

Koniecznie trzeba wszystko dokładnie odmierzać – ja się nie przyłożyłam i potem musiałam zmuszać karton do zrobienia różnych rzeczy, co oczywiście powoduje niechciane zagiętki i krzywulce. Mój domek jest tyci – 5 cm szerokości, 7.5 cm wysokości ściany, 5 cm wysokości dachu; myślę, że większy egzemplarz składałby się lepiej (mam na myśli składanie na płask), bo jest więcej miejsca w środku.No i marzy mi się wyozdabianie domku – tego robionego już „na czysto” – wycinanymi okienkami, firaneczkami... Przy przezroczystych oknach można by wykorzystać tycią lampkę, taką świeczkę na baterie, do podświetlenia od środka. A gdyby tak zrobić mały kościółek, taki wiejski, z kolorowymi witrażykami... Kręcą się trybka wyobraźni.
Wczoraj poza tym nacięłam się kartonu – dostałam od azjatyckiego kumpla, sprzątającego u siebie w piwinicy, stertę kartonów różnej maści i rozmiaru, to sobie poprzycinałam na bazy do kartek. Inaczej zapewne bym gdzieś owe skarby zadekowała i nigdy w życiu nie użyła.
A póóóóóźnym wieczorem, oglądając film detektywistyczno-sądowy na czarno-białym kanale, powklejałam zaległe różności do Gromadziennika (tu i ówdzie będą jeszcze potrzebne podpisy, na przykład przy witrażach.)


2 komentarze:
Szkieukowy ekspres już zadanie wykonał!:-) Namacalny dowód, że napisanie tutka było trudniejsze, niż budowa chatynki:-)
to teraz tylko szaleć z ozdobami!
a gromadziennik coraz bardziej imponujący się robi, zwłaszcza ta strona z Navy Pier to już profeska!
do domku nawet nie podchodzę;)))
a gromadziennik rewelacyjnie się prezentuje!
Prześlij komentarz