Największym dokonaniem weekendu – choć sporą jego część spędziłam w moim papierowym bałaganie – było uporządkowanie plików na laptopie. Zajęło mi to chyba z pięć godzin i zmęczyło bardzo, bo ileż można kopiować i przesuwać pliki z folderu do folderu? Sprawdzać, które zdjęcia się powtarzają i co powyrzucać?
Efekt jest jednak wart wysiłku – materiał przygotowany do wypalenia 12 płytek, co oznacza, że prawie 8 giga opuści lapka. A jeszcze są „Alternatywy”, które też by można zgrać, i Pisklak trzyma tam stertę swoich plików... tak, że się poluzuje i jak już przyjdzie nowy komputer, to nie trzeba będzie przepychać tych wszystkich staroci. Choć podobno można, przez drucik.
O sobotniej lekcji wspominać wiele nie będę, bo była jedną z najgorszych w historii... jednego raka dwa razy stawiałam do kąta, po czym doznałam wypalenia pedagogicznego, bo co zrobić, jeśli delikwent stojący w kącie jeszcze TAM robi to, czego nie powinien, czyli popycha stojące dobry metr od niego organy motywując to tym, że się obawia, że stukną go w głowę??? Jak wymyślić drugi poziom stawiania do kąta?
Nic to – w środę idę z nastawieniem, że zaczynamy od początku. Nauczyłam się na tych lekcjach, że nie należy się poddawać i męczyć siebie myśleniem, że człowiek jest beznadziejnym nauczycielem, tylko pójść sobie na spacer (albo zrobić kartkę) i zebrać siły na następny raz.
Przechodząc zaś do wspomnianych kartek – wyprodukowałam jesienną kartkę imieninową / opakowanko na cd ze zdjęciami dla Teściowej (takie małe cedeczko, nie w zwykłym rozmiarze), oraz stertę kartek świątecznych. Na Kiermasz, jak to Pasiakowa nazwała i bardzo mi się ta nazwa podoba!
Nie wiem, czy nie za dużo w tej kartce wszystkiego, bo i liście i kwiatki są jednakowo intensywne - ale co tam, kartka poszła :) Najwyżej następnym razem zrobię inaczej. Ale trzymadełka na CD to miła rzecz, taki skok w bok w fabryce kartek.
Kolorki czerwono-zielone... wolałabym nie opuszczać niebieskości, ale trudno. Najbardziej jestem zadowolona z kartki w lewym górnym rogu.
Po prawej stronie mamy choinkę eksperymentalną. "A to w ogóle jest choinka?" - zapytał niewinnie T. Jest, jest, tylko taka nowoczesna.
Dwie górne kartki to efekty
recyklingu. Nie za bardzo wypada je sprzedawać za pieniądze, bo ktoś ma
copyright na te wzory, ale wymyśliłam sobie, że na kiermaszu będzie można wziąć sobie taką jedną za darmo, jeśli się kupi np. trzy. A zieloność i recykling są ostatnio modne. Aż nazbyt.
Drzewka zostały wyciupane ze starej kartki, na dole przylepiłam pasmanterię.
Natomiast kartka na dole to dwie gwiazdki wycięte z papieru scrapbookowego naklejonego na karton, rogi trochę podwinięte i pozłocone.
Pieczątki! Zakupiłam zestaw świąteczny i mamy tu właśnie próby bałwankowe i dzwonkowe.
Na koniec jeszcze wieża zegarowa, gwiazdki i kolejny recykling. The end! Dzisiaj gotuję, piorę i sprzątam, bom się zaopuściła w kurodomowych obowiązkach.
PS. A "dewoł" to oczywiście devil :).