sobota, 23 stycznia 2016

15:79. (29) Ziemniak na kraterze, czyli Potato Museum w Blackfoot, Idaho (piątek)



Stan Idaho nieodmiennie kojarzy się z ziemniakami, co nie jest dziwne, bo produkuje się tu 30 procent amerykańskich kartofli. Warunki, jak czytamy w muzealnych informacjach, mają tu idealne – stabilne temperatury (ciepłe dni i chłodnie noce), żyzna wulkaniczna gleba (stąd tytułowe ziemniaki na kraterze), dostatek wody z górskich śniegów i Wężowej Rzeki.

Co ciekawe, kupując w sklepie ziemniaki trzeba zwracać uwagę, czy aby na pewno zostały wyhodowane w Idaho, bo „Idaho potatoes” to również określenie rodzaju ziemniaka, a wcale nie musi oznaczać miejsca produkcji.

I jak to dobrze przyjechać do małego miasteczka, do Światowego Muzeum Ziemniaka! Tyle się człowiek dowie... Tereny te to ziemniaczana stolica świata – w jednym tylko powiecie Bingham zbiera się rocznie ponad dwadzieścia milionów pięćdziesięciokilogramowych worków ziemniaków.

Pan w muzeum był niezwykle miły; uradował się, że przyjechali Polacy, bo ponoć jeszcze nigdy nikt „od nas” tu nie był (jak to możliwe??), a radość jego była tym większa, że dopiero co przeszła grupa z Ukrainy. Powiedział nam, że to jest najfajniejsza cecha jego pracy – poznawanie ludzi z różnych krajów.

Wręczył nam też pudełeczko „taters for out-of-staters”, czyli ziemniaki dla obcostanowców, przepraszając, że nie ma wersji dla obcokrajowców. Ale przecież się liczy. Pudełeczko zawiera jakieś odwodnione wiórki ziemniaczane, które na dwadzieścia minut zalewa się wrzątkiem i wychodzą z tego grubo tarte ziemniaki, które można na przykład przysmażyć. Ciekawa opcja na kamping.

Ośmieleni rozmową, zapytaliśmy o rekomendacje knajpki, w której moglibyśmy zjeść prawdziwego Idahowskiego pieczonego ziemniaka, na co pan odrzekł, że owszem i nawet pokazał nam niebieski dach restauracji... swojego brata, oraz wyciągnął z szuflady kupon na zniżkę.

Samo muzeum jest niewielkie, ale pełne ciekawostek. Historia ziemniaka zaczyna gdzieś w Andach, gdzie rosną kartofle zupełnie nie przypominające naszych, tylko raczej kolorowe pędraki.


Rozmaite mapki i opisy opowiadały, jak ziemniaki przywędrowały do Europy, jak się je uprawia, zbiera, na czym polega sortowanie (nie taka prosta sprawa być ziemniakiem pierwszej kategorii).


Francisco Pizarro, który w XVI w. podbił Peru
i sprowadził ziemniaki do Hiszpanii.
Były też i wystawy, na widok których trudno się nie uśmiechnąć, na przykład kolekcja tłuczków czy obieraczek do ziemniaków...




...albo największy crisp na świecie (crisp robi się z dehydratyzowanych ziemniaków (z mączki), chip – prosto z ziemniaka)...


...albo odzież z ziemniaczanych worków:


Choć ziemniak jest dla nas tak pospolity, w wielu krajach wydano znaczki pocztowe na jego temat.





Wyjaśniło się też, co to za dziwne, wkopane w ziemię struktury mijamy po drodze: to gigantyczne kopce z ziemniakami!


Trzeba też wspomnieć o Spudniku – w 1958 r. Rosjanie wystrzelili Sputnik, a Amerykanie wynaleźli machinę do wykopywania ziemniaków i ponieważ jedno z określeń ziemniaka to spud, niedaleko było do Spudnika. (Tu można obejrzeć filmik o dzisiejszych spudnikach przy pracy.)



No i jeszcze skromne narzędzie w kątku, które przypomniało mi doroczne sadzenie ziemniaków z Mamą – bo w naszym przypadku połowa „maszyny” kopała, a druga wrzucała sadzonki do dziurek :) I tak pińcet razy.


A po muzeum (wpisaliśmy się do księgi gości z hasłem ZIEMNIAK FOREVER) powędrowaliśmy do knajpki na ziemniaka ze wszystkim, co oznacza pewnie z tysiąc kalorii... ale co tam, odchudzać się będziemy po powrocie do domu.



PS 1. Według informacji pobranych w muzeum jedzenie surowych ziemniaków nie jest w ogóle szkodliwe. Jeśli zaś chodzi o ziemniaki zzieleniałe, owszem, zawierają toksyczną solaninę, ale trzeba by za jednym zamachem zjeść ze dwa kilo zielonych kartofli, żeby cokolwiek zaczęło się dziać.

PS 2. Unikatowa rejestracja z Idaho – NIE o ziemniaku :)

Brak komentarzy: