<<poprzedni odcinek>> || <<następny odcinek>>
Gdzieś w połowie spotkała nas piękna niespodzianka – spełnienie Tomkowego marzenia, o którym dopiero co rozmawialiśmy: przy drodze stał człowiek z obiektywem wielkim jak luneta, co zwykle oznacza obecność jakiegoś zwierzęcia. Nie dało się nie zatrzymać – trafiliśmy na owce kanadyjskie!!
Wspaniały baran z potężnymi, krętymi rogami skubał trawę najbliżej drogi – choć raczej należałoby powiedzieć, że najniżej, bo ściana skalna wydawała się niemal pionowa. Ponad nimi były trzy mniejsze egzemplarze, a wysoko – tak wysoko, że nawet nie dało się zrobić zdjęcia – wystawał jeszcze zza traw pyszczek jakiegoś młodziana.
Że też można jeść na takiej stromiźnie i nie obawiać się spadnięcia :)
=====
Dodatki: zdjęcia z powodzi na Big Thompson River w 2013; stara widokówka z trasy.
<<poprzedni odcinek>> || <<następny odcinek>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz