Poniższe klejenie zaczęło się w zeszłą sobotę i dodawało się po trochu przez cały tydzień. Najpierw karton i ścinki (koniecznie trzeba zakupić nowy zapas kartonu do akwareli, jadę na ostatniej kartce), gesso, farby rozmaite - akrylówki, emalie jakieś tam ponabywane przy różnych okazjach. Aa, i jeszcze ścinki takiej szerokiej plecionej wstążki, zakupionej w rodzinnym Ch. Wszystko się przecież przyda, to tylko kwestia czasu :) (Rzekł chomik, tuż przed przysypaniem wieloletnimi zbiorami).
Potem poszedł papier ścierny, krakle czyli spękania i właściwie nowość - taka błyszcząca folijka, Tamise Variegato Mix. Przeciekawa sprawa, pudełko wielkości standardowej kostki masła waży trzy i pół grama, i z pewnością wystarczy mi do końca życia. Materiał dostany w prezencie od koleżanki zza płota.
I stąd mamy słowika w granatową noc oraz wiosennego megaturkusowego motyla, w towarzystwie chińskiego papieru nabytego w lokalnym Chinatown.
Z egzotycznymi papierami bida - chciałam coś wykorzystać w dzisiejszej kartce, przeglądam pudełko i napotykam wielki wewnętrzny opór. Bo się zużyje! W pudełku mieszkają kawałki zamówione w dystrybutorni papieru w Michigan - kupuje się na wagę i przychodzi asortyment większych i mniejszych ścinków z różnych stron świata, przeważnie chyba z Azji. I przecież można zawsze zamówić nowe, a tu tak trudno pożegnać się z tym, co już mieszka w pudełku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz