Jakiś czas temu T uratował przed niechybnym wyjazdem na śmietnik piękny Zenit - grajownik odtwarzający te takie czarne, winylowe kółka, jak również łapiący fale radiowe. Stało to sobie na jakimś strychu, zakurzone niemożebnie, i gospodarz przymierzał się do pozbycia.
T najpierw przyciągnął klamot do garażu, gdzie nastąpiło odkurzenie z wierzchu i od środka, gdzie mieszkają takie śmieszne szklane tubki. Potem wtaszczyliśmy szafkę do mieszkania, gdzie zupełnie do niczego nie pasuje, ale takiego zabytku byśmy się za nic nie pozbyli!
Zaś w zeszłym tygodniu koło jednego ze śmietników na osiedlu pojawiła się olbrzymia góra wszystkiego - ktoś się zapewne wyprowadzał i wyrzucił balast. Dojrzałam tam między innymi stosik winylowych płyt, w sam raz do naszego lampowego ustrojstwa.
Po bliższym oglądzie okazało się, że płytki nie są nawet zbytnio porysowane, więc z radością zapuszczamy sobie właśnie jedną po drugiej, na przykład wszech-znane Volare :)
3 komentarze:
Prawdziwa szafa grająca. No, grzech byłoby wyrzucić, niepowtarzalny nastrój! Lubię szum starej płyty...:-)
trzasku zgrzytu - tak czasem gra, ale to prawda, jest w tym urok.
Jak powrót w dawne czasy! Zasłuchać się, wyobrazić, ale smaczek...:)
Prześlij komentarz