sobota, 11 kwietnia 2015

15:37. meteorefleksja

Wczorajszy dzień w pracy był trudny, a przynajmniej jego pierwsza część. Cieszę się jednak i doceniam, że mimo wszystko przebiegał rutynowo - wstałam, śniadanie, poczta, internet, nieco kurodomostwa, praca. Kilkadziesiąt kilometrów na zachód ludzie wstali i nie mają domów. Dzień wcześniej przeszło tornado i jedną wioskę - około dwustuosobową - całkiem zniszczyło, nie ostała się ani jedna struktura. W wielu innych miasteczkach poniszczyło część budynków. Straty w ludziach na szczęście nie były wielkie: na całej trasie tornada zginęły tylko dwie osoby, co oczywiście też jest ważne, ale dzięki temu, że istnieje system ostrzegania i ludzie wiedzą, co robić, zdołali się pochować i przeżyć.

Oglądam wiadomości z wioskowej restauracji, gdzie w piwnicy ukryło się dwanaście osób: właściciele, kilkoro gości i jeszcze kilka osób, które akurat przejeżdżały, a że to jedyny budynek w całej okolicy, to schowali się razem z pozostałymi. Z budynku pozostała ruina , ale nikomu nic się nie stało. O dziwo, przetrwały też wytłoczki z jajkami w spiżarni.

Czytam o małym ZOO, które też ucierpiało od tornada. Zginęły dwa zwierzaki, reszta żyje - a do ZOO zbiegły się setki wolontariuszy, żeby pomagać przy sprzątaniu, odbudowie płotów i innych struktur. Inni przywożą wodę, jedzenie dla pracujących, pożywienie dla zwierzów. Uruchomiono konto, gdzie można wpłacać datki - wczoraj wieczorem było 50 000 dolarów, około jednej czwartej kwoty, jaka będzie potrzebna na naprawy.

W innych miejscach również trwa sprzątanie i naprawa. Pracują, oczywiście, organizacje rządowe, ale też i masa zwykłych ludzi.

I takie wydarzenia podkreślają, że jest wiele dobra w człowieku. I że trzeba doceniać to, co się nie stało.

Brak komentarzy: