poniedziałek, 21 maja 2007

Co się zrobiło, co się planuje

Podczas weekendu zrobiło się na chybcika kartkę w stylu bardziej „etsyańskim” niż poprzednie. Widzę, że dobrze się sprzedają takie proste, czyste, nowoczesne projekty. W sumie ja takie też lubię – na ebay raczej nie miałyby życia, tam im więcej dodatków, tym lepiej...

Zabrałam się też za albumik dla Kathy. Kilka obserwacji: bindowanie w Kinkos kosztuje DZIESIĘĆ DOLARÓW – zgroza! Toż cały papier chyba kupiłam za piątkę...
Po drugie: czapki z głów wobec tych, którzy albumy robią na okrągło, bo to ciężka tyrka! I w zakresie zaplanowania, uporządkowania zdjęć, i potem wykonania. Tyle szczegółów i możliwości – i tyle sposobów, żeby zepsuć! Eksperymentuję, poprawiam... Już sama nie wiem, czy bardziej podoba mi się prosty styl jak na okładce, czy bardziej „nalepione”, jak w środku... będą jeszcze dodatki typu „fibers”, czyli wstążeczki, tasiemki, elementy pasmanteryjne. I wierszyki.
Jest to praca dająca dużo radości, ale z drugiej strony kreatywnie męcząca, jeśli się tak mogę wyrazić. Brak mi wprawy, brak może tak naprawdę... zmysłu artystycznego?



Dziś wypadałoby zrobić kartkę urodzinową dla Linderelli, oraz gratulacyjną i kartkę z przepisem na bridal shower dla Alissy, obie na jutro... przyspałam i jakoś mi się wydawało, że 22 maja nastąpi dopiero w czwartek! Natomiast wieczorem mam się udać na... degustację wina do Lindy. Jeszcze mnie na takiej imprezie nie widzieli!
W długi weekend ma za to być wycieczka nad Niagarę – może już wspominałam? Trochę kawał drogi, 9 godzin jechania, nie licząc granicy (pchamy się przez Kanadę, bo Tomuś chce sprawdzić, czy zielona karta naprawdę działa). Oznacza to wyjazd w nocy z piątku na sobotę, czyli wszelkie przygotowania w piątek, czyli tydzień zapowiada się intensywnie.
Plan wycieczki:
Dzień 1: Chicago – Indiana - Michigan – Kanada :) - zwiedzanie Wielkich Śluz na kanale Welland między Wielkimi Jeziorami – pływają tam statki oceaniczne, więc struktura zapewne jest imponująca. Niektórzy twierdzą, że wręcz na miarę ósmego cudu świata, ale o „najach” już kiedyś pisałam, więc nie będę się powtarzać. Dalej planujemy oglądanie wodospadów od strony kanadyjskiej. Wieczór – podziwianie podświetlonych wodospadów od strony amerykańskiej. Nocleg w okolicznym motelu.
Dzień 2. do południa – strona amerykańska, zejście do jaskiń pod wodospadem (Cave of Winds). Zbieramy się z powrotem w stronę domu. Jeśli zdążymy, to jeszcze w ten dzień oglądamy Cuyahoga Valley National Park – wiedział ktoś, że w Ohio jest park narodowy? Nocleg gdzie popadnie.
Dzień 3. Wracamy – długa droga, daleka przed nami. Jeśli nie obejrzymy parku narodowego w niedzielę, to od niego właśnie zaczniemy poniedziałek; myślę jednak, że raczej się uda. Jeśli się trafi po drodze jakaś atrakcja typu serendipity, to sobie zjedziemy.

1 komentarz:

ScrapLab / s3f pisze...

Cześć, pewnie jeszcze samcznie spisz, a ja w tzw miedzyczasie podczytuje sobie o Twoich najblizszych planach:)
Pewnie zielona karta wam zadziała:) ale może nie podróżujcie za czesto, bo was deportują za drastczne podwyższanie norm turystycznych:D Ja tam sobie w US pomieszkałam pół roku i nie wiem czy miałam takiego pecha czy to norma społeczna, ale przeciętny amerykanin z którym się tam spotkałam (w ramach grupy szkoleniowej męża)
po pierwsze: nie wyjechał dotychczas z domu poza granicę własnego stanu (wyjazd do Washington DC był mega atrakcją...);
po drugie: nie wiedział, że isteniej coś takiego jak paszport - gdy wszyscy mieli wyjechać na konferencje do Grecji - wielu było zaskoczonych tym, że potrzebny jest jakiś dokument poza prawem jazdy:D; po trzecie: i to było już absolutnie nie do zrozumienia, że jest cos takiego jak wiza!! a że grupa była międzynarodowa a planowanie wspólnych wyjazdów musiało uwzględniać sytuacje wszystkich osób, szanowni państwo z us nie mogli zrozumieć, że się nie da tak po prostu wsiąść w samolot i już...zaczełam się wtedy zastanawiać, jak można mówić o stanowisku amerykanów w sprawie zniesienia wizj dla Polaków, jeśli oni nie wiedzą, że jest coś takiego jak wiza, i co się z tym wiąże??
A w kwestii albumu...ja mam takich "przygotowanych" albumów kilka, ale wszystkie w rozsypce czekają na lepsze czasy:D bo może jakiś nowy pomysł przyjdzie do głowy albo co!! jedynie mobilizacja z zewnątrz jest mnie w stanie zapędzic do stołu i skłonić do podjęcia próby zakończenia dzieła:) A jeszcze pomyśl, że z takim dostępem jaki u nas jest do materiałów, pieć razy obejrzysz każdy papier zanim odważysz się dokonać "ostatecznego" cięcia...nie ma zmiłuj!! krzywo ciachniesz i koniec - nie masz skelpu "za rogiem"...

i jeszcze krótka historia Polak - Wiza - Kanada... Nasz pobyt w US przypadał m.in. na okres świat Bożego Narodzenia, których oczywiście nie byliśmy sobie w stanie wyobraźić bez rodzinnej wigili itp itd. Wiec zaopatrzyliśmy się w bilety do Polski i 23 mieliśmy wylądować na ojczystej ziemi. Wiekszość znajomych patrzyła na nas jak na ludzi niespelna rozumu - kto podróżuje w okresie świątecznym!! A my stawiliśmy się na lotnisku i się zaczęło: nasz samolot do chicago miał awarię i był opóźniony o 4 godziny w związku z czym nie zdążyliśmy na samolot do Polski: zaproponoano nam podróż przez Kanadę, ale jako obywatele trzeciej kategorii nie mogliśmy z niej skorzystać, bi nie mieliśmy wiz (niezbędnych do tego, żeby sie tam tylko przesiąść...); dolecieliśmy więc do Chicago i tam odstaliśmy w kolejce z nadzieją, że załapiemy się na jakiś inny lot do kraju...i owszem, ale nastęonego dnia...mieliśmy więc czas, zeby rzucić okiem na miasto a potem do omu i wylądowaliśmy w Warszawie o 15 w wigilję:( oczywiscie bagaże nie kontynuowały podróży z nami, więc nasze cztery walizki czekały na lepsze czasy w Chicago...doleciały do nas 27 grudnia - na dzień przed naszym powrotem do US...
Tak więc na każdego, kto odważy się podróżować w święta bedę patrzeć z niedowierzaniem i zastanawiać się, czy na pewno wszystko z nim w porzadku:)
ależ się rozpisałam, pzdr Kasia