wtorek, 23 października 2007

wisconsin - ciąg dalszy

Przedstawiam dziś studio malarskie w Spring Green. Jest ono przytulone do zwykłego domu przy zwykłej ulicy. I można było też zrobić zwykłe wejście, prosto z chodnika - ale nie, żeby dostać się do pani Malarki, trzeba przejść przez ogródek - amfiladę zielonych pokoików. W lecie musi to wyglądać obłędnie!
T stwierdził, że jest to miejsce "za sto punktów", co w jego klasyfkacji jest bardzo wysoką oceną. Wchodzi się przez dość niewinnie wyglądającą bramkę wśród zielska, a potem to już co pół kroku jest coś ciekawego. Samo dojście do pracowni jest natchnieniem.



Jeden z prezentów urodzinowych przyszedł do mnie w torbie wypchanej kapitalną zieloną bibułką. T uważa, że jest to zieleń niechoinkowa, ale ośmielam się z nim nie zgadzać. Bibułkę zmięłam (bo i tak już była trochę zmięta), przykleiłam na kartonie, a następnie pomalowałam lakierem do paznokci, z brokatem.
Wczoraj znowu dorwałam bibułkę beżową - w ramach dalszych eksperymentów po nałożeniu kleju na karton podłożyłam pod nią sznurek, a po wierzchu pociapałam złotą akrylówką. Coś mi się zdaje, że w następnej kolejności podłożę wyciupane w puncherze listki klonowe, bo akurat mi się kroi jesienna kartka urodzinowa...
I na pewno już to ktoś kiedyś wymyślił, ale strasznie lubię odkryć jakąś technikę na nowo - dla siebie :)

2 komentarze:

swietlicowo pisze...

bibułkowe eksperymenty wyglądają fantastycznie!

kasia | szkieuka pisze...

dzieki! zachecam do wlasnych eksperymentow - z roznymi kolorami, farbkami... ciekawe efekty, a bez specjalnych przygotowan.