec – było jeszcze ceramiczne serducho w gorącej czerwieni, w tej chwili zawieszka, ale myślę, że nadawałoby się też spokojnie na wisior :) No i na okrasę do tego wszystkiego – skoordynowana kolorystycznie herbatka. Dziękuję ślicznie za tę niesamowitą niespodziankę!

Wczorajszy wieczór spędziłam, oprócz czytania grubachnej księgi o polskich władcach i władczyniach (jestem właśnie przy Janie Kazimierzu), na uzupełnianiu gromadziennika o wpis z sobotniej wyprawy do Chicago. Tradycyjnie, zamiast skorzystać z „ładnych papierów”, pociachałam przywiezione z Miasta ulotki :D Co ja poradzę na to, że wszędzie plączą się takie fajne ephemera?I jeszcze – tytułem zajawki – komponenty, których zastosowanie będzie wkrótce opisane u Craftypantek :)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

885. uff, po świętach

Lubię święta, ale człowiek się zawsze napracuje, i to pracami nie znoszącymi opóźnień, bo przecież z jedzeniami trzeba zdążyć, i z wizytami, i z prezentami... I jeszcze ostatniominutowe tłumaczenie też jak najprędzej wykonać, bo nóż na gardle, całkiem nie z mojej winy. Mówię więc sobie „uff”, zasiadam przy biurku w pracy i wracam do normy. Oraz chwalę się superprezentem, jaki dostałam od Pisklaka i Pauliny: słoikiem pełnym guzików, koralików, popsutej biżuterii, monet, wszelakich kawalątków, zbieranych ponoć po całym domu i od wielu osób. Ciekawe, czy nie trzeba będzie niektórych guzików oddawać, jak się okaże, że poobcinali mamie z jakichś kreacji :D


Czekam więc z niecierpliwością na trochę wolnego czasu (kto wie, może wieczorkiem?), żeby coś z tego słoika zastosować w praktyce. Przy okazji pozdrawiam Collage Caffe, gdzie odbywa się kontynuacja piątkowego SŁOIKA z Imaginarium, gdyby ktoś jeszcze nie zauważył – warto zajrzeć!

Odbyliśmy też wycieczkę do Chicago – miało być niby na chwilę, żeby tradycyjnie obejrzeć wielką miejską choinkę, ale jak zaczęliśmy zwiedzać, to zrobiło się z tego pół dnia. Zdjęcia oczywiście są, ale też wymagają wspomnianej chwili wolnego czasu.

No i planujemy sobie dalsze wycieczki – o Teksasie już wspominałam, po lewej stronie gdzieś tam na dole jest schowany link do odnośnego dokumentu, na razie w bardzo wczesnym stadium. Wymyśliliśmy też dwa wypady jednodniowe, które można odbyć zimą czy wczesną wiosną, kiedy nic się nie dzieje. Pierwszy obejmowałby Chicago Pedway, czyli system tuneli, mostów i „tajnych” przejść, łączących rozmaite budynki w centrum Miasta. Tu można sobie zobaczyć mapkę – czerwone kreski oznaczają te właśnie przejścia.

Drugi wypad wyniknął z faktu, że T jeszcze nie jeździł jedną z tutejszych kolejek, Metrą. W odróżnieniu od „eLki”, kolejki miejskiej i blisko-podmiejskiej, ta obejmuje również dalsze przedmieścia. My mieszkamy przy linii różowej. Kupilibyśmy zatem „weekend pass”, czyli bilet weekendowy na nieograniczoną ilość przejazdów, pojechalibyśmy pociągiem różowym do Chicago (godzinka), a potem ciemnozielonym na północ, do Kenosha (około półtorej godziny). Tam zwiedzilibyśmy Public Museum (do końca lutego jest tam przykładowo wystawa dzieł Rembrandta) i ziuuu, pociągiem odwrotnym do domu.

niedziela, 19 grudnia 2010

884. upolowane na parkingu

Upolowałam na parkingu taką nalepkę na aucie, która mnie rozbawiła :) W wolnym tłumaczeniu pewnie oznacza coś w rodzaju "no przecież pędzę tak szybko, jak potrafię" :D

Po drugie - w Craftypantkach zaczęłyśmy nowy cykl: "W trzy pytania dookoła świata", czyli miniwywiadziki z krafterkami z różnych stron świata. Na pierwszy ogień poszła Jana ze Słowenii - warto wsadzić nos!

A po trzecie - i w sumie po raz trzeci - zabieramy się za planowanie wyprawy do Teksasu, już dwukrotnie przekładanej ze względu na niesprzyjające okoliczności. Z bardzo grubsza trasa wyglądałaby tak, jak pokazuje poniższa mapka; główną atrakcją byłoby zabipie w postaci parku narodowego Big Bend, na samym dole Teksasu, gdzie nie jeździ prawie nikt. W tej chwili zakładamy, że jeśli nie wystąpią niespodziewane okoliczności, wyprawa odbyłaby się w kwietniu :)

czwartek, 16 grudnia 2010

883. w egzotycznych (ciepłych) krajach

Wykluły się dwie strony do art journala – jedna będzie na wyzwanie w Skrapujących Polkach. Trochę z przesłaniem, bo strona miała nawiązywać do Dickensa i tego, co chcielibyśmy przekazać duchom świąt przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. A ja czasem mam ochotę biegać wśród mikołajów, reniferów, choinek i ołowianych żołnierzy z chorągiewką z poniższym hasłem – Jesus is the reason for this season, w wolnym tłumaczeniu „przyczyną tych świąt jest Jezus”.

Ilustracja pochodzi z fajnego papieru do pakowania prezentów, ale ponieważ jest drukowana na złoto, to aż tak fajnie na zdjęciu nie wygląda. Do tego szmatka i malowana akrylówkami falowana tekturka – resztki z osłonki ze Starbucksa, która kilka dni temu została wykorzystana jako kubek na stronie o smakach.

Drugą kartkę sprowokowała reklama w przeglądanym wczoraj czasopiśmie – chciałoby się do ciepełka, mam nadzieję, że pewnego pięknego dnia uda nam się wybrać w piramidy :) Ponoć Giza jest na samym czubku delty Nilu, a także na środku ciężkości wszystkich lądów, co pokazują doklejone mapki.

Oprócz tego na stole mamy stertę elementów do takich, o, gwiazdek, podobnych do tego, co Mrouh pokazywała w Craftypantkach, ale moje mają po sześć ramion, bo udają śnieżynki :)

I tyle. Nastawiam się na wielkie klejenie w święta, bo będziemy mieć więcej wolnego, niż się spodziewałam. No i pierniczki jeszcze trzeba upiec. Lukrowane.

wtorek, 14 grudnia 2010

882. ciekawostki z różnych stron świata

... i jakoś tak na niebiesko wszystko :)

Przedstawiam prezenciki przywiezione jeszcze z Polski - na tle niebiesiego szalika od Najstarszej Siostry świece-jabłuszka, śnieżynkę i szklany wisior od Średniej Siostry. Dodatkowo mamy jeszcze prezent od Najmłodszej Siostry, czyli od samej siebie - naszyjniki-skorupki kupione na świątecznym jarmarku w Kraku. Jedna ma motyw roślinny, a druga udaje, że jest kawalątkiem jakiegoś garnka. W sam raz na pamiątkę zwiedzania Muzeum Pod Rynkiem.

Poniżej jest kartka ręcznie robiona przez Średnią Siostrę - okrągłe stempelki samodzielnie sporządzone przez przylepienie gąbek do korków (albo może kawałków gałązek?), farba pewnie akrylówka i gęby domalowane ręcznie. I stemplowane śnieżynki.

To by było z Polski, a teraz świeżynka z pracy - dostaliśmy właśnie kartkę z jakiegoś kraju skandynawskiego, która rozkłada się w śliczny krajobraz staromiejski:

I to by było na tyle... dalej chyba jeszcze dochodzę do siebie po powrocie. Obiecuję sobie, że zabiorę się za to i tamto... a czas płynie. Hm.

niedziela, 12 grudnia 2010

881. choinka bez choinki i strony artjournalowe

Po pierwsze - maleńka choineczka, jaką dziś rano zmontowałam z guzików i sfotografowałam na przysypanym śniegiem balkonie.

Przypominam, że nadal można zgłaszać nietypowe choinki na konkurs z nagrodą!

A teraz będzie mały przegląd stron z art journala. Na początek kawa-kakao do smaków w skrapujących Polkach. Kiedy tylko mogę, piję kawę zmieszaną z kakao - niby że mokka, ale raczej naciągana :) Czasem z cynamonem, czasem z cząstką pomarańczy, a nawet odrobiną imbiru czy mielonego angielskiego ziela.


Wzorzyste tła to szmatki upolowane kiedyś na wystawie patchworków. Oprócz tego mamy kubek zrobiony ze Starbucksowej osłonki i paski z tekturki z pudełka czekoladek. Na literach miały być spękania, ale wyszło na to, że na razie nie umiem się jeszcze posługiwać tymi dwoma składnikami, bo wyszła mi tylko błyszcząca powłoka, a do obserwacji ewentualnych spękań potrzebny byłby mikroskop.

Strona druga - powstała w Polsce po to, żeby nie wyrzucać fajnego opakowania z herbaty, o ile dobrze pamiętam :) Dodatkowo przechwyciłam inne papiery i magazyny znajdujące się już w drodze na makulaturę.

I trzecia kartka, wczorajsza, od której wieje tropikalnym ciepłem; szmatka z owadami, ścinki rozmaitych papierów i oczywiście inspirujące fotografie.

czwartek, 9 grudnia 2010

880. craftypantki RAZ!

Uff, dobrałam się do polskich literek na pracowym kompie, jako że dostałam nówkę przyszanowaną z Windowsami numer siedem, które jeszcze mnie w niektórych miejscach zaskakują, oraz z ilością miejsca na dysku, która mnie przytłacza – pół terabajta. He he, w życiu tego nie zapcham :D

I jak się to ma do trzystu mega, jakimi dysponował mój pierwszy komp, na owe czasy dość wypasiony??

A tak w ogóle to chciałam przedstawić choineczkę stworzoną recyklingowo do Craftypantek, naszego nowego bloga, który z Mrouh i Habką utworzyłyśmy głównie dla kontynuacji skrapowania codziennością, ale i inne różności tam będą – na przykład kursiki, zresztą już jeden jest.

Zapraszamy do dołączenia się do naszej świątecznej zabawy (z nagrodami!!) w tworzenie „choinek bez choinki”, czyli bez wykorzystania gotowych gałązek. W Craftypantkach jest cała sterta przykładów, a oto mój skromny pomysł – stożek zwinięty z folii bąbelkowej z guzikiem w charakterze gwiazdki i z czerwonymi „banieczkami” wymalowanymi akrylówką.

Próbowałam namalować też złote bańki, ale wyszły jakieś bure. No i odkryłam, że do przycięcia folii trzeba mieć porządne nożyczki, bo na przykład pracowe pitfaki nie dadzą rady :)

środa, 8 grudnia 2010

879. nudno nie jest

Wróciło się poniedziałkowym wieczorem z Polski, lotem o atmosferze zaiste piknikowej: samolot nie był zapchany do ostatniego miejsca, więc ludzie posypiali, pojadali, stali sobie i gadali, a ja szydełkowałam, czytałam, prowadziłam pogawędki z sąsiadem-Syryjczykiem oraz wycinałam z papiery zabawki dla rosyjskiej dziewczynki frunącej po drugiej stronie ścieżki. Tak, tak - WYCINAŁAM, miałam nożyczki, bo takie malutkie i z tępymi końcami wpuszczają do samolotu.

W Polszcze dostęp do ęternetu był tym razem marny, więc nie zawracałam sobie zbytnio głowy postami czy zdjęciami; poza tym sporo wędrowałam po świecie, odwiedzając rodzinę i znajomych, a także biorąc udział w wyprawach turystycznych. Zaliczyliśmy miniatury w Inwałdzie (nie spodziewałam się, że jest ich tam aż tyle!), pałac w Pszczynie razem z parkiem, zagrodą żubrów i skansenem, podziemia na krakowskim rynku oraz - bonusik niezwykle przyjemny - konkurs szopek pod Adasiem, który odbywa się w pierwszy czwartek grudnia.

Zdjęć jest oczywiście sporo, ale trzeba je jeszcze uporządkować.

Jeśli chodzi o sprawy kraftowe, to z Polski przyjechały różne różności. Chronologicznie rzecz biorąc, najsampierw czekało na mnie ślicznie pudełko od Enthii z wymiany zapałczanej - dziękuję bardzo, zarazem przepraszając za ogromne opóźnienie w prezentacji :) Oto pudełeczko i jego zawartość:

Następnie przybyły papiery od Koleżanki Mrouh, mojej agentki do spraw zakupu papierów ILSowych na terenie Starego Kraju. Zmacałam sobie wreszcie te słynne papiery i jestem pod wrażeniem, zastanawiając się oczywiście, jak ja to potnę, bo takie ładne :) W paczce byly tez guziki, na czele z pieknym drzewem:


Podostawałam też od ludków prezenta - papier, karton i mazidla kraklowe, więc kroją się eksperymenty.
Moje zakupy były zaś raczej skromne, bo zdawałam sobie sprawę, że trzeba będzie to wszystko przeciągnąć na drugą stronę wody: pudełeczko masy papierowej, metaliczne farbki, kredki bambino (ach, te wspomienia), malutka paczka kłaków do filcowania, ciut guzików, serwetki, jeden papier ryżowy oraz zestaw pieczątek w sklepie TuLuz:

Po powrocie czekała na mnie w domu sterta niespodzianek przygotowana przez T. Zmuszona jestem ponownie zapodać pean na cześć mojego małżonka, bo nie dość, że można zostawić chałupę (i kota) pod jego opieką na dwa tygodnie, nie produkując żadnych list przypominających, to jeszcze wraca się do ustawionej i udekorowanej choinki, świątecznego wieńca na drzwiach wejściowych, nowej kanapy (!!!) i nowego czajnika, jak również nowego zegara z pogodynką. Bardzo dobrze, że się pojawiły pod moją nieobecność, bo ja zwlekacz jestem wielki w zakresie bardziej znacznych zakupów i pewnie marudziłabym jeszcze do Wielkiej Nocy. A tak - mamy z głowy :)

Do tego lodówka wcale nie była pusta, zaległości praniowych żadnych, w kuchni porządek, auto nie tylko odśnieżone, ale również przejechane dla pewności, że na mrozie odpali, kwiatki balkonowe wyrzucone (z wyjątkiem rozmarynu wniesionego na zimę do domu), kwiatki domowe podlane, kot w formie - to jest fantastyczne, że można wyjechać i tak zupełnie o nic się nie martwić :) Tym bardziej wraca się z ogromną przyjemnością.