środa, 1 czerwca 2016
16:24. cedry nielibańskie
W zazeszłą sobotę zakupiliśmy kwiecie (i nie tylko) do "cedrowych"* doniczek sporządzonych z budowlanych resztek przez T tak dla nas, jak i dla kilkorga znajomych.
Jeśli chodzi o uprawy użytkowe zwane agrykulturą, to posadziliśmy rozmaryn i paprysie jalapeno. Strzeże ich Mysz o Straszliwym Wyrazie Twarzy. Balkon nawiedzany jest bowiem często przez wiewiórki, które nie mają żadnych zahamowań w kwestii grzebania po doniczkach.
Mamy też ciekawostkę kwietną - jeszcze nigdy nie rosła u nas torenia (o której praktycznie nic nie wiem, ale fajnie się nazywa).
T najbardziej cieszy się z plantacji arbuza (docelowo jednego, w obecnej chwili mamy dwa, ale jeden pójdzie do Pisklaka, bo przecież balkon gotów się odłamać od budynku, jak nam narośnie arbuzów na dwóch roślinach). Arbuz rośnie pędem - w weekend z upałem i wilgocią w powietrzu myślał chyba, że siedzi w cieplarni; liściom przybyło po jakieś pięć centymetrów.
A na koniec - cyniowe słoneczko:
* co się tyczy "cedru", to mamy tak naprawdę na myśli żywotnik, ale określenie "skrzynki z żywotnika" brzmi jakoś abstrakcyjnie. Cedr się wziął stąd, że po angielsku materiał ów, bardzo zdatny na wszelkie struktury na zewnątrz ze względu na swoją trwałość i odporność na psucie i robale, nazywa się cedar albo red cedar. To jeden z wyjątków, kiedy pozwalamy sobie pongliszować, mając jednak aktywną świadomość, że to robimy oraz że balkonowe skrzynki w żaden sposób nie łączą się z cedrami libańskimi :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz