poniedziałek, 9 marca 2009

450. pracowity weekend

...jak nie wiem co. Jeszcze mam tu i ówdzie zieloną akrylówkę, której i tak muszę dokupić. Pomalowałam wczoraj 31 z 40 serduszek na zamówienie na „prysznic panny młodej”, czyli imprezkę przedślubną. Każdy uczestnik dostaje jakiś drobiazg – czasem są to słodycze, czasem świeca. Nie wiem dokładnie, co jeszcze będzie w niniejszym zestawie; serduszka mają być elementem dekoracyjnym.
Przeczytałam też małą książkę („Siostra”), ale pędem i pomijając kawałki, bo thriller psychologiczny o karaluchach i kobiecie w śpiączce nie należy do moich ulubionych rodzajów literatury. Tym bardziej, że karaluchy zawiązują wielką konspirację i najwyraźniej wykańczają wszystkich, którzy ośmielają się im stanąć na drodze. A na koniec wszystko sprowadza się do molestowania w dzieciństwie. Ble. Dobrze, że to książka z biblioteki, bo gdybym ją była zakupiła, to teraz strasznie żałowałabym pieniędzy, które mogłabym wydać na zupełnie inny papier albo bawełnianą koronkę.
Z przyjemniejszych rzeczy – skończyłam i wysłałam kocie chunky pages. Skoro wędrowałam na pocztę, zabrałam też karty na Bardzo Kolorową Wymianę, którym potrzebne było tylko nalepienie tyłów z podpisaniem. Karty składają się ze ścinków nalepionych na karton, potem przeszytych, podmalowanych tu i ówdzie, pociągnietych Mod-Podge (taka jakby glazura), a potem jeszcze ponaszywałam cekiny i koraliki. Na każdej karcie jest też kawałek próbki koloru ze sklepu remontowego z nazwą owej barwy – typi Midnight Orchid, Snowy Day itp.


I jeszcze na dzisiaj robiłam zamówioną kartkę wręczaną z okazji wprowadzania się do nowego domu. Prosta akwarelka, bo przecież tak na poważnie nie umiem malować, ale taki „komiksowy” (żeby nie powiedzieć „dziecięcy”) widoczek można wymodzić. Już po zrobieniu zdjęcia dopisałam jeszcze numer domu – widać tabliczkę? Oczywiście jest to PRAWDZIWY numer domu, do którego nasza koleżanka się wprowadza.
Mam tu trochę dylematy, bo domków na stronach różnych krafciarek jest zatrzęsienie; staram się nie odwzorowywać, nie odrysowuję od nikogo, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że podobne już widziałam... Chyba po prostu istnieje ograniczona ilość domkowych stylów i choćby się człowiek starał, to będzie podobny do czegoś istniejącego. Taka ot, notka, na wypadek, gdyby ktoś miał podobne wrażenie, że „to już było” :)

2 komentarze:

Mrouh pisze...

Aaa, domek jest bajeczny! Kiciaste na huśtawce też w klimacie, tło przypomina mi jeden mój niezwykły sen... Jakoś nie zaglądałam tu przez parę dni, muszę oblecieć Twojego bloga i ponadrabiać zaległości:-)

kasia | szkieuka pisze...

aaa dzięki za miłe słowo :) Nie wiem, czy koty akurat siadują na huśtawkach, ale co tam, to miały być "Whimsical Cats". Takim wolno wszystko.