czwartek, 18 lutego 2016

15:89. Utah 5: Grzebyk w trawie, czyli Pawnee Buttes, Kolorado (sobota)



Narodowe łąki to przestrzeń nie do ogarnięcia (powierzchniowo ponad trzy razy tyle, co Tatrzański Park Narodowy). Łagodne wzgórza z niziutką roślinnością, z daleka przypominającą aksamit. Przy bliższym kontakcie okazuje się jednak, że do aksamitu tej okrywie daleko – trawy zawiera ona jedynie część, a za to gęsto jest upstrzona kłujakami: ostami, krzaczkami kwiatów o sztywnych łodygach i liściach, małymi jukami (?). Dodatkowo trzeba też uważać na krowie placki (łąki są ekologicznie nawożone) i – zgodnie z zapowiedzią na znaku – na grzechotniki.




Spodziewaliśmy się tu raczej pustkowia w sensie braku śladów działalności człowieka, w końcu to NATIONAL Grasslands, więc powinny być pod ochroną. Zdziwiliśmy się jednak mocno, widząc po pierwsze wielką gromadę wiatraków – to z pewnością największa farma wiatrowa, jaką widzieliśmy. Liczba urządzeń na pewno idzie w setki.


Są też wiatraki staroświeckie, o zupełnie innym celu: wyciągają mianowicie spod ziemi wodę dla stad bydła, jakie się tu luzem pasie. Zatrzymaliśmy się nawet przy jednym z nich, obfociliśmy, uradowaliśmy się, że producent jest z Chicago, i rozkminiliśmy arcyprostą zasadę ich działania. Dobrze, że stojące obok krowy i małe byczki nie zirytowały się naszą wizytą.



Na wiatrakach cywilizacja się nie kończy: co kawałek stoi kiwon z osprzętowaniem, leniwie ruszający głowiszczem i pompujący spod trawnika czarne złoto. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że kiwony są żywe, choć rozum wie, że jest inaczej.



Były i inne urządzenia – zdaje się, że do wydobywania gazu, jak również niezydentyfikowana wieża przypominającą platformę wiertniczą, tylko nie na morzu, a... no właśnie, „wpłynąłem na suchego przestwór oceanu” :)


Część tych urządzeń zasilana jest też bateriami słonecznymi, więc, jak widać, ciągnie się tu energię z góry, z dołu i z boku.


Nie tłuczemy się jednak kilkudziesięciu kilometrów żwirowymi drogami i nie brudzimy samochodu, który niecałe 24 godziny temu był lśniący i czyściutki po to, by analizować źródła energii czy wypas bydła. Przybyliśmy tu do buttes – roboczo przyjmujemy, że polskim odpowiednikiem są ostańce. Widać je z daleka – szarobeżowe grzebienie wystające z trawy, świecące w popołudniowym słońcu.




To przedsmak całego bogactwa skał i formacji, jakie będziemy oglądać na tej wyprawie. Suniemy dalej na zachód, ku Górom Skalistym.


Brak komentarzy: