Bo to jest tak:
Żeby zrobić zdjęcie wpisu w art journalu, trzeba ów wpis przedziurkować i wpiąć. Wtedy się go uznaje za ostatecznie sfinalizowany. Czyli trzeba mieć miejsce na biurku. Czyli trzeba uprzątnąć nagracenie, jakie narasta tam od kilku tygodni. I rozparcelować też zawartość kilku pudeł i toreb, takoż bezładnie wrzucanych do kraftowni. A wcześniej jeszcze wyprasować przynajmniej część zalegającej tam sterty prania. Którą najpierw trzeba zorganizować, czyli nieprasowne poskładać i wynieść.
I DLATEGO ponieważ wczoraj wreszcie wyprasowałam ze dwie trzecie sterty ciuchów, dzisiaj można zobaczyć strony o wiośnie, prawie-że zrobione jeszcze przed wyprawą do Izraela :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz