piątek, 29 czerwca 2012

1175. przybyli różowi kuzyni...

...a wśród nich jeden odstający od grupy, bardziej niebieski:





czwartek, 28 czerwca 2012

1174. cieplutko

Taka patelnia, jaką zapowiadają na dziś, ostatnio miała miejsce siedem lat temu - temperatury zwykłe mają się trzymać w okolicach 36-37 stopni, natomiast "dzięki" wilgotności będzie się odczuwało czterdziechę. Jest też szansa na deszcz albo rozrzucone burze (scattered storms :), które bardzo by się przydały podeschniętej trawie, na przykład tej, którą oglądam z pracowego okna.

A skoro już o pracy mowa, to otrzymaliśmy wczoraj email o tym, że w związku z upałami podnosimy temperaturę w biurze, żeby nam nie padły agregaty klimatyzacyjne. Gdyby nasz opiekun budynku był akurat obecny, to chyba bym go uściskała - gość odpowiedzialny zwykle za ustalanie parametrów ogrzewania i chłodzenia uwielbia zimę, więc chłodzi nas nadmiernie tak w lecie, jak i w zimie (w zimie dopiero interwencja głównej księgowej pomogła, bo była taka lodownia, że chodziłam do łazienki grzać ręce w ciepłej wodzie i nawet zdobyłam już rękawiczki bez palców, ale właśnie podkręcono ogrzewanie.)

Na dodatek w mojej dziupli znajdują się w podłodze dwa wyloty z kanałów grzejąco-chłodzących, a że jest to tuż przy ścianie, to w zimie właził jeszcze dodatkowo chłód z zewnątrz. Teraz zaś otwory pozatykałam tekturami, bo mi papiery na biurku zwyrtały od zimnych wichrów, nie wspominając o zlodowaceniu stóp.

Dzięki upałom będzie więc teraz normalnie :)

Jeśli zaś chodzi o dział papierowy, to tworzy się rodzina kartek opartych na ptactwie i kwieciu stworzonym fabrycznie przez K&Co., na razie w barwach stonowanych, CHŁODNYCH, bo i okoliczności życiowe tym kartkom przeznaczone nie są zbyt gorące.



W dalszej kolejności czeka kuzynostwo w barwach czerwono-niebiesko-białych, z niebieskim takim, jak kwiatki podróżniki, kwitnące teraz masowo przy drogach. Bardzo lubię ten odcień, a do podróżników podchodzę nader sentymentalnie, ze względu na nazwę oraz ich obecność... odkąd pamiętam.

wtorek, 26 czerwca 2012

1173. savanna i sabula, czyli na klifach i mokradłach Mississippi

"Jan po wybuchnięciu śmiechem trochę zmieszany do ciemnej bokówki wyszedł, a wkrótce raźnie już do świetlicy wracając zawołał:
- Może panna Justyna chce z bliska popatrzeć, jaka zaraz na Niemnie śliczna iluminacja będzie?
- Jacicę łapią? - zapytał Anzelm.
- A jakże! tylko co z ogniami wypływać zaczęli..."

 Cóż może mieć cytat z Nad Niemnem do czynienia z wyprawą nad Mississippi? Wyjaśni się to za moment, ale zacznijmy od mapki, coby wszystko za porządkiem szło. Otóż plątaliśmy się nad Wielką Rzeką w północnym Illinois, gdzie stanowi ona granicę ze stanem Iowa - okolica zaznaczona jest poniżej wielką zieloną kropą:


Pierwszy przystanek to park stanowy Mississippi Palisades, tuż obok miasteczka Savanna po naszej stronie i Sabula w Iowa. Z wysokich klifów dochodzących do 180 metrów ogląda się piękną panoramę, łącznie z jezdnią i torami biegnącymi tuż nad wodą, a także moim ulubionym Niebieskim Mostem o tam, daleko:



Przeprawiliśmy się owym mostem na zachodnią stronę, za granicę... Nagrałam sobie filmik i będę sobie teraz mogła jeździć po nim w nieskończoność, ha!

 

Szczerze mówiąc, poplątały mi się conieco liczne przystanki - wszędzie było pięknie, zielono, kwieciście... kwintesencja lata!


Brakowało jedynie żuraweli, czyli - w naszym wewnętrznym narzeczu - ptactwa stojącego w wodzie. Nie zdybaliśmy ANI JEDNEGO, ale na jednym z przystanków, przy tamie numer trzynaście, wyjaśniło się, gdzie przebywają...



Zainteresowało mnie też wysokie zielsko i aż kazałam się z nim sfotografować. Krótkie guglowanie wykazało, że to dziewanna, znana z ziołolecznictwa i kto wie, może nawet z Nad Niemnem, ale w życiu nie widziałam jej na żywo, a przynajmniej nie świadomie! Czytam, że może i do trzech metrów dorastać, cóż za dzida!


W tym samym miejscu przyuważyłam też osobliwe czubki wystające z płytkiego bajorka, a potem równie dziwne miotełki na brzegu, całe mnóstwo. Tu guglanie było o wiele dłuższe, ale wychodzi na to, że napotkałam zmasakrowane trochę pozostałości po uschniętych kwiatostanach lilii wodnych! Podobne obiekty są na zdjęciach TU i TU.


No i wracamy wreszcie do naszego literackiego motta; zauważyliśmy, mianowicie, wielką ilość owadów z długimi wąsiskami na odwłokach, dłuższymi nawet od reszty ciała. Okazało się, że to mayflies czyli jętki, czyli nadniemnowa jacica! Od razu wspomnieć należy, że jętkowych gatunków są tysiące, więc mowy nie ma, żeby to był dokładnie ten sam stworok.



Dowiedzieliśmy się, że te akurat jętki w postaci dorosłej żyją bardzo krótko, tylko jeden dzień, w związku z czym nie mają... układu pokarmowego! (T ucieszył się od razu, że przynajmniej nie gryzą :) Larwy przez cały rok mieszkają pod wodą, dopiero na sam koniec, na ten jeden dzień, wychodzą, znajdują partnera, składają jajka (do wody) i umierają. Przedziwne stworzenie - można by się zastanawiać po co istnieje?

Być może po to, żeby można było na nie łapać ryby, o czym można sobie poczytać o TU, w całym odnośnym rozdziale Nad Niemnem :)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

1172. kartki z golfem

Zamówienie było nastepujące: dwie kartki na 70-te urodziny rodziców koleżanki, obchodzone wspólnie, bo urodzili się jakoś w tygodniowym odstępie. Oboje są zapalonym graczami w golfa, więc taki temat byłby najlepszy, no i żeby kartki były jakoby z jednej rodziny.

Wymodziłam zatem golfowy krajobrazik - zdjęcia, oczywiście, cienkawe, robione w ostatniej chwili i pędem przed wyjściem do pracy. W postaci rozłożonej i stojącej kartki wyglądają tak:


Na płasko widać lepiej, że są nawet piaskowe "pułapki" :) Numery na chorągiewkach nawiązują, rzecz jasna, do siedemdziesiątych urodzin, napisy "happy birthday" umieściłam na imitacji piłek golfowych z kartonu z małymi zagłębieniami. Aha, pałek wodnych jest siedem - bo mamy siedem dekad.


Złożone kartki prezentują się tak:


A kiedy już je skończyłam, okazało się, że nie wejdą do żadnej normalnej koperty, więc trzeba było wytworzyć również opakowania:


I to tyle z weekendowych kraftów; naciupałam sobie jeszcze elementów na kilka kartek z kwiatkami fabrycznymi i takimże ptactwem, a podczas wczorajszej wycieczki na mokradła i klify nad Mississippi wyszydełkowałam kilka kwiatysiów z kordonka. O tym jednak kiedy indziej... na razie zaś, jako zajawka, zdjęcie pod hasłem "esencja lata" z rezerwatu nad Wielką Rzeką:

czwartek, 21 czerwca 2012

1171. czerwone, białe i niebieskie. i czarne.

Całkiem zwykła karteluszka, uklejona dziś rano w ramach kolejnego programu - wykorzystywania prefabrykatów plączących się po kraftostole. Plątał się mianowicie warstwowy kwiatek, pozostałość z jakiejś poprzedniej serii. Dołożyłam nitki, guzik, ścinki z innych kartek i oto mamy HELLO:


Jeśli zaś chodzi o inne "programy", to Projekt Fotka posunął się conieco do przodu - są w nim jeszcze solidne dziury sięgające nawet czasów rok temu, ale drugi koniec, czyli czasy obecne, ma się nienajgorzej. Można przykładowo obejrzeć relacje z Dymnych Gór, raz, dwa i trzy.

środa, 20 czerwca 2012

1170. hurtownia obuwia bez pary

Tom się rozpędziła z obuwiem... buty miałam już wycięte w weekend, wczoraj zamontowałam je w kartkach i oto cała fajansiarska grupa:


Z resztek jednego z teł wyciupałam jeszcze na szybko maleńką kartkę dziękującą dla Pani z Banku (i już w zasadzie miała być w jej rękach, ale nie sprawdziłam godzin otwarcia i wybrałam się tam z moją paką papieru przed dwunastą, po czym na zamkniętych na głucho drzwiach wyczytałam, że środa jest jedynym dniem, kiedy otwierają się o pierwszej, bo tak, to o dziewiątej.)


A kilka dni temu zaczęłam też na próbę pudełka na kartki, takie, żeby się zmieściło z pięć sztuk z kopertami - prototypy wyszły takie:


Na razie nie bawię się w jakieś szczególne ozdabianie ani okienka - nie wszystko naraz, a poza tym nie wiadomo, czy komukolwiek taki wytwór będzie potrzebny. W każdym razie jakby co, to wiem już, jak je sporządzić i jakie powinny być wymiary.

wtorek, 19 czerwca 2012

1169. koko koko

Nic nowego kompletnego na razie nie ma, gdyż wczoraj była emergencja w postaci braku prądu - nie dość, że pogoda osobliwa, bo wielki upał razem ze sporym wiatrem w porywach do 80km/h, to jeszcze słup przy naszej ulicy był padł i odłączył nas skutecznie od elektryczności. Dobrze, że przynajmniej woda w ubikacji nie jest związana z prądem, przynajmniej na krótką metę...

Tak, że dziś przedstawiam małe zaległości, a mianowicie karteluszkę sporządzoną na długo przed Euro i Koko koko. Chociaż jest urodzinowa, to użyte na niej elementy stanowią zagadkę, a rozwiązaniem jest pewne powiedzonko, używane w chwilach zdenerwowania. Jakby co, to odpowiedź będzie na końcu posta :)


I jeszcze dwie łagodne, stonowane kartki pocieszające:



Dotarło do mnie sto perłowych guziczków z Chin czy inszego Singapuru, więc mogę jechać z koksem i przyszywać, gdzie tylko:









Rozwiązanie zagadki trzeba sobie "podświetlić" kursorem: kurza melodia.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

1168. wizyta w obuwniczym

Zakupiwszy sobie szablon, jeszcze w zeszłym tygodniu, wyciupałam dwie obuwnicze karteluszki.



Nie są jeszcze całkiem skończone, bo medytowałam nad zapełnieniem tego dodatkowego panelu, jaki powstał przy potrójnym składaniu - znalazłam ciekawe cytaty o butach, które w sam raz nadadzą się do zapełnienia tej przestrzeni.

Babom w pracy, czyli mojej małej grupie badania opinii publicznej, kartki się podobają, więc mam już wycięte dalsze sześć butków, które pójdą na tło kwieciste jesienne, kwieciste wiosenne oraz tygrysie - dla każdego coś dobrego.

A tu jeszcze babeczki czekają w kolejce, i zamówione kartki o tematyce golfowej (!), o psiuńciach nie wspominając... a weekend taki, że ani odetchnąć nie było jak przy kraftostole!

piątek, 15 czerwca 2012

1167. przedweekendowe cukiernictwo

Myślałam, że Maria ma jutro urodziny, wczoraj się pośpieszyłam, ukleiłam dość prototypową kartkę z tortem... a tu się okazuje, że pokiełbasiłam daty i urodziny będą dopiero dwudziestego drugiego!

No nic, przynajmniej raz w życiu jestem do przodu :)

Torcik w sumie ze ścinków, do tego papierowa serwetka, trochę brokatu, samoprzylepne półperełki. W następnych wersjach myślę, że dodam jakąś półkę, no i cały tort powinien być troszkę wyżej, bo jakoś mi się pionowa symetria zaburza. Taki torcik można by cały w bieli też zrobić...


Z całkiem innej beczki - druga wyklejanka z art journala, popełniona jakiś czas temupodczas przechowywania się w meksykańskiej knajpce. Kiedy zobaczyłam ten obraz w jakiejś gazecie, od razu przypomniał mi się utwór "Keep your lamps trimmed and burning".


czwartek, 14 czerwca 2012

1166. pieski małe dwa...

...a gdzie tam dwa! Hurtem i ryczałtem - sześć, w jaskrawym porannym słońcu:







Teraz przez chwilę zajmę się innymi tematami. Przynajmniej dopóki nie dotrą nowe stemple...

wtorek, 12 czerwca 2012

1165. na warsztacie

Pomalowało się pozostałe trzy teksturowe kwadraty - mniam mniam, same oczobipności :) Co ja poradzę, że takie farby same mi włażą w ręce, a brązów i takich tam innych musiałabym szukać?


Można by jeszcze jakim stemplem pacnąć po wierzchu, na przykład z żyrandolem, ale chyba embossingiem, bo nie posiadam odpowiedniego tuszu do pieczątek, który by sobie poradził z niemal-plastikiem, a zwykły zapewne się rozmaże. Myślałam też o kwiatysiach ze szmatki z suszarki do ubrań, pomalowanych może akwarelkami, może spsikanych glimmerami?

A dla równowagi mam też spokojniejsze barwy w komponentach do następnej fali psokartek - jakoś nie mogę się przemóc i zapodać np. seledynowego psiaka; czyli raczej trzymamy się bardziej stonowanych kombinacji.


Korzystamy za to z tekturek ślicznie karbowanych, pozyskanych z kubków od Starbucksa (sama nie pijam, ale zawsze na zakładzie ktoś ma) oraz torby papierowej z piekarni Panera (TU widać, że nie ja jedna ciacham ten piękny papier). 

No i na koniec jeszcze dwie gotowe psie kartki, zdjęcia robione pędem w ostatniej chwili; tła, na których siedzą pieski, powstały z pudełek z innej piekarni, recykling musi być.



W tym tygodniu powinny dotrzeć nowe psopieczątki zamówione na ebayu... bo ileż można jedną męczyć :)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

1164. poranne eksperymenta teksturowe

Zaczęło się od przyciągnięcia w sobotę z biblioteki pięknej książki - albumu...


...w której obejrzałam tyyyyle wspaniałych, kolorowych prac (tylko czemu tak mało niebiesko - zielono - fioletowych??), że i mnie zachciało się trochę warstwowo popaprać. Wstałam więc dziś bladym świtem i ponalepiałam co niebądź na kartoniki, mażąc to wszystko następnie gesso.



Na to poszła pierwsza warstwa akrylówki...


...a potem poszły inne kolory i mazidła z buteleczek, pudełeczek...


Kostropaty akcent a Fran-tage:


Zmiętki i zagiętki z bibułki, pomaziane również brokatem:


Gaza ze złotą akrylówką (i to nie bylejakie złoto, bo Royal Gold :)


Planuje się dokończyć pozostałe kwadraty w podobny sposób, a następnie wykorzystać je jako tła w karteluchach. No i będzie kontynuacja psiaków - wszystkie cztery poprzednie psokartki się już rozeszły, zamówiłam nowy stempelek, bo ileż można się bawić tym samym...