Choć za oknem nie powstały jeszcze nawet porządne jesienne złocistości, staram się tu i ówdzie coś świątecznego wykleić... czas wszak zasuwa bez względu na moje opóźnienia.
Cieszy mnie jednak ten wstęp do jesieni. Wracałam wczoraj z pracy w zniżającym się słońcu, z leciuchną mgłą - a może to tylko złudzenie? T jeszcze nie był przyjechał, więc wyszliśmy z kotem na balkon powdychać chłodne powietrze. Kot wychodzi z wahaniem, bo nie ma już ulubionego ciepełka; nawet ostatnio przestał zalegać na tym końcu kanapowego oparcia, który znajduje się przy oknie; przeniósł się na poduchę zlokalizowaną bliżej centrum pokoju, bo tam zawsze odrobinkę cieplej.
Na dachu długiego budynku garażowego baraszkowały ptaki z pomarańczowymi brzuszkami - to drozdy wędrowne, u nas pospolite, do Polski nie doleciały. Na Wysokich Drzewach - ostatnio przetrzebionych przez Gibsonów, którzy są ich właścicielami i pewnie boją się gałęzi spadających na dach ich dość obskurnej szopy - przemykają wiewiórcze ogony... Jeszcze trochę i takie oglądanie się skończy, bo będziemy wracać do domu po zmroku.
Do kraftów wracając oraz do tytułu notki - zmontowałam kartkę ze świątecznymi gęsiami. Elementy pochodzą z prezentu od Mrouh, same gęsi zaś - ze stempelka nabytego w Sklepie Drugiej Szansy.
Ciekawi mnie, skąd się ten gęsi temat wziął - pingwiny to jeszcze rozumiem, przynajmniej mają związek z zimowym krajobrazem. Może chodzi o lawn geese, które Amerykanie wystawiają sobie na trawniki i stroją zależnie od pory roku?
Można sobie poguglać lawn goose outfit albo coś podobnego... tylko przypominam, że jeśli się coś zobaczy, to już się nie da odzobaczyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz