niedziela, 28 października 2012

1225. po kiermaszu

Kiermasz szmiermasz. Bardzo przyjemnie spędziłam czas, gadając dużo z ludźmi, a przy tym klejąc zawieszki do prezentów, które jednocześnie stanowią wizytówki. Wpływy pieniążkowe również okazały się całkiem przyzwoite, a że kiermasz odbywał się w luterańskim kościele jakieś 15 minut od domu, to w ogóle nie ma na co narzekać. I jeszcze obsługa była bardzo miła - od razu raczyła nas ciasteczkami powitalnymi, rozdawała potem kawę, pogryzałki, a nawet chodziła i pytała, czy nie trzeba popilnować przez chwilę stanowiska, żeby pojedynczy wystawca mógł zaliczyć bathroom break.

Tak wyglądał mój stolik - rozkładając obrusy odkryłam, że zapomniałam je wyprasować! Zirytowałam się na siebie na jakieś pięć minut, ale szybko mi przeszło, bo i tak nie dało się z tym nic zrobić, więc nie ma się co złościć. Zresztą - prawie wszyscy są zmięci, co mnie dziwi, bo przecież ładnie odprasowana tkanina robi ze sto razy lepsze wrażenie.

Dopisuję więc do mojej kiermaszowej listy: PAMIĘTAĆ O WYPRASOWANIU.


Nie zapomniałam za to o skrzynce, która robi za babciowaty kuferek obwieszony firanką:



Duże zainteresowanie wzbudzały eksplodujące pudełka - konicznie muszę zrobić kilka nowych na za dwa tygodnie, bo zeszły wszystkie.


Przyniosłam sobie mini pracownię - naprawdę mini. Wystarczyło, pieczątki i tak były dekoracją, w ogóle nie zdążyłam z nich skorzystać.


No i danie główne - torebusie :)


Sprzedałam ich czterdzieści pięć, więc też trzeba będzie uruchomić na nowo linię produkcyjną na następny kiermasz. Na szczęście obłowiłam się niedawno w nowe papiery, bo te poprzednie (muszą być dość sztywne i dwustronne, więc nie każdy się nadaje) wykorzystałam już do znudzenia :)

2 komentarze:

Natka pisze...

45 sprzedanych torebek!!! Niezla produkcja... No i nie dziwę się, że zeszły, bo śliczne są naprawdę!
Pozdrawiam

Ev (ZielonaKrówka) pisze...

Nic dziwnego, że kiermasz udany - takie śliczności :)