piątek, 15 stycznia 2010

673. volare, czyli muzyka ze śmietnika

Jakiś czas temu T uratował przed niechybnym wyjazdem na śmietnik piękny Zenit - grajownik odtwarzający te takie czarne, winylowe kółka, jak również łapiący fale radiowe. Stało to sobie na jakimś strychu, zakurzone niemożebnie, i gospodarz przymierzał się do pozbycia.

T najpierw przyciągnął klamot do garażu, gdzie nastąpiło odkurzenie z wierzchu i od środka, gdzie mieszkają takie śmieszne szklane tubki. Potem wtaszczyliśmy szafkę do mieszkania, gdzie zupełnie do niczego nie pasuje, ale takiego zabytku byśmy się za nic nie pozbyli!

Zaś w zeszłym tygodniu koło jednego ze śmietników na osiedlu pojawiła się olbrzymia góra wszystkiego - ktoś się zapewne wyprowadzał i wyrzucił balast. Dojrzałam tam między innymi stosik winylowych płyt, w sam raz do naszego lampowego ustrojstwa.

Po bliższym oglądzie okazało się, że płytki nie są nawet zbytnio porysowane, więc z radością zapuszczamy sobie właśnie jedną po drugiej, na przykład wszech-znane Volare :)


3 komentarze:

Mrouh pisze...

Prawdziwa szafa grająca. No, grzech byłoby wyrzucić, niepowtarzalny nastrój! Lubię szum starej płyty...:-)

kasia | szkieuka pisze...

trzasku zgrzytu - tak czasem gra, ale to prawda, jest w tym urok.

paperina pisze...

Jak powrót w dawne czasy! Zasłuchać się, wyobrazić, ale smaczek...:)