<<poprzedni odcinek>> || <<następny odcinek>>
Spodziewaliśmy się tu raczej pustkowia w sensie braku śladów działalności człowieka, w końcu to NATIONAL Grasslands, więc powinny być pod ochroną. Zdziwiliśmy się jednak mocno, widząc po pierwsze wielką gromadę wiatraków – to z pewnością największa farma wiatrowa, jaką widzieliśmy. Liczba urządzeń na pewno idzie w setki.
Są też wiatraki staroświeckie, o zupełnie innym celu: wyciągają mianowicie spod ziemi wodę dla stad bydła, jakie się tu luzem pasie. Zatrzymaliśmy się nawet przy jednym z nich, obfociliśmy, uradowaliśmy się, że producent jest z Chicago, i rozkminiliśmy arcyprostą zasadę ich działania. Dobrze, że stojące obok krowy i małe byczki nie zirytowały się naszą wizytą.
Na wiatrakach cywilizacja się nie kończy: co kawałek stoi kiwon z osprzętowaniem, leniwie ruszający głowiszczem i pompujący spod trawnika czarne złoto. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że kiwony są żywe, choć rozum wie, że jest inaczej.
Były i inne urządzenia – zdaje się, że do wydobywania gazu, jak również niezydentyfikowana wieża przypominającą platformę wiertniczą, tylko nie na morzu, a... no właśnie, „wpłynąłem na suchego przestwór oceanu” :)
Część tych urządzeń zasilana jest też bateriami słonecznymi, więc, jak widać, ciągnie się tu energię z góry, z dołu i z boku.
Nie tłuczemy się jednak kilkudziesięciu kilometrów żwirowymi drogami i nie brudzimy samochodu, który niecałe 24 godziny temu był lśniący i czyściutki po to, by analizować źródła energii czy wypas bydła. Przybyliśmy tu do buttes – roboczo przyjmujemy, że polskim odpowiednikiem są ostańce. Widać je z daleka – szarobeżowe grzebienie wystające z trawy, świecące w popołudniowym słońcu.
To przedsmak całego bogactwa skał i formacji, jakie będziemy oglądać na tej wyprawie. Suniemy dalej na zachód, ku Górom Skalistym.
<<poprzedni odcinek>> || <<następny odcinek>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz