Wyjątkowo trudno jest mi po tej wyprawie wrócić do codziennej rutyny. A dobrze, że rutyna istnieje, bo wymusza pewne zachowania, żeby choć po kawałku wciskać się w stałe ramy dziennego programu. I dobrze też, że pozostały pewne obietnice i zobowiązania, które też napędzają działanie.
A wycieczka była piękna i przerosła oczekiwania... a obawy były raczej niepotrzebne. Napatrzyłam się piękna i nawdychałam nowych informacji na dłuuuuugi czas :)
I jak tu zabrać się za setki emaili czekających w pracowej skrzynce? Przeraźliwie mi się nie chce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz