T stwierdził, że jest to miejsce "za sto punktów", co w jego klasyfkacji jest bardzo wysoką oceną. Wchodzi się przez dość niewinnie wyglądającą bramkę wśród zielska, a potem to już co pół kroku jest coś ciekawego. Samo dojście do pracowni jest natchnieniem.
Jeden z prezentów urodzinowych przyszedł do mnie w torbie wypchanej kapitalną zieloną bibułką. T uważa, że jest to zieleń niechoinkowa, ale ośmielam się z nim nie zgadzać. Bibułkę zmięłam (bo i tak już była trochę zmięta), przykleiłam na kartonie, a następnie pomalowałam lakierem do paznokci, z brokatem.
Wczoraj znowu dorwałam bibułkę beżową - w ramach dalszych eksperymentów po nałożeniu kleju na karton podłożyłam pod nią sznurek, a po wierzchu pociapałam złotą akrylówką. Coś mi się zdaje, że w następnej kolejności podłożę wyciupane w puncherze listki klonowe, bo akurat mi się kroi jesienna kartka urodzinowa...
2 komentarze:
bibułkowe eksperymenty wyglądają fantastycznie!
dzieki! zachecam do wlasnych eksperymentow - z roznymi kolorami, farbkami... ciekawe efekty, a bez specjalnych przygotowan.
Prześlij komentarz