piątek, 6 maja 2016

16:17. iwrit


 Nadeszła kolejna fala nauki hebrajskiego.

Ponieważ "zanurzenie" (immersion) nie jest możliwe, postanowiłam zasypać się w miarę możliwości kontaktem z językiem. Najlepiej byłoby wylądować na parę miesięcy w Izraelu, gdzie okoliczności zmusiłyby mnie do poznawania słówek i fraz w przyspieszonym tempie, ale w sumie nie wiadomo, bo pewnie uciekałabym non stop w angielski, którym posługuje się tam masa ludzi. Nieraz skończyłoby się na Ani lo medaberet iwrit, medaberet anglit i tyle.

Zakupiłam sobie więc dostęp do strony hebrewpod101.com. Sprawdziłam najpierw za pomocą darmowego tygodnia, zaczekałam na promocję i za $80 mam dwa lata grzebania w nagraniach, transkryptach, słowniczkach, listach słów takich i siakich, powtórkach, flash cards ze słówkami (fiszki?), a wszystko to ubogacone masą kontekstów użycia tych słówek i przykładów z codziennych rozmów. Co ważne - praktycznie wszystkie przykłady są nagrane. (Nie wyobrażam sobie zarządzania taką gromadą pliczków dźwiękowych... ale jakoś to im się udało :)

Nagrywam więc sobie kilkuminutowe podcasty na SanDisk i słucham w aucie. W sam raz starcza na mój krótki dojazd do pracy. Rano, na świeży rozum, staram się przeanalizować słówka i wyrażenia, wieczorem też. Chwilami podczytuję jeszcze dla przyjemności, bez rozkminiania - jakiś rozdział z Biblii, najczęściej interlinearnej, żeby od razu mieć podpowiedzi, jakby co. Oczywiście nie wszystko rozumiem, ale słowa się przesypują, a w Biblii baaardzo dużo się powtarza.

A, i jeszcze na Kindlu mam hebrajski Stary Testament czytany w bardzo ładnej wersji. Oczywiście nie wszystko rozumiem ze słuchu, mało co nawet, ale zawsze się jakieś słowa wyłowi. Kindla można podłączyć do głośnika w kuchni i słuchać sobie przy garach.

No i piszę, piszę, w specjalnym kajeciku, zielonym zamykanym na gumkę.

I jeszcze mam słówka codziennie przychodzące z HebrewPoda właśnie (w okolicach czwartej nad ranem), a po południu dociera jeszcze werset z Israel365.com, po hebrajsku i po angielsku którego można z kolei posłuchać z The Israel Bible i poczytać sobie wersję hebrajską z angielską. Tam jednak nagranie jest mniej fajne niż w BibleIS na Kindlu.



Z dobrych wiadomości: dzięki tym wszystkim przedsięwzięciom coraz więcej słówek i wyrażeń instaluje mi się w pamięci. Literki w zasadzie opanowane, choć to nie oznacza jeszcze, że się umie czytać. Wyrazy plączą się po głowie, zdania przewijają się jak kolorowe pasemka... może się coś niedługo utka z tego wszystkiego.

Natomiast zawsze będą występowały supły w dziale czasowników. Niby są wzorce, niby jest jakaś organizacja, ale na razie do mnie nie dotarła, każdą formę muszę zakuć na pamięć, a bardzo tego nie lubię.

Rozkładają mnie też malutkie zmiany dźwięków - dlaczego taki długi na przykład nie może się odmieniać:

aroch / arocha / arochim / arochot

... tylko musi się ciut zmienić:

aroch / aruka / arukim / arukot

A prościej byłoby, gdyby wszystko leciało regularnie jak dobry:

tow / towa / towim / towot

Kolory też tak lubią powywijać:

adom / aduma / adumim / adumot - czerwony
jarok / jeruka / jerukim / jerukot - zielony
lawan / lewana /lewanim / lewanot - biały

Pocieszam się, że na tym właściwie koniec - a polski w porównaniu z tym jest o wiele trudniejszy, bo nie tylko

biały / biała / biali / biale

tylko jeszcze rodzaj nijaki, a potem przypadeczki.

Wszystko to jest dość ciekawym doświadczeniem, bo w zasadzie nauka języka trzeciego (? jednego z trzecich) odbywa się w nieojczystym. Przeważnie korzystam ze źródeł anglojęzycznych, z wyjątkiem słownika iwrit.pl. I widzę, że w tym kontekście polski i angielski zlewają mi się w "język znany" stojący naprzeciwko tego świeżo zdobywanego.

Brak komentarzy: