wtorek, 12 stycznia 2016

15:75. gdy zapiał kur czyli koguty na szkółkę

Z najnowszym kraftem na szkółkę niedzielną (a właściwie piątkową, bo wtedy nam wypadła) trochę się rozpędziłam. Zapisuję sobie mentalnie: następnym razem trochę wyhamować.

Temat wydawał się prosty - apostoł Piotr. W porównaniu z innymi apostołami historii do wyboru, do koloru. Powszechnie znane jest jego zaparcie się i pianie koguta, więc pomyślałam sobie, że czemu nie, kogut będzie w sam raz.

Pre-prototyp
Zaczęłam od pre-prototypu, który nawet nie wyglądał jak kogut, tylko raczej przepiórka, jak raczył zauważyć T. Sam koncept był jednak trafiony, tylko trochę wywrotny - trzeba było powiększyć stopy. Sprawdziłam, że samoprzylepny filc trzyma się styropianu (od razu na miejscu, w sklepie :). Nazwoziłam do domu wszystkiego.

Prototyp
W trakcie prac okazało się, że dzieciaków przybyło. Miałam zrobić dziesięć zestawów, potem liczba wzrosła do dwunastu, a wreszcie do piętnastu, czyli o pięćdziesiąt procent!

Wyciachanie piętnastu kogutów (i nóg) z pianki modelarskiej to dłuuugi proces. Następnie wystruganie trzydziestu boków ze styropianu - T znów skomentował, że jego chraping przy moim krojeniu styropianu to żaden hałas i w ogóle nie powinno się o nim wspominać.

Kurnik :)

Brzuszki
Trzydzieści grzebieni z czerwonej samoprzylepnej gąbki (bo nakleja się po dwa, po dwóch stronach głowy, i łączy górną część). Trzydzieści bródek z tego samego materiału. Oczy kupne, takoż samoprzylepne. Piętnaście ogonów po pięć piór (z papieru kolorowego, nazywanego przez tubylców construction paper).

I sterta piór z samoprzylepnego filcu. Nie wiedziałam, na ile dzieciakom starczy cierpliwości, ale przynajmniej 20 na osobę trzeba. Z nadwyżką wyszło koło czterystu sztuk.

Miałam jeszcze pomalować głowy i nogi, czyli części, które nie będą zakryte piórami, ale skapitulowałam. Niechaj sobie dzieci pokredkują.

Ponieważ... okazało się, że filc od papieru ochronnego odkleja się dość ciężko i maluchy pewnie będą miały z tym problem. Na każdym piórze zrobiłam więc małą klapkę, za którą można pociągnąć.

Jakby tego było mało, ucięte wcześniej grzebienie i bródki stanowczo odmówiły odklejania się od papieru. Całe szczęście, że mam na stanie znaczną ilość kropek klejowych (jak te, na których przykleja się czasem próbki kosmetyków w magazynowych reklamach), więc czym prędzej uzupełniłam.

Koguty w akcji
I strugałam te koguty ze świadomością, że w kolejce czeka następne zadanie - renowacja części modelu Przybytku, który w lutym ma pojechać do Izraela celem zainstalowania w Tamar Biblical Park, w dolinie Arawa, na południe od Morza Martwego. Przypadły mi w udziale słupy dookoła dziedzińca - odmalowanie podstaw na miedziano oraz odnowienie (częściowo zrobienie od nowa) srebrnych głowic kolumn. Przeprowadziłam już kilka eksperymentów i chyba wiem, jak to wszystko zrobić. Materiały też już raczej mam. Tylko trzeba się przygotować psychicznie na długotrwały proces - czekanie między nakładaniem kolejnych warstw oraz te same czynności razy sześćdziesiąt :)

A koguty sprawdziły się na szkółce znakomicie, w przeciwieństwie do uczenia piosenki (muszę się dopytać, jak inni to robią, na wypadek powtórki z rozrywki). Oklejaniem ptaka zainteresowała się nawet niepełnosprawna dziewczynka i udało nam się nawiązać troszkę kontaktu, co jest chyba najlepszą nagrodą za kilka wieczorów ciachania i strugania :)

Brak komentarzy: