Art journala dawno tu nie było... wracam zatem do stron uklejonych chyba ze dwa miesiące temu - z resztek różnych, które szkoda mi było wyrzucić. Ze sreberka zalecającego, by zachęcać siebie do podejmowania wyzwań (albo jakoś tak) - a ostatnio nie mam właściwie nawet czasu, żeby się zastanawiać nad wyzwaniami, nad tym, czy są trudne - szczególnie w pracy: trzeba po prostu wbijać widelec w to, co właśnie spadło na biurko i starać się nie spaprać zagadnienia. I tak dalej.
Nie chodzi oczywiście o to, żeby wymalować sobie pysok na kolory występujące w naturze tylko w upierzeniu ptactwa egzotycznego i na rafie koralowej - ale czasem mam wrażenie, że wdałam się właśnie w coś tak oderwanego od rzeczy robionych poprzednio, jak owe kolory makijażu.
A guzików nigdy nie ma za wiele - i kiedy patrzy się na nie z bliska, to i księżyc można dojrzeć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz