[poprzedni odcinek] [następny odcinek]
Jedziemy między innymi przez rezerwat Indian Flathead, gdzie znaki wypisane są w dwóch językach – przy czym we Flatheadowym występują wśród przedstawicieli „naszego” alfabetu znaki przedziwne, choć niby znajome – pytajnik bez kropki, jakieś ptaszki na górze, x do potęgi w czy l z dwiema poprzecznymi falkami.
Nie mam, niestety, naszego własnego zdjęcia (jak się to stało??), więc pożyczam przykład stąd:
A tak język
brzmi w użyciu:
Guglając już po powrocie dowiaduję się, że ten język niby-flatheadzki, na który się natknęliśmy w rezerwacie, przez który przejeżdżaliśmy, to jeden z przedstawicieli grupy języków salisz. Niestety, wiele z nich jest już na wymarciu – posługują się nimi jedynie niewielkie grupki starszych osób, wszędzie wpycha się angielski.
W którymś z komentarzy pod próbką języka na Tubce przeczytałam, że wymowa naszego pięknego polskiego to przy saliszach pikuś – może tam przykładowo występować w kupie trzynaście spółgłosek i ani śladu samogłoski!
Nie mam czasu zagłębiać się w szczegóły (zresztą – i tak ich nie spamiętam, a na następnej wycieczce i tak tubylcze języki będą inne). Polska wikipedia podaje kilka ciekawostek, a tu, już na koniec tematu, są przykłady pisma z dwóch języków z grupy salisz:
Źródło |
Źródło |
Jedyny
ważniejszy przystanek to dziś przełęcz Lolo. Oprócz mnogości znaków, między
innymi o zmianie stanu z Montany do Idaho, było tam raczej pustawo.
Wnętrze Visitor Center okazało się jednak nader pożyteczne. Po pierwsze pani w kasie udzieliła nam informacji o Hells Canyon, do którego planujemy dotrzeć na wieczór, a po drugie – pan emeryt wyopowiadał nam różności przy wielkim modelu okolicznych wzniesień.
Owe ciekawostki dotyczyły głównie Lewisa i Clarka, którzy sunęli tędy nawet dwa razy – w 1805 roku i potem w 1806. Zapytawszy, czy mamy przyczepkę i stwierdziwszy, że nie, pan wysłał nas również na ziemną drogę za budynkiem, prowadzącą na łączkę, gdzie L&C rozłożyli obóz.
I może to atrakcja typu „tu pod tą gruszką” – ale zobaczenie na własne oczy niektórych krajobrazów, które oni widzieli, buduje o wiele lepsze pojęcie o ich wyprawie. Lewis zapisał w dziennikach, że był to niesamowicie trudny odcinek – przedzieranie się przez lasy pełne powalonych drzew, po stromiznach – do tego stopnia, że konie razem z ładunkiem turlały się w dół.
O łące przy Lolo Pass członek ekspedycji sierżant Whitehouse napisał zaś tak:
“We came only 18 miles today & encamped on the branch which run a West course; where we found good Grass for our Horses.”
„Przebyliśmy dziś jedynie 18 mil i rozbiliśmy obóz nad odnogą, co biegnie na zachód; gdzie znaleźliśmy dobrą Trawę dla naszych Koni.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz