poniedziałek, 6 października 2014

14:96: (6) Tu na tej skale bazgrolą wandale, czyli Pompeys Pillar (niedziela)

[poprzedni odcinek] [następny odcinek]

Po przygnębiających, acz potrzebnych wrażeniach z pola bitwy kontynuowaliśmy lekcję historii bardziej optymistycznej i jednoznacznej, jeśli chodzi o to, po czyjej stronie leży racja, bo właściwie strona była tylko jedna.

Sunąc bowiem przez wielkoniebną Montanę, zajechaliśmy mianowicie pod Pompeys Pillar – skałę, przy i na której postawił swe stopy jeden z naszych ulubionych podróżników: William Clark. Lewisa tym razem nie było, a rzeczy miały się tak: Panowie L&C dotarli już byli do Oceanu Spokojnego, gdzie Clark zapisał w kajecie z podreśleniem: „Ocian in View! Oh the joy!” – i jest to maleńki przykład Clarkowej pisowni, osobliwej dla dzisiejszego czytelnika, ale nie wiem, czy wtedy akurat tak się nie pisało.

Źródło

Popiersie Clarka w Visitor Center

Przezimowawszy na zachodnim wybrzeżu wyruszyli w drogę powrotną i tu właśnie, w Montanie, postanowili się rozdzielić, żeby zdobyć jak najwięcej wiedzy.


Po pewnym czasie dotarli do charakterystycznej skałki. Clark wylazł na jej szczyt, zobaczył na ściankach petroglify wyskrobane przez Indian – i postanowił, że i on doda tam swój ślad. Napisał o tym tak:

At 4PM [I] arrived at the remarkable rock situated in an extensive bottom.This rock I ascended and from it's top had a most extensive view in every direction. This rock which I shall call Pompy's Tower is 200 feet high and 400 paces in secumpherance and only axcessible on one side which is from the N.E. the other parts of it being a perpendicular clift of lightish coloured gritty rock. The Indians have made 2 piles of stone on the top of this tower. The nativs have ingraved on the face of this rock the figures of animals &c.

Znów mamy tu piękne słówka: secumpherance to pewnie circumference, axcessible=accessible, ingraved=engraved :).

O czwartej po południu przybyłem pod niezwykłą skałę w rozległej dolinie rzeki. Wyszedłem na tęż skałę i w każdą stronę miałem z niej wielce rozległy widok. Skała ta, którą nazwę Pompy’s Tower, liczy 200 stóp wysokości i 400 kroków w obwodzie i dostępna jest z jednej
tylko strony, to jest od północnowschodniej, jako że pozostałe zbocza to pionowe klify z jasnawego, osypującego się kamienia. Indianie na szczycie tej wieży ułożyli dwie sterty kamieni. Tubylcy wyryli ma ścianach  skały figury zwierząt i td.

[dość wolne tłumaczenie – moje] 
 






Ów ślad – graffiti wydrapane przez Williama Clarka na skalnej ścianie – to dziś główna atrakcja tego narodowego miejsca historycznego. Podpis zamknięty jest w szklanej skrzyneczce na kłódkę i obstawiony kamerami, żeby już nikt nic o sobie nie dopisał.



W 1882 r. inżynierowie budujący linię kolejową Northern
Pacific zainstalowali na autografie tę właśnie kratę, która
chroniła podpis aż do roku 1956, kiedy zastąpiono ją
szklaną gablotką.

Jeśli chodzi o nazwę tej skały, nie ma ona nic wspólnego z Pompejami. Clark nazwał ją „Pomp’s Pillar”, przy czym Pomp odnosiło się do synka towarzyszącej wyprawie Indianki Sakagawei; miał on na imię Jean Baptiste, ale nazywano go też właśnie Pomp, co w języku szoszońskim oznacza mały wódz.

Uwaga dla scrapbookerek –William Clark to nasz protoplasta, nieustający zapisywacz bogato zresztą ilustrowanych wrażeń z podróży; wyobrażam sobie, że zabrał w podróż wiadro atramentu, żeby zapełniać stroniczki swojego kajetu. Dlatego pozwoliłam sobie na dwuportret z Mistrzem (oraz naszymi gromadziennikami).

 
Kolejny odcinek drogi zaprowadzi nas już na nocleg – do źródeł (headwaters) rzeki Missouri. W ten sposób dołożymy sobie drugą część do zestawu Mississippi/Missouri, bo na początku Mississippi przy jeziorze Itasca w Minnesocie byliśmy już kiedyś, w drodze do Kanady.

Źródło

Tomek na samym początku Mississippi.

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na moment w miasteczku Livingston – głównie celem zatankowania, ale w przewodniku wyczytałam na chybcika, że mają tam też zabytkowy dworzec kolejowy – dowód dziedzictwa i powodu powstania tego miasteczka. Budynek rzeczywiście jest bardzo ładny (ciekawe, że ozdobiony symbolem yin/yang) i dziś mieści się w nim muzeum, ale niestety przybliśmy tu za późno.



Spodobał mi się ten szyld - jakoś zapachniało
minioną erą...

Livingston to również punkt związany z Clarkiem. Tu właśnie wraz z towarzyszami zaczął spływ rzeką Yellowstone, podczas którego dotarł do opisywanej powyżej skały. Rzeka przypływa tu z południa, od źródeł w parku narodowym Yellowstone, i zasuwa potem na wschód, aż wpadnie do Missouri.

+=+=+=+=+=+=+
BONUSY

Na posadzce wewnątrz Visitor Center (oraz na zewnatrz, na falistej dróżce widocznej tu z lotu ptaka) zaznaczono bieg rzeki Yellowstone i zlokalizowane przy niej ważne miejsca, co dość fajnie daje poczucie odległości.


Bullboat - po pierwsze na dźwięk tego wyrazu nie mogę się nie uśmiechać, przynajmniej wewnętrznie :) Po drugie - Clark zapisał, że z jednego bizona robi się łódź, w której płynie siedmiu-ośmiu chłopa z klamotami? Aż trudno w to uwierzyć.


No i jeszcze jeden rodzaj łodzi, z jakich korzystali Lewis i Clark - wypalanko-dłubanka. O ile mnie pamięć nie myli, Clark nauczył się od Indian, jak układać pod pniem ognisko w taki sposób, żeby przygotować go do wydłubania łodzi. I tu znów popadam w podziw - jak można przebyć takie odległości przy użyciu tak marnych środków. Niesamowite. Dobrze, że my przed wycieczką nie musieliśmy sobie zbudować samochodu :)

Brak komentarzy: