wtorek, 7 czerwca 2016
16:26. a za zakrętem żółw
Jak wsponmniałam poprzednio, żuraweli na niedzielnej wyprawie nie było (oprócz jednego, stojącego sobie w stawie tuż przy ulicy, gdzie nie ma się jak zatrzymać, a gdyby nawet, to ptak zapewne by odleciał, zanim byśmy nawet zdążyli otworzyć drzwi.
Nie uciekał za to ogromniasty żółw, siedzący na skrzyżowaniu w drugim parku.
Zdjęcia pozwalają przeanalizować żółwia z bliska, jaką ma złożoną skórę.
Zgryz ma dziwny - w dzieciństwie na pewno nie nosił aparatu :)
Skorupa to odrębny mini-ekosystem - z mchami, jakimiś listeczkami, pewnie glonami - i nawet kilkoma ślimakami.
Przechodząca Pani z Psem poinformowała nas, że jest to właściwie żółwica, która od kilku lat kopie w tej okolicy dziury i składa jaja. Rzeczywiście, dookoła pełno było płytkich wykopków...
...a jedna dziura była na tyle głęboka, że wypełniła się wodą.
Tyle o żółwiu - na wspomnianych poprzednio fioletowych kwiatkach sporo było owadów, ale w ogóle nie siadały, tylko muskały płatki i już ich nie było. Stąd zdjęcia nienajlepsze, ale chyba udało nam się złapać umieszczone na trzmielich nóżkach żółte koszyczki z pyłkiem, lepiej widoczne (u trochę innego owada) tu.
No i musiał być, oczywiście, epoletnik krasnoskrzydły, bo bez epoletnika letnia wycieczka w ogóle się nie liczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz