Papierowa filiżanka skończona i spakowana, jutro będzie wręczona na frezent.
Są w niej różne tam niedoskonałości, ale jak na pierwszy raz to chyba nienajgorzej. Jeszcze jest taki kiks, że zdjęcia pstryknęłam przed potuszowaniem brzegów (tak to bywa, jak się coś robi pędem w ostatniej chwili), więc ostateczna wersja jest ciut lepiej wykończona. (Note to self - zakupić jakiś tani brązowy tusz do brzegów, bo obecny jest już na ostatnich nogach.)
Wykrój na filiżankę znalazłam w internetach, talerzyk machnęłam od... talerzyka, na oko :) Ale fajnie byłoby mieć szablon dokładnie dzielący koło na szesnaście klinów, a nie tak trochę byle jak.
Piękna to była chwila, kiedy wysklejałam już dwanaście klinów zewnętrznych, następnie dwuczęściowe uszko, następnie drugie dwanaście klinów - tym razem wewnętrznych. I wreszcie można było przytwierdzić denka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz