piątek, 1 lutego 2008

prawie weekend

Poranna rozmówka – K dziwi się, że śnieg sypie i sypie.
K: Ależ tego śniegu tam na górze jest! Gdzie się to wszystko trzyma?
T: No właśnie się nie trzyma, tylko spada.


Ale mamy urozmaicenie! Nie podobało mi się odskrobywanie wewnętrznej strony szyby w aucie – to mróz zelżał, ale dowaliło śniegu po kolana. I grzebu grzebu rano. Kładzie tak od wczorajszego południa i na razie nie widać końca.


W taką zimę to nic, tylko siedzieć w chałupie i grzebać w papierze.

Wczoraj wieczorem doznałam zachwytu; oglądałam mianowicie fragment debaty Clinton-Obama i zasłuchałam się w ich angielszczyznę, szczególnie Hilary. Piękna, płynna wypowiedź, uporządkowana jasno w punktach, z rozbudowanym słownictwem, wygłoszona z uśmiechem i bez zająknięcia. Klasa! I były to odpowiedzi na pytania, a nie przygotowane zawczasu przemówienie. Słucha się z przyjemnością... i zasmuca się tym, że wielu polskich polityków kaleczy język kraju, którym stara się rządzić. Zdaje się, że GW nie poprawia cytowanych przez siebie wypowiedzi, tylko podaje bleblanie jak leci – o faktach autentycznych, o tym, że „prezydent nie posiadał tej wiedzy” (cóż za koszmarek językowy!); forma czasownika nie zgadza się z podmiotem, nie wspominając o totalnym zamieszaniu w zdaniach złożonych.Wiadomo, że jak się mówi bez przygotowania, to od czasu do czasu człowiek się przejęzyczy; jeśli jednak na okrągło bzdurzy i chachmęci, to coś jest nie w porządku. Gdyby tak egzamin z polskiego dla tych, którzy stają do wyborów...PS. I z angielskiego dla obecnego prezydenta USA :)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Hm, egzamin z polskiego musieliby przechodzić również kandydaci na uczycieli, wykładowcy akademiccy, a 90% Polaków nie powinno zdać matury z tego przedmiotu.

Moim (polonistycznie skrzywionym) zdaniem bardziej irytujące jest wciskanie wszędzie angielskiego.
Nie może być "etykietka" tylko "tag". Zamiast "wycinarka" albo "dziurkacz" - "puncher".
I te podpisy w rodzaju "baby girl", "congratulations"... Obrzydliwe i jakieś takie pełne kompleksów.
(powiedziała ta, która jednej z ostatnich notek na swoim polskim blogu nadała tytuł po angielsku...:D)

Anonimowy pisze...

Tfu, tam miało być "nauczycieli" :D

kasia | szkieuka pisze...

z wtykaniem angielskiego bywa roznie; czasem zapozyczenie slowa jest konieczne, czego przykladem jest chociazby komputer. Czy sa jakies reguly zapozyczania? Nie wiem, moze po prostu decyduje spoleczenstwo. Komputer sie przyjal, bo sie ladnie odmienia, ale "harddrajw" bylby nie do zniesienia.
W dziedzinie "skrapowej" tez moze trzeba troche pozyczyc? Wydaje mi sie przykladowo, ze "etykietka" to nie do konca to samo, co "tag". Bylabym za to za dziurkaczami/wycinarkami.