Właściwie wszystko kręci się tak szybko, że nie wiem nawet, co wybrać do utrwalenia. Chociaż może powinnam to stwierdzenie zmienić, bo niektóre sprawy wcale nie są szybkie. Może raczej gęste. W tej charakterystyce zmieściłoby się wiele spraw z pracy, które z wierzchu wyglądają na proste i krótkie, ale jak się zacznie je załatwiać, to okazują się całą matrioszką, z której wyłazi coraz to nowa warstwa zapytań i potrzeb.
Ale jakoś się to wszystko posuwa. Nauka hebrajskiego przyschła, ale zamówiłam sobie rozmówki, które na dniach winny dotrzeć - będę sobie czytać w samolocie (jedenaście i pół godziny, olaboga). Mam wyobrażenie i kolejność zwiedzania Jordanii. Wizyta u fryzjera zaliczona. Paczauki zamówione. Obuwie zakupione. Zdobyłam też linijkę z "plastikiem powiększającym" do ewentualnego czytania drobnego druczku na mapach, gdyby się okazało, że te moje testy okularowo-kontaktowe nie były jednak tak skuteczne, jak mi się natenczas wydaje.
T czeka jeszcze na statyw i kijaszek do aparatu (zdaje się, że pojedzie tylko kijaszek). Przećwiczyłam wiązanie chusty na głowie. Same chusty (oraz plecak codzienny) trzeba jeszcze wyprać, ale czekam na suchszy dzień, bo dziś na przykład leje i nawet przebąkują coś o zagrożeniu tornadowym.
I jeszcześmy na koncertach byli - na Pasji wg. św. Jana w Harris Theater w Mieście, jeszcze przed Wielkanocą. Potem, w zeszłą sobote całkiem spontanicznie popędziliśmy w środku nocy do Planetarium na oglądanie zaćmienia Księżyca. Bonusowo zobaczyliśmy też Saturna - cudna sprawa, naprawdę widać pierścienie! Ale się musiał zdziwić pierwszy człowiek, który sobie zdał z tego sprawę.
No i wczoraj jeszcze byliśmy na (głównie) niemieckich piosenkach z tak 20-tych i 30-stych. (Pasja też była po niemiecku... coś nam się proporcje obecności języków w życiu zamieszały ostatnio).
I jeszcze montowanie paczki, bo Pasierbiczka się przeprowadziła do Hiszpanii, a zarazem nadchodzą jej urodziny. I przygotowanie zmrzlin dla Pisklaka w ramach barteru opieka nad kotem = wyżywienie człowieka. Jest co robić :) I wstępne przygotowania do robienia dekoracji na imprezie dla panny młodej 17 maja. I jeszcze konwencja nadchodzi (ale to dopiero końcówka maja na szczęście) - krafty na szkółki się będzie robiło.
Dzięki temu wszystkiemu nie mam nawet przestrzeni w rozumie, żeby się głęboko zastanawiać nad tym, że są ludzie, którzy trochę ciągną mnie w dół. To dłuższe zagadnienie: na ile jest się odpowiedzialnym za innych? Pewnie, że można zupełnie machnąć ręką - szczególnie, jeśli ktoś jest starszy i skuli tego na logikę powinien być mądrzejszy - ale jeśli właśnie logiki tej czy innej osobie brakuje? I ściąga w dół bzdurnym gadaniem albo czynami, które trudno postawić sobie za wzór do naśladowania? Myślę whatever i zasuwam dalej. Bo nie da się wszystkiego upchnąć w życiu, więc wybieram sprawy pożyteczniejsze, przydatne dla większej ilości osób. I takie, które ciągną w górę. Tylko gdzieś tam czai się drobny wyrzut sumienia, mimo wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz