Siedzi sobie człowiek o siódmej-ósmej rano na balkonie, tłumaczonko robi - trochę nietypowe, bo ogląda nagranie z wykładu po angielsku, z pokazem w PowerPoincie, a pisze po polsku, z tym, że trochę wygładzone, nie słowo w słowo po mówcy. Przypominają mi się zajęcia z Listening Comprehension na studiach, kiedy ten czy ów filologiczny doktor mordował nas nagraniami z magnetofonu. Ciężko było to zrozumieć, bo i człowiek cienki był, mnóstwa słów nie znał, a i kombinować nie potrafił.
Teraz też niektóre wyrażenia wymagają guglania, ale zanim do tego przejdę, należy się wyjaśnienie zdjęcia. Otóż rzucam okiem na parking - a tu garaże wyglądają, jakby się w nich tlił ogień! Kopci się jak z nadpalonej ściany, wiatr przegania kłęby to w jedną, to w drugą stronę...
Pełna poczucia obywatelskiego obowiązku (wszak garaż drugi od lewej należy do Pani z Dołu, której opiekujemy się czasem kotami, a było i tak, że T wdrapywał się po drabinie na jej balkon, kiedy zatrzasnęła sobie klucze) ubrałam się i poleciałam obejrzeć zjawisko z bliska. Ponieważ ani ciut nie było czuć swędem, zdecydowałam, że to jednak nie pożar. Słońce najwyraźniej dojechało właśnie do mokrego po nocy dachu i woda zaczęła intensywnie parować, a że zwykle o tej porze nie przebywam na balkonie, to i nigdy wcześniej tego nie widziałam.
Wracając do wątku słówkowego: rozkminiałam dzisiaj coś, co brzmiało jak rice flip flops, przy czym to rice mówca ledwie gdzieś tam wyszeleścił, więc nie miałam nawet pewności, że chodzi akurat o to słowo. Odkrywam jednak, że istnieją rice sandals - i cieszę się z nowego wyrażenia. Mniejszą radość sprawia mi fakt, że internet się dowiedział o moim zainteresowaniu tym artykułem i masę stron zatrzepał klapkowymi reklamami.
Źródło |
W wykładzie pojawiło się też feet on the ground - zagadka, bo oczywiście występuje jako "mocno stać na ziemi", ale nie o to chodziło. Mówca odniósł się do tego, że jakaś grupa jest na danym terenie, a u mnie w rozumie dzwoni, że spotkałam się z tym w kontekście operacji wojskowych, gdzie np. USA wysłałyby swoje oddziały. Guglam jednak bezskutecznie i będę musiała z tego wybrnąć jakoś inaczej.
Bohaterowie wykładu płynęli sobie statkiem i podczas długachnej podróży korzystali z usług stenographers. Tu potrzebowałam się upewnić co jest co. W zdaniu chodzi o stenografów, czyli panów piszących "skrótowym" alfabetem. Metoda takiego pisania to stenografia (shorthand). A jak się skrótowo klepie na maszynie, to ma się do czynienia ze stenotypią (oraz stenotypistami i stenotypistkami). Uff.
No i cóż ci panowie stenografowie tworzyli? Nie mam pewności co do transkryptu i transkrypcji, więc sprawdzam w Słowniku Języka Polskiego:
TRANSKRYPT
1. odcinek RNA powstały w wyniku transkrypcji odcinka DNA;
2. tekstowy zapis nagrania rozmowy lub stenogramu;
3. odpis, wyciąg
TRANSKRYPCJA
1. w muzyce:
a) opracowanie utworu muzycznego na inny instrument lub głos, niż na który był on pierwotnie skomponowany;
b) utwór powstały w ten sposób;
2. przepisanie informacji genetycznej z DNA na matrycowy RNA;
3. zapisanie tekstu mówionego w postaci umownych znaków lub zapisanie tekstu z użyciem innego systemu znaków niż ten, w którym był zapisany pierwotnie
Hm, ale może jednak oni tworzyli stenogramy, czyli zapisy stenograficzne, robaczkami? A kiedy te teksty ukazywały się w książkach, już zwyczajnym alfabetem, to by chyba były transkrypty (chociaż w sumie trzecia definicja transkrypcji też by się chyba kwalifikowała...)
Dlatego tłumaczenie to nieustająca przygoda i za każdym zakrętem nowe odkrycie, na przykład odmiany i stopniowania prędki:
prędki - prędszy - naprędszy
prędcy - prędsi - najprędsi
Poważnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz