Weekend minął najbardziej chyba pod znakiem nowych informacji i mentalnych zmagań z wiadomościami ciekawymi, ale wątpliwymi. To ciężka sprawa, zahaczająca o dysonans poznawczy wynikły z tego, że miejsce pozyskania informacji z definicji traktuję jako wiarygodne; takoż i do osób je przekazujących chciałabym mieć szacunek naukowy. A tu okazuje się, że wieści są co najmniej podejrzane, o ile w ogóle nie bzdurne.
Słyszę na przykład entuzjastyczną godzinną przemowę o tym, że w każdym języku można znaleźć ślady języka edeńskiego (tego z raju), co poznaje się po tym, że w każdym języku znajdziemy słowa podobne do hebrajskich, a hebrajski jest do edeńskiego najbliższy.
Hmmmmm. Fajnie by było... ale coś pachnie podejrzanie. Oczywiście zagadnienie jest bardzo emocjonalne, bo łączy się blisko ze sprawami religijnymi. Staram się jednak oddzielić emocje od jakiej takiej naukowości. Sprawdzam stronę wynalazcy tej teorii, patrzę na listę polskich słów - wygląda na to, że osoba, która tę listę sporządziła, w ogóle nie zna polskiego, bo przykładowo nie zdaje sobie sprawy z prostego faktu, że po polsku "c" czyta się jako "ts", a nie "k"! Pomija też w ogóle fakt istnienia liter diakrytyzowanych. I widzę też kwiatki typu:
GEBA (mug) - hebr. GaBHeeYah - cup, chalice (ang. cup)
Osioł jakiś chyba wyczytał w słowniku o mug w sensie twarzy, jak w "mugshot", ale że mug oznacza też kubek - to wykoncypował, że gęba musi oznaczać kubek. No absurd przecież.
Pół nocy nie spałam. Ułożyłam sobie wreszcie wyjaśnienie i zredukowałam dysonans: otóż prawdą jest, że w każdej parze języków będą słowa podobne. Ale nie można na tej podstawie wnioskować, że wszystko akurat wzięło się z hebrajskiego. No i nie można teorii podpierać tak bylejakimi "badaniami" przez kogoś, kto nijak się na rzeczy nie zna.
Dowiaduję się następnie, z całkiem innej beczki, w kontekście nefilimów czyli biblijnych olbrzymów, że niedawno Sąd Najwyższy USA nakazał Smithsonian Institution ujawnienie tajnych materiałów o tym, że na początku XX wieku owa instytucja zniszczyła wykopane w Ameryce Północnej szkielety gigantów.
Znów mi coś nie pasuje, więc biegnę do internetów i widzę od razu dwie rzeczy: że owa wiadomość pochodzi ze strony z założenia satyrycznej i zawierającej zmyślone wiadomości oraz że strona snopes.com z buta wykazuje nieprawdziwość tej sensacji. Ten dysonans udało mi się w miarę szybko spacyfikować, uznałam go po prostu za bzdurę, tylko trochę nie mogę sobie dać rady z autorytetem, jakim jest dla mnie mówca, który ów śmieć informacyjny puścił publicznie ze sceny.
Czytam sobie potem w domu książkę o Przybytku, między innymi o tym, że deski umieszczano w podstawach, a następnie na skutek wilgotności deski pęczniały, przez co następowało zespolenie elementów. Że co? Deski pęcznieją na skutek wilgotności NA PUSTYNI???
No i słyszę jeszcze powtarzane dość często słowo unctuous - w sensie tego, żeby nasze słowa były takie właśnie. Oj, mam nadzieję, że nie są i nie będą - bo wyraz ten oznacza obślizgły, obrzydliwy, a nie, jak się używającym go w kółko wydaje... nie wiem w sumie, co im się wydaje, ale na pewno coś wielce pozytywnego, co ma wynikać z zestawienia unctuous and blessed. A nie fałszywa, udawana, nadskakująca przychylność, do której nie można mieć zaufania. Tyle, że to słowo pojawia się w często cytowanym tekście sprzed ponad stu lat, stworzonym przez Ważnego Pisarza, i nikt chyba nie zagląda do słownika, co by też taki rzadki wyraz mógł oznaczać.
A dla mnie to problem i jednocześnie wyzwanie dla rozumu, w pozytywnym sensie. Problem polega na tym, że jeśli pozyskuję przez weekend sto informacji, a cztery z nich są bzdurne albo mocno podejrzane, to trochę mi się psuje wiarygodność źródła jako całości, coś na kształt łyżki dziegciu wpadającej do beczki miodu. Ale z drugiej strony - każdy jest sam odpowiedzialny za wiadomości, które słyszy i przyjmuje, więc trzeba mieć przy tym wszystkim rozum otwarty i odsiewać to, co nie bardzo odpowiada logice. Powyrzucać z informacyjnej sieci stare gumiaki i glonowate butelki, zostawić tylko wartościowe ryby.
1 komentarz:
Kasiu, nie wiedziałam, że masz bloga! Ale nigdy nie jest za późno :)
Uczysz się hebrajskiego współczesnego czy biblijnego? Mam trochę materiałów do obu. Jakby czegoś było Ci brak, to napisz do mnie na adres z bloga, pequeninha@kwiatpelargonii.com. Ja też lubię przeszukiwać sieć pod kątem materiałów edukacyjnych, ale niestety trafiają się po drodze różne kwiatki, jak Tobie :)
Unctuous: może chodzi o "namaszczony", od "unction"? Teraz już słowo odbyło już pewną drogę, ale tak myślę, że pierwotnie chodziło o to :)
Serdeczności!
Prześlij komentarz